poniedziałek, 30 grudnia 2013

Zwiad II, tj. 2,5 dnia z życia średniowiecznego menela

A więc postanowione, robimy z tej wyprawy operację cykliczną.

Zbieraliśmy się z tym niedługo, zebraliśmy w sumie 4-osobowy skład wyprawy - frekwencja jak w zeszłym roku. Ja, Kaspian, Błażej i Żarów.

Ruszyliśmy z grodziska Owidz k. Starogardu Gdańskiego na wschód, w piątek 27 XII oddalając się od zabudowań zaledwie 3km. Start w godzinach popołudniowych wymusiły drobne problemy z dojazdem do punktu startowego. Wg kalendarza w ostatnie dni roku kalendarzowego słońce zachodzi ok. godziny 15.30, więc niespełna godzinę wcześniej przyszło nam szukać miejsca pod obóz. Znaleźliśmy je na niewielkim płaskowyżu ze stromym zboczem nad rzeką.

Ruszyliśmy dalej w sobotę po świcie. Zwinęliśmy obóz, tobołki na plecy i marsz. W pomorskich lasach nietrudno o zwierzynę, 2 razy natknęliśmy się na sarny. Niestety, brak sprzętu miotającego i uprawnień łowieckich przekreślił nasz ewentualny obiad.
Dnia drugiego przeszliśmy ok 21km, odwiedzając katedrę w Pelplinie. Nocleg przyszło nam organizować kilka kilometrów dalej od zaplanowanego miejsca. Tym razem nad jeziorem.
Trzeciego dnia zrealizowaliśmy trasę 13km docierając do Owidza, skąd wyszliśmy, po drodze odwiedzając miejsce, gdzie kręcono fragment "Krzyżaków" Forda, jez. Jammertal. Tak, to tam stał Spychów.
Noclegi obydwa w terenie, jak na koniec grudnia temperatury były łagodne, raczej nie spadły poniżej zera, choć w niektórych miejscach leżał śnieg.
Drugiej nocy przez kilka godzin padał deszcz. Mimo wilgoci udało się rozpalić ogień krzesiwem na hubce z przepalonego beztlenowo lnu i rozpałce z suchej trawy chowanej za pazuchą. Warto korzystać z suchej trawy która nie leży bezpośrednio na ziemi, a która stoi nad ziemią na wysokość stopy (lub więcej) - zwłaszcza tej o dość szerokich, ale cienkich liściach, które po zmieleniu w dłoni i wygrzaniu za pazuchą genialnie przejmują żar złapany przez przepalony len. Ciepło ciała jest w stanie usunąć wilgoć złapaną przez trawę z powietrza. Zrywając trawę na rozpałkę w połowie dnia, wieczorem mamy gotowy materiał do rozpalenia ognia.
Łącznie trasa wyprawy objęła 37km (wliczając kluczenie po lasach) trasą, którą z grubsza rysują lokalizacje: Owidz - Barchnowy - Ropuchy - Pelplin - Klonówka - Rywałd - Szpęgawsk - jez. Jammertal - Kochanka - Starogard - Owidz.
Mój bagaż wyniósł 15,2kg, w tym:
* plecak "baleron" (koc, płachta lniana, trochę drobnicy, rondel żelazny)  - 6,7kg,
* manierka gliniana - 1,4kg,
* torba z prowiantem - 1,1kg,
* kord - 1kg,
* koc 2kg,
* strój łącznie 4kg.
Niestety nie zważyłem dwuipółmetrowej włóczni. U pozostałych załadunek wyniósł więcej, ok 20-22kg na osobę. Z doświadczeniem każdy odciąża bagaż do niezbędnego minimum.

Wyprawa przyniosła nam kilka doświadczeń. Po pierwsze przed każdym spadającym drzewem chroni nas igłowa rękawiczka. Po drugie - chleb to nienajlepsza poduszka, bo boli od niego ucho. Po trzecie - czapka filcowa to słaby ekran od żaru, lepiej się od niego odsunąć.

Więcej zdjęć tutaj.

środa, 27 listopada 2013

Sploty - czy to ważne?

Dziś słowo o tym co oferuje nam rynek a co powinien nam oferować. W skrócie: w materiale źródłowym przeważają sploty skośne. A co nam oferuje rynek? Wełny płócienne i jodełkowe, a jakże by inaczej. Znane oczywiście były, ale nie zestawiały razem większej części splotów wełen. Nie mówię że te powszechne w średniowieczu nie występują w ogóle; są, ale mogłyby się pojawiać częściej i na szerszą skalę. Mówią, że popyt kształtuje podaż. Bzdura. To podaż kształtuje popyt. Choć nie do końca "allegrowy rynek" jest kształtowany pod nas, rekonstruktorów. Warto będzie następnym razem zastanowić się czy to co jest fajne na allegro, będzie też fajne z historycznego punktu widzenia.

Trochę konkretów. Analiza splotów tkanin kołobrzeskich (ostatnia ćwierć XIII w. - początek XIV w.) wykazała, że na splot diagonalny 2/1 składało się 87,96% tkanin wełnianych znalezionych w tym mieście. Wełny w splocie płóciennym i diagonalnym 2/2 nie miały większego znaczenia. Podobny udział wykazały badania nad tekstyliami z Międzyrzecza (XIII w. - połowa XIV w., ponad 70%), Lund (XIII - XV w., 65%). Na zachodzie występował rzadziej, od 5% w Lubece do 50% w Oslo, w Dokkum w ilości śladowej, ok 5%.
Wśród znalezisk niderlandzkich króluje splot diamentowy (42-81%) i diagonalny 2/2 (11-51%). Na trzynastowieczne tekstylia z Elbląga składało się 40% tkanin w splocie skośnym 2/1, 10% wełen płóciennych, 15% wełen diagonalnych 2/2.
Wśród znalezisk gdańskich z Lastadii, Wyspy Spichrzów i Panieńskiej 3a udział splotów przedstawia 79,45% tkanin płóciennych, 16% tkanin skośnych 2/1 i 2,43% tkanin skośnych 2/2 (patrz: wykres z prawej). Nieco ciekawiej przedstawiają się znaleziska londyńskie, zwłaszcza jeśli zestawić 1. połowę XIV w. z 2. połową tegoż stulecia. Wśród tekstyliów z 1. poł. XIV w. wyszczególniono 37% tkanin płóciennych, 40% tkanin skośnych 2/1, 9% tkanin skośnych 2/2 i 14% innych. Wśród tekstyliów z 2. poł. XIV w. wyszczególniono aż 83% tkanin płóciennych, jedynie 3% tkanin skośnych 2/1, 7% tkanin skośnych 2/2 i 7% innych. Zwraca uwagę drastyczny wzrost udziału tkanin płóciennych i spadek udziału tkanin skośnych 2/1. Reszta splotów bez większych zmian.
W zestawieniu ogólnym wiek XIV w zakresie tekstyliów w Londynie prezentuje się to następująco: 64% tkanin płóciennych, 18% tkanin skośnych 2/1, 8% tkanin skośnych 2/2 i 10% innych. Dane przedstawia diagram z lewej.

Znany i lubiany człowiek z Bocksten. Wiadomo o nim, że tunikę i obydwie pary nogawic także miał w splocie diagonalnym 2/1, w sorcie wełny nazywanym w Skandynawii vaðmál (słowo znaczy dosłownie: miara materiału).

Warto także przytoczyć analizę splotów odzieży z Herjolfsnes. Niezbyt powszechny w środkowej Europie splot skośny 2/2 tutaj - dominuje. Składa się na niego 82,5% wszystkich tekstyliów z Herjolfsnes. Splot diagonalny 2/1 tworzy jedynie 2,9% znalezionej odzieży. Znaleziono też 1 fragment tkaniny o splocie diamentowym

Co poza 3 zasadniczymi splotami? Ano występowały też inne, mniej lub bardziej powszechnie. Nie poruszyłem przede wszystkim znanych splotów takich jak jodełka (herringbone twill), diament i psi ząb. Jodełki w literaturze występują jako splot skośny łamany. O ile udział splotów diamentowych w archeologii Europy zachodniej jest znaczny, o tyle w polskiej archeologii średniowiecznej nie natknąłem się jeszcze na przykłady tego splotu. Podobna bieda źródłowa dotknęła jodełkę. Splot był znany już w czasach kultury Hallstatt, ale nie zyskał większej popularności.

Jak mniej lub bardziej jasno wynika z powyższego, bardzo licznie występuje splot diagonalny 2/1. W anglojęzycznej literaturze występuje pod terminem 2/1 twill (nie mylić z tweed). Wygląda to mniej więcej tak:

Niestety z moich informacji wynika, że jest on słabo dostępny na obecnym rynku tekstylnym. Pozostaje mieć nadzieje na jakieś lobby, które zwiększą jego dostępność, bądź dojścia z zagranicy.

wtorek, 29 października 2013

Operacja D Ł U B A N K A

Komandoria Północ nie śpi, mimo końca sezonu. Padła koncepcja wystrugania dłubanki. Koncepcja zrealizowana.
Realizacja operacji "Dłubanka" zajęła nam 3 październikowe weekendy. Strugaliśmy w pniu topoli 42x450cm przy użyciu wyłącznie ręcznych narzędzi, głównie replik narzędzi z epoki. Łódź jednopienna została zrealizowana w oparciu o materiał archeologiczny z obszaru południowego wybrzeża Morza Bałtyckiego, głównie na podstawie znalezisk z rejonu Gdańska. Długość łodzi pokrywa się z przeciętną długością znalezisk, z kolei średnica pnia zbliżona jest do najmniejszej znanej z materiału archeologicznego.

Podczas strugania próbowaliśmy metody wypalania drewna znanej z przekazów pisanych. Metoda ta okazała się jednak mało skuteczna, postanowiliśmy więc skupić się na cięciu drewna przy użyciu cioseł, siekiery i dłut. Korzystaliśmy też z piły i ośnika. Rozmiar łodzi ograniczył równoczesny dostęp do prac nad łodzią do 4 osób. Otrzymane ścianki mieszczą się w przedziale 2-4cm grubości drewna.

Nie obyło się bez błędów. Okazało się że pień został przez nas skrócony za mało od strony rufy, co zaowocowało przeciekami do tylnej komory. Pęknięcie zostało zalane dziegciem, choć rozwiązanie to nie zabezpiecza komory w 100%.
Z uwagi na brak wcześniejszych doświadczeń w rzemiośle szkutniczym nie przewidzieliśmy wszystkich kwestii konstrukcyjnych, jednak to tylko dowód na to jak małych kwalifikacji wymaga konstrukcja dłubanki; średniowieczni mieli wiedzę praktyczną, my - nadrobiliśmy ją wiedzą źródłową. Bez wątpienia większych kwalifikacji wymaga konstrukcja łodzi klepkowych.

Praktyka pływania łodzią jednopienną przysporzyła nam sporo trudności, z uwagi na wywrotność samej łodzi jak i korzystanie z niej na wodzie płynącej, a nie stojącej. Sprowadziło nas to do instalacji pływaka, który naszym zdaniem jest najbardziej logicznym i najłatwiejszym w wykonaniu stabilizatorem łodzi okrągłodennej. Instalacja pływaka spowodowała że do nawigacji dłubanką nie potrzebne jest praktycznie żadne doświadczenie.

Uzyskana łódź jest w stanie unieść maksymalnie 2 osoby. Przeznaczona do użytku na wodach śródlądowych. Znana i lubiana w Europie centralnej przez całe średniowiecze.

Jednostka ochrzczona została wdzięcznym imieniem Twoja Dawna i ceremonialnie zwodowana, 27 X 2013 r.

Projekt został zrealizowany przy współpracy z Grodziskiem Owidz.

środa, 9 października 2013

Volkfest №1

Jeśli ktoś pomyślał że nic się nie dzieje to jest w błędzie. Ilość przedsięwzięć pochłonęła mnie do tego stopnia, że nie było czasu pisać. Czytelników przepraszam, nadrobię.


A co się działo? Projekt Volk zamknął sezon letni 2013. Kameralnie, ale za to maksymalnie historycznie. Rzadko zdarza się imprezy na tyle spójne materialnie i pozbawione współczesności co Volkfest.

Pogoda przed samą imprezą stawiała przed nami wiele znaków zapytania. Padało w sumie cały tydzień, ale synoptycy z wetteronline.de zapowiedzieli pogodę jak na zamówienie na 3 dni przed imprezą. W 99% spełniło się.

Turniej opi3rdalania się wygrał Leśny. Szkolenie z naalbindingu przeprowadzone. Zupa grzybowa z 1 grzyba ugotowana. Drewno obladrowe i kostki słomy wyeliminowane. Ogólne rozpasanie i chillout.

Działań wojennych bataliony chłopskie nie powzięły. Głównie z uwagi na brak puszek do otwierania)

To koniec sezonu letniego, w końcu przerwa od wyjazdów. Było wyjątkowo mokro.
Znając życie rozpoczną się prace merytoryczne i pomniejsze projekty praktyczne. Ale Volk nie śpi, sezon u nas trwa cały rok.

Sezon jesień-zima, mode: on.

środa, 21 sierpnia 2013

Schwetzin-Krockow-Karwenbruch-Krockow

Mówią Świecino-to, Świecino-tamto, a my postanowiliśmy nie siedzieć cały czas w obozie, ale też pozwiedzać. To - zdaje się - drugie przedsięwzięcie pod Volkową banderą. Hasło: wyprawa. Sobota 6.23 rano, wymarsz.


Postanowiliśmy przetestować marsz z minimalnym obciążeniem, przetestować jak to jest iść bez koców, hełmów, tarcz i zapasów żarcia. Przetestowaliśmy, choć podłoże nie było pożądane - większość trasy wiodła przez asfalt i jego pobocza. Albo za twardo, albo za mokro - rosa jeszcze nie wyschła.


Trasa Świecino-Krokowa-Szary Dwór-Karwieńskie Błota-Plaża liczy 14-km, błędnie określiliśmy ją po mapie na 12km. Łącznie z powrotem, nie zrealizowanym do końca z uwagi na brak czasu, zrobiliśmy 22km w 6 godzin, uwzględniając ok 30min przerwyt na postój na plaży i kolejne 30min na pozostałe postoje.


Korzystaliśmy też z dróg leśnych, żwirowych, wydm i przeprawialiśmy się przez rowy. Z tak okrojonym sprzętem można oczekiwać przy lepiej przygotowanej kondycyjnie ekipie ponad 40km w ciągu 1 dnia, zakładając brak lub śladową ilość asfaltowych dróg na trasie.


Wnioski na kolejne wyprawy: trochę lepiej opracować szlak. Asfalt jednak trochę za bardzo ściera podeszwy i męczy nogi, o psuciu klimatu nie wspomnę. Nie obeszło się bez zabrania zbędnego sprzętu. Za dużo ubrań, za mało wody. Ale dotarliśmy, trasa w 75% zrealizowana. Gdyby nie fakt, że w południe trzeba było się stawić w obozie, zrobilibyśmy trasę w 100%.


Udział wzięli (od lewej): Kaspian, Lutobor, Numlock, Jaksa.

-Koniec-

niedziela, 4 sierpnia 2013

Пехотные щиты

Сегодня слово о щитах, которыми пользовались пехотные войска в городе и в поле. Модели, технологии, хват, защита края.

Павезы
Происходят из земель Мазовии-Пруссии-Ятвяжи-Литвы и оттуда их самые древние изображения (если понимать павезу как щит с вертикальным желобом посреди). Однако, на первом этапе развития - это щиты, которыми пользовалась знать — подтверждают такое из первые изображения — держат их князя Тройден, Вацлав, Кейстут и Семовит II. Это шиты небольшие по размеру, близкие к трехугольным щитам 2ой половины 14. века. (ок 70-80см). Наблюдается пик их популярности среди пехотных войск начиная с 40гг 15 века. И с этого момента датируется большинство сохраненных экземпляров.

Баклер
Изображений пехоты с баклерами довольно много. Малый, круглый щит, хорош для патрулирования улиц, возможно тоже к безкровавому успокоению особенно активных хулиганов. Щит просто создан для борьбы на городской стене.

Айшильд — овальный щит

В последнее время все чаще наблюдающемся в движухе, и, что более, богато документированным источниками — овальный щит, здесь — в качестве черновика — названный здесь по-немецки Eischild (щит-яйцо). Встречается похожие щиты еще в древности, присутствует среди источников раннего средневековия (Codex PER F 17), однако в эпоху викингов можно считать его интересной подробностью насчет больших, круглых щитов, являющихся нормой в масштабах Европы. Похожее наблюдается также в высокое средневековье, но, начиная с рубежа 13 и 14 вв популярность этого типа щитов растет, особенно среди пехоты, хотя монополией на яйцеобразные щиты пехота не обладала. В качестве доказательства приведем щит Карла фон Трир (1265-1324; щит датируется 1320 годом). Среди изобразительных источников довольно часто встречаются вплоть до конца 15 века. Стоит заметить, что среди изображений пехоты павезы практически не выступают (до гусситских войн), овальные щиты являются самой безопасной и нейтральной моделью щита.

Трехугольный щит
Бывает и такое, что встречается в изобразительных источниках ополченцев, но при этом все же является типично рыцарским щитом. Теоретически — источник для трехугольных щитов — есть, но смотря с практической точки зрения — это щит всадника, который справлялся использован с верху коня. Пехота не стремилась к тому чтобы защищать ноги, если колени может прикрыть щит. Подобные изображения следует читать осторожно: мастер изображал пехоту, которая ежедневно не ходила с большими тяжелыми щитами по улицам города; изобразил такой щит, какой увидел, например на турнире.

Другие: Итальянская павеза, Вроцлавская павеза
Как я только что написал, пехота ежедневно не ходила с большими тяжелыми щитами по улицам города. Как и сегодня — полицейские не патрулируют города с употреблением щитов, которыми они пользуются вовремя беспорядков. Вес мешает во всем. Более вероятно - похожее было использование больших щитов полицейскими в эпохе (конечно, кроме использования в битвах, которого сегодня нет). К таким принадлежат также вроцлавская павеза (отличающаяся от Айшильда лишь нижним краем) а также итальянские павезы, чаще всего четырехугольные, напоминающие древнеримские scuta.

Щиты, чаще всего изготавливали из липы, по причине особенных свойств этого дерева. Уже норвежский закон 13. века инструктирует изготавливать щиты из этой древесины. Липа — удобное дерево для изготовления щитов, потому что трудно ее расщепливать, что важно при ударах в край щита. В качестве примера приведем эксперимент, который я провел некоторое время назад на липовом пне. Надо было вбить топор на ¾ высоты пня чтобы разщепить его на 2 части. Конечно, это зависит от многих факторов, как влага, плотность слоев и др. Суть в том что древесина других сортов щепится намного легче. Мне кажется что не без причины почти все сохраненные щиты на бильдиндексе представлены с подписью Lindenholz (липовое дерево). Тоже не без причины остается проблема укреплений края, которую «по логике» в движухе встречается, зато в оригиналах подтверждения не имеют. Щиты просто изготавливали из подходящего сорта дерева (не из фанеры). Кроме того, техника принятия удара в щит выглядила в средневековье немножко по другому.

Следует заметить также, что щиты-шедевры — дело характерное для 2ой половины 15 века. Некоторые технологии используемые реконструкторами начала 15 века (как это мудро кто-то назвал) «per analogiam к временам пораньше», например надпись готическим шрифтом по краю щита + изображение святого посреди. Как долго я в курсе изобразительных источников — не нашел еще источника для подтверждения подобного. В довольно схематических изображениях чаще всего найти щиты с простым дву-трицветным геральдическим мотивом, либо даже непокрашенные. И этого следует держаться, конечно — не забывая и про сохранившиеся экземпляры.

Слово про ремни. В павезах преобладают центральные ремни в роде буквы Т. На Айшильдах выступают 2 варианта: горизонтальный, на подобу рыцарских треугольных, либо вертикальный, с кистью внизу. Первый вариант подтверждает Вроцлавский щит и щит Карла фон Трир. Второй вариант подтверждает итальянская фреска замка Avio 2 половины 14 века.
Для больших щитов советуется использование добавочного ремня через плечо. Надо также начать тему подкладок для заклепок на ремнях. Большинство известных мне источников указывает либо гвозди, либо заклепки с квадратной подкладкой. Широко распространенный вариант цинкованных подкладок — некорректный.

Историческое крашение щитов — настолько широкая тема, что следует посвятить ей отдельную статью, как и клею, который используется для производства щитов. Прододжение следует.

wtorek, 18 czerwca 2013

Szwy, dawniej i dziś

Z pozdrowieniami dla p. Krzysztofa J. z Polski Dzielnicowej, który pomysł na wpis u mnie zainspirował. Krótko i rzeczowo o ubiorach "maszynowo szytych, ale za to z ręcznym wykończeniem".

W sumie nie wiadomo skąd wziął się mit mówiący o tym, że podobno szwy maszynowe nie różnią się od dobrze zrobionych ręcznych. Doszedłem do jednej z możliwych teorii, ale to bardziej ciekawostka niż sensowne wyjaśnienie. Osobie, która pierwszy raz to powiedziała, mogło chodzić o częstotliwość przeszyć krawędzi materiału. W średniowieczu bowiem samo szycie było zwieńczeniem procesu tworzenia ubioru, ułamkiem czasu poświęconego na jego przygotowanie, którego większość zajęło przędzenie nici i tkanie materiału. Stąd właśnie dokładność i gęstość szwów jakie możemy zaobserwować wśród zachowanych fragmentów ubiorów średniowiecznych. Nie usprawiedliwiam tu (co chyba najłatwiej zauważyć) przeszywek pikowanych co 10-15mm, za to ręcznie, ale opisuję konkretny proceder, który najwyższy czas eliminować.

Istota mitu leży w tym że ktoś opacznie zrozumiał tę frazę, dochodząc do wniosku, że gęstość szwu to jeden z objawów poprawności maszynowych szwów, co spowodowało finalnie ich powszechne zaakceptowanie w środowisku (którego nazwanie rekonstruktorskim byłoby przesadnym uogólnieniem). Co ciekawe, problem dotyczy głównie szeroko pojętej okołogrunwaldszczyzny; nie zaobserwowałem obnoszenia się z "maszynowo szytymi ciuchami, ale za to z ręcznym wykończeniem" w innych okresach średniowiecza. Na pewno nie na taką skalę, jak ma to miejsce w okołogrunwaldzkiej. A problem leży w tym, szanowni czytelnicy, że natura tegoż jest morfologiczna. A mianowicie, szew maszynowy jest dwuniciowy. Spotkali się z tym na pewno ci, którzy pruli już worki wojskowe, ostatnio dość popularne źródło naturalnego koloru lnu w rekonstrukcji. Tak jest, jedna nić, która wchodzi w grubość szytych warstw materiału, i druga, która ją podtrzymuje. Nie ma tego przy ręcznych szwach. Nie dotarłem przynajmniej do znalezisk takich szwów.

Oczywiście pomijam fakt, że większość owych "ukrytych szwów nośnych", popularyzowanych obecnie w polskiej rekonstrukcji, wykonana jest syntetyczną nicią. Ukryty mrok to nie mrok? Czyżby?

Jeśli oczekuje się od ludzi jakkolwiek pojmowanej historyczności, nie można sobie pozwalać na umaszynowienie produkcji historycznego sortu, od strojów począwszy a na uzbrojeniu skończywszy. Są pewne niuanse spowalniające ten proces, choćby możliwości pozyskania wiarygodnych półproduktów i ich odpowiedniej obróbki (jak np. uzyskać hełm z kęsa żelaza dymarskiego, bądź tunikę z ręcznie przędzionej wełny z prymitywnej owcy, hm?); wiemy jednak, że to, czym się zajmujemy, jest dążeniem do ideału, a nie konkretnym stanem. Najgorsze, co można zrobić, to zatrzymać się na konkretnym etapie i spocząć na laurach. Najwyższy czas zacząć odróżniać rekonstruktorów od przebierańców i rekonstrukcje ubioru historycznego od kostiumów teatralnych. Taka prawda.

sobota, 1 czerwca 2013

Podeszwa a podłoże...

...czyli o brukowaniu ulic i co z tego wynika. Swojego czasu zaczęła mnie zastanawiać kwestia podkuwania butów w średniowieczu. Całkiem serio. Wśród przewałkowanych na freha.pl argumentów pro i contra należałoby zająć jakieś stanowisko. Zacznijmy od początku.

Jak powszechnie wiadomo podkuwali buty Rzymianie. Podkuwali nie tylko obuwie wojskowe, znane są także obiekty butów dziecięcych z gwoździowaną podeszwą. Wiadomo jednak także, że między średniowieczem a starożytnym Rzymem ciągłości kulturowej - brak. A widać to bardzo wyraźnie po znaleziskach obuwia. Kilka stuleci zaawansowane technologicznie rzemiosło szewskie Rzymian, od caligae do calcei w północnych prowincjach i nagle od IV-VI w. - jednokrójki, tzw. buty w kształcie worka. Przypomina to trochę odwrotność amerykańskiej archeologii, gdzie długo długo obserwujemy paleolit aż tu nagle wytrysk zamków kołowych i nowożytnego budownictwa kolonizatorów:)

Pojawienie się żelaznych elementów podeszwy uważać należy za konsekwencję pojawienia się brukowanych ulic. W średniowiecznych miastach bruk na ulicach zaczął się pojawiać od XIII w. (pomijając oczywiście starożytne pozostałości dróg rzymskich, które w wielu przypadkach leżą do dziś, choćby Via Appia). Mowa oczywiście o tych ważniejszych miastach. Na ziemie obecnej Polski praktyka brukowania ulic przywędrowała w XIV wieku, a jej upowszechnienia należy dopatrywać się w wieku XV. Oczywiście utwardzanie ulic niekoniecznie musiało awansować z dnia na dzień od klepiska do bruku; znane są przecież praktyki utwardzania nawierzchni drewnem. Trakty przez Żuławy Wiślane z bali drewnianych budowali jeszcze Goci; w wielu osadach i grodach budowano drewniane kładki jeszcze we wczesnym średniowieczu. Podobnych kładek można dopatrywać się w miastach pełnego i późnego średniowiecza. Niekoniecznie miejski krajobraz musiało cechować błoto, syf i gnój jak w westernach.

Najstarsze znaleziska z zachodniej Europy potwierdzające podkuwanie podeszw datuje się od połowy XV w. i nie należą do licznych. Wymienię 2 znaleziska: patynkę skórzaną z Londynu (ok 1440) i podkutą zelówkę z Paderborn oraz 1 przedstawienie - Hans Siebenbürger - Męczeństwo św. Urszuli, ok 1470-80. Potwierdza to fakt, że pojawienie się bruku na ulicach wymagało pewnego czasu adaptacji technologii szewskich do zaistniałej sytuacji.

W ogóle podkuwanie podeszw wymagało określonego przygotowania technologicznego, które to podkuwanie umożliwiło. Wymagało to przede wszystkim warstwowej konstrukcji podeszwy. Doszywanie kolejnych warstw umożliwiło pojawienie się otoka, tj. wąskiego paska skóry wszywanego na styku przyszwy i podeszwy. Początkowo miał on jedynie funkcję uszczelniania szwu i pierwotnie był niemal całkowicie schowany w grubości podeszwy. Z czasem szewcy doszli do wniosku, że rozszerzenie otoka ułatwi łatanie obuwia poprzez naszycie łat zewnętrznych, tj. zelówki i obcasa (sic!). Dopiero później doszywa się całe podeszwy jako kolejne warstwy (najwcześniej od końca XV w.). Najstarsze zabytki z doszytymi łatami zewnętrznymi (zelówka, obcas bądź obydwie razem) datuje się na koniec XIII w., upowszechnienie tej praktyki odbywa się przez wiek XIV. Należy jednak pamiętać że otok w butach nie był elementem obowiązkowym i wiele par butów funkcjonowało bez otoka nawet przez wiek XV. Mowa tu przede wszystkim o obuwiu dworskim, z noskami, które z założenia miały być wąskie i spiczaste, co obecność otoka psuła. Początkowo zelówka i obcas doszywane były w funkcji łat, dopiero z czasem zaczęto przyszywać je profilaktycznie, celem zapobieżenia przetarcia się głównej podeszwy.

Nawiązując do powyższego, można byłoby się dopatrywać znalezisk podkuwanych butów w Italii czy w Bizancjum, gdzie funkcjonowały jakieś pozostałości starożytnej kultury. Jednak kultura materialna tych regionów nie jest zbieżna z kulturą materialną Europy Centralnej. Przenikają się w pewnym stopniu, ale raczej nie w zakresie szewstwa, które wymagało szycia pod wymiar i nie przedstawiało sobą ważnej gałęzi handlu zagranicznego - zajmowano się szewstwem przede wszystkim w wymiarze lokalnym. Niestety nie dysponuję dostateczną bazą źródłową na temat archeologii bizantyjskiej, więc nie jestem w stanie przytoczyć dokumentacji dla potwierdzenia powyższego. Można jednak domyślać się pewnych odstępstw od ogólnoeuropejskich standardów wśród obuwia bizantyjczyków.

Pojawienie się bruku w miastach wpłynęło niewątpliwie na konstrukcję butów mieszczan. Czy jednak należy rozszerzać znaleziska miejskie do całości społeczeństwa? Chciałbym tu zwrócić uwagę na fakt, że lwia część prac wykopaliskowych odbywa się w miastach, co uwarunkowane jest opłacalnością prowadzonych badań - w miastach łatwiej coś znaleźć. Bardzo ciekawą perspektywę badawczą otwiera nam prowincja. Wśród mieszkańców wsi można dopatrywać się wolniejszej adaptacji pewnych technologii, zarówno łatania jak i podkuwania obuwia. Nie znaczy to oczywiście że na wsiach do XV wieku stosowano wolińskiego typu jednokrójki, nie można popadać w skrajności.

Tak więc patent podkuwania podeszw u rekonstruktorów można odłożyć między ciekawostki. Dokumentacja źródłowa jest zbyt uboga, żeby poważnie traktować temat podkuwania butów. Z pewnością źródła te toną w morzu znalezisk butów bez metalowych elementów podeszwy, których ponownego (po starożytnym Rzymie) szerszego użycia można dopatrywać się dopiero w czasach nowożytnych.

poniedziałek, 13 maja 2013

Почему серый лен?

Явление продукции одежды из серого льна — очень редкое. Практически все пользуются химически беленным льном, или химически крашенным, часто в темные цвета. Оба пути плохие, хотя белый лен — казалось бы — подтверждает много изображений. Надо учесть что миниатурист необязательно обращал внимание на точную реконструкцию оттенка цвета. А на верно не пользовался таким набором красок как ремесленники занимающиеся крашением тканей. Главное что миниатуристы пользовались минеральными красителями, красители (в смысле ремесленники) — органическими. Именно поэтому изображения не представляют собой хорошего источника для реконструкции общего образа цветов одежды. Тема — я думаю — достойна внимания, так как одежда более четко видна, чем разные детали костюма, например, плохо подобранная пряжка у пояса или устаревшая конструкция шапели.

Натуралный, соломенносерый цвет льна часто высмевается как «цвет картошки», что является одним из оснований для широко распространенного, химически беленого льна и потенциальной основой для его историчной корректности. Трудно найти более ошибочное мнение. Многие уже видели ручную льняной ткань, беленную за посредством солнечной экспозиции. Его цвет далекий от этого который предлагают нам, реконструкторам, в магазинах. Если бы посмотреть его внимательно — видно что он белый только сверху. Среди нитей видны остатки серого волокна. Следовательно — мы считаем, что идеально белый лен не был доступен в средневековье. А на верно не большинству жителей средневековой Европы. Цвет льна беленного натурально - ближе серого. По-моему он белился самостоятельно, например вовремя работы в поле, которая, конечно, касалась большинства жителей средневековой Европы - крестьян. Кроме того ручная льняная ткань сложенная из нитей нескольких оттенков. Это особенно легко увидеть среди нитей утка. Если лен был беленный — это несомненно для кого-то из «среднего класса» на социальной лестнице средневекового общества. Следует обратить внимание, что численность этого класа не очень большая.

С точки зрения миниатуриста, который изображал крестьян работающих в поле, или пекаря в камизе и брэ, можно считать вероятным, что он особенно не задумывался над цветом, который он изображает (зато реконструктор — должен). Натуральный серый лен при солнечной погоде — ясен (что для средневекового человека наверно могло обозначать — белый), похоже на темносерый или темнекоричневый называют «черным». Задачей миниатуристов не являлось передать наследником из далекого будущего знание о цветах одежки их предков, но произвести заказчику красивую, многоцветную книгу, которую он заказывал. Также количество красителя, например синего для покрашения нескольких мелких элементов на страницу не равняется нескольким килограммам того же для крашения ткани (например путем печатания). Интересный факт — викинги называли негров, встреченных среди арабов «блэ ман» что переводится «синий человек». Подытоживая, изобразительные, как и письменные источники для реконструкции цветов одежды значения практически не имеют.

Крашения льна источники в общем не исключают. Сохранилась картина подписанная «магазин с льном» на которой видны крашенные ткани. Стоит учесть что до времен промышленной революции покрасить лен на интензивные цвета являлось довольно трудным. Лен принимает краску хуже чем шерсть и шелк. На нем получается очень слабые, ясные цвета. Итог такой — крашение льна в средневековье было мало распространенным. Люди красили прежде всего шерсть и шелк, по этой простой причине, что они несравнительно лучше принимают красителей чем лен. Особенно шелк, на котором цвета получаются яркими и выразительными.

Значительная часть «движухи» не задумывается над цветами, подбирая просто те, которые нравятся. Покупают некорректные псевдошерстьяные ткани — вот то что найдут в обычном магазине или по Интернету. Необязательно сто-процентное или в общем синтетическое. Покупают секонд-хенды у друзьей которым «движуха» надоела или находят по интернету готовую одежду, которой радуются из-за низкой цены. Дешевую, но совершенно далекую от приличности. Чтобы было прикольно — можно еще дешевле, и даже корректно. Надо обладать минимумом мануальных способностей нужных для обладения основными стежками.

czwartek, 18 kwietnia 2013

Rękawice nowego typu

Ochrona dłoni u piechoty to problem dość poważny. Z jednej strony wiele źródeł mówi o braku jakichkolwiek rękawic. Z drugiej strony pojawiają się one w spisach arsenałów miejskich (Jawor, Legnica, Kraków). Bywają też przedstawione w ikonografii. Do przemyśleń skłoniły mnie poiski ruskich w tym zakresie. Ruskich, bowiem nie zamykają się datowaniem do 1410, a potrafią wskazać źródła przez Polaków niedoceniane, niezauważone.

W rosyjskim jest rozróżnienie znaczeniowe na rękawice pięciopalczaste [перчатки] i dwupalczaste [рукавицы]. Zastanowiło mnie jak przetłumaczyli sobie z Nadolskiego spis uzbrojenia mieszczan krakowskich za rok 1427. Przy ilości rękawic podano перчатки или рукавицы. W pracy "Uzbrojenie w Polsce średniowiecznej 1350-1450", skąd najprawdopodobniej wzięto te dane, figuruje nazwa henczken, a to wiele nie mówi odnośnie ilości palców w rękawicy. Zaś data powstania spisu bynajmniej nie wskazuje na monopol klepsydr na dany moment.

W rękawicach nowego typu zwracają uwagę 2 cechy: kształt zabudowania palców - prostokąt lub klin, oraz łączenie w nadgarstku - zwykle rękawica jest z osobnym śródręczem i osobnym mankietem wklepanym pod śródręcze. Nie wyklucza się jednak zabytków z przewężeniem w nadgarstku bez łączenia blach (Lund). Są to jeszcze rękawice o niezbyt długich mankietach, choć zauważalnie dłuższych od tych w rękawicach klepsydrowych. Inną cechą jest brak kaneli na śródręczu, tak charakterystycznych dla klepsydr. Konstrukcja palców, jeśli w ogóle tego typu rękawice je miały, przedstawia się znacznie szerzej, jak to miało miejsce w klepsydrach. O ile w klepsydrach bezwzględną większość stanowią palce łuskowe, o tyle w RNT występują palce brygantynowe (von Matsch), łuskowe (Landron, Szwajcaria), kolcze (Churburg), bądź brak palców (Ołtarz z Wurzach).

Wspominałem we wcześniejszym wpisie dotyczącym osłon dłoni o tym, że rękawice mogły wejść na wyposażenie piechoty dopiero wówczas, gdy stały się na tyle tanie w eksploatacji że nie wymagały częstych napraw. Argumentem za dla klepsydr był brak skórzanych elementów na wierzchu. Podobna argumentacja ma sens w przypadku RNT, przy czym jest więcej argumentów za. Najtańszy ich wariant, pozbawiony palców, eliminował niemal całkowicie możliwość ewentualnych uszkodzeń, które wymagałyby napraw.

Tadeusz Grabarczyk nie jest przychylny rękawicom u piechoty. Grabarczyk jednak pisał o piechocie zaciężnej, tj. zawodowej. Opierał się w dużej mierze na źródłach pisanych. W źródłach pisanych nt. uzbrojenia nie-rycerzy (mieszczan, sołtysów, etc.) rękawice występują. Nie są co prawda szczególnie liczne. Ale są też spisy w których rękawic jest nie mniej jak hełmów. Ikonografia jest rękawicom podobnie przychylna. Piechurów bez rękawic jest dużo, ale tych z rękawicami także nie brakuje. Oczywiście mowa o czasach szerokiego zastosowania RNT, tj. szacunkowo od lat 20stych XV w. Może profesjonalna walka wyrabiała z czasem nawyk unikania wejść w dłoń, a pracujący na co dzień mieszczanie woleli nie odbierać sobie narzędzia pracy - palców? To oczywiście moja osobista spekulacja, ale przecież - nie pozbawiona podstaw.

Pozostaje chyba określić datowanie rzeczonych rękawic. Najstarsze przedstawienie jakie udało mi się wyszukać to poliptyk grudziądzki (~1390). Jest to jakby forma przejściowa. Ogólna bryła bardziej przypomina jeszcze klepsydrę, ale z cechami RNT - klinowata zabudowa palców i brak kaneli. Klasycznym przypadkiem RNT są dobrze znane rękawice Ulricha von Matsch datowane na początek XVw. RNT Występują co najmniej do końca XVw, zarówno na nagrobkach rycerskich jak i na przedstawieniach szeregowych żołnierzy. Bezdyskusyjne jest wejście tego typu rękawic do piechoty od lat 20stych XVw, ale jego podstaw należy dopatrywać się wcześniej.

czwartek, 28 lutego 2013

Przeszwa na wierzchu

Dla wielu rekonstruktorów piechoty oczywistą rzeczą jest posiadanie przeszywki. Nie ma w tym zupełnie nic dziwnego. Jednak, jakby zagłębić się w ikonografię, zwłaszcza tą z 1. połowy XIV wieku, przeszywek jest niewiele, a jeśli są - wystają spod pancerza metalowego, kolczugi. Jak to wyjaśnić?

Pikowane pancerze przedstawione są w Biblii Maciejowskiego i co do tego nie ma wątpliwości. Ale co później? Co wcześniej? Bardziej wnikliwi obserwatorzy źródeł doszli do wniosku że we wczesnym przeszywek nie było, a na pewno nie w kulturach Słowian i Wikingów, które odtwarza zasadnicza większość rekonstruktorów tej epoki w kraju. Pojawiły się później, być może pod koniec XII albo na początku XIII wieku. Wiele przedstawień można interpretować dwojako - albo była to faktycznie przeszywka, albo tkanina w kratę lub pasy. Obydwa tłumaczenia są jednakowo poprawne, ale to pierwsze jest wygodniejsze. Stąd taka popularność "tanich pancerzy" w reko wczesnośredniowiecznej, mimo braku sensownych potwierdzeń ich istnienia. Poza tym ich oswojenie dla rekonstrukcji wczesnośredniowiecznej musiało się niejako wziąć z kontaktów z późniejszymi okresami średniowiecza. "Jeśli tamci w przeszywkach się tłuką, to czemu nie my?" - możnaby powiedzieć.

Mówimy "Biblia Maciejowskiego". Ale przecież nie wszystkie przeszywki są tam na wierzchu. Wyliczyć można kilka foliałów na których widać pikowane stójki i rękawy, ale korpus przykryty jest szatą na której pikowania nie widać. Ciężko wyciągać po jednym manuskrypcie jakieś jednoznaczne wnioski, jednak jeden nasuwa się jakby sam: przeszywanicę można nosić pod strojem, ale można ją nosić także na stroju. Jednak dopatrzenie się w późniejszej ikonografii większej ilości przeszywanic, zwłaszcza u piechoty, nastręcza dość wiele problemów. Oczywiście przeszywki jako takie są, ale nie u wszystkich. Na pewno z obserwacji źródeł nie sposób wyciągać wniosku że obecność przeszywki można utożsamiać z pojęciem munduru, a takie wrażenie odnieść można przeglądając zdjęcia niektórych lekkozbrojnych ugrupowań. Rzecz jasna -  przedstawień jest więcej, np. tych z pełnego średniowiecza, ale lwia ich część dotyczy rycerstwa.

Nie mówię tu oczywiście że przeszywek nie używano. Mogły być noszone pod strojem, stąd problemy ze znalezieniem ich w ikonografii, jak w przypadku pasa gacnego. Z pewnością noszone były pod zbroją, stąd często trudności przy znalezieniu przeszywanic wśród przedstawień rycerzy. A przecież to tak bardzo standardowy element rynsztunku. Patent przeszywanic zakrywanych odzieżą cywilną widać na przedstawieniu piechoty z Holkham Bible - gęsto pikowane przeszywanice wystają spod tunik. To miałoby uzasadnienie jeśli przyjąć że były własnością miasta i straż miała obowiązek o nie dbać - wówczas noszono "coś" na wierzchu żeby nie brudzić przeszywki i zapobiec drobnym uszkodzeniom mechanicznym. Pikowanie to też dodatkowa praca przy powstawaniu przeszywki - szwów jest dużo, igła nie przechodzi już tak łatwo jak przez 2 warstwy wełny lub lnu. Zrozumieją to Ci, którzy przeszywki szyli samodzielnie lub kupili ręcznie szyte. Cena jest na tyle duża że nawet zabrudzenia od kolczugi powodują uczucie smutku, a niekiedy żalu pt. "kiedy ja Cię ostatnio prałem?".

O ile przeszwa nie jest typu Michelin, tzn ma rozsądną grubość, aby po założeniu na nią luźnej tuniki nie otrzymać efektu muskulatury Pudziana*, można na nią założyć nawet tunikę. Oczywiście zakładając że jest na tyle luźna że nie będzie opinać ciała jak tunika pożyczona od szczuplejszego brata.

Podsumowując, ogólnie przyjęty wizerunek "lekkozbrojnego" z przeszwą na wierzchu zły nie jest, i powinien się nie tyle zmienić, co urozmaicić. Tak, aby większa część lekkozbrojnych podobnie jak na większości przedstawień wyglądała neutralnie, jakby mieli na sobie strój cywilny + hełm i rękawice. Nie jest wielkim problemem uszyć drugą luźną tunikę którą można założyć na przeszywkę - pierze się taką jak zwykłą odzież. Przeszywka w zależności od pory roku potrafi schnąć kilka dni. To też warto wziąć pod uwagę.
__________________________________________________
*grubość przeszwy znacznie zwiększa objętość kończyn i korpusu, do tego przesadnie grube pola między pikowaniami są odciśnięte na tunice, a to nie wygląda dobrze

czwartek, 31 stycznia 2013

Tunika z Moselund, tzw. cote

Było o tunice z Bocksten, było o H43, dziś słowo o tunice z Moselund. Omówienie wcześniej datowanego znaleziska dedykuję projektowi Polska Dzielnicowa 1196-1235.

Wg najnowszych ekspertyz tunika datowana jest na ok 1100 rok. W tylnim i przednim klinie zaopatrzona jest w rozcięcia. Długo zastanawiałem się czy przy tej długości nie była to suknia damska, dla dość niskiej (nawet jak na średniowieczne standardy) kobiety. Wykluczyło ten pomysł rozcięcie z przodu i z tyłu, które - wg wszelkich przekonań - w tym okresie w odzieży damskiej - nie występuje. Mało tego. W ikonografii epoki, zwłaszcza wśród nieco późniejszych przedstawień (legendarna Biblia Maciejowskiego) możemy zaobserwować, że długie tuniki są powszechne wśród mężczyzn. I de facto do końca średniowiecza się to nie zmienia, bowiem w różnych późniejszych wariacjach długa "suknia męska" do końca średniowiecza przetrwała. Widzimy podobne także na pieczęci leszka białego, w Codex Manesse, w Kodeksie Hornigowskim z połowy XVw, w Mendel Hausbuch (od 1425), w Tacuinum sanitatis (pocz. XVw), itd. Nie przejawia to w żadnym razie objawów zniewieściałości czy transwestytyzmu. Zaś komentarze w stylu "ładna kiecka" można zbesztać jako przejawy swojego rodzaju prymitywizmu lat 90tych w rekonstrukcji.

Kilka słów o historii zabytku. Ciało znaleziono w 1884r. W 1938 przeprowadzono nowe badania, które dowiodły że fragmenty tworzyły całość, tunikę, która została zrekonstruowana. Jest zadziwiająco dobrze zachowana, wygląda na to że była dość nowa kiedy wylądowała w bagnie. Jest uszyta z solidnie wytkanej wełny o splocie diagonalnym 2/1. Dość wyjątkowy jest krój okolic barków. Przednia część jest mocno podkrojona, zaś tylnią poszerzają kliny zachodzące powyżej pach. Z kolei szwy na barkach "skręcają" od środka na karku do przodu obojczyka z uwagi na podkrojenie przedniej części pod dużym kątem. Konstrukcja ta daje wrażenie palta. Tunika ma długość 124cm. Obwód na dole wynosi 248cm, zaś długość rękawa - 53cm. Miejsce znalezienia, Moselund, leży w południowej Danii.

Próba wykonania repliki omawianej tuniki dała mi bagaż doświadczeń dotyczących szycia. Konstrukcja klinów frontalnych jest dość specyficzna. Zębate wstawki mają na celu pionowe pofałdowanie klina. Szwy łączące zębate wstawki należy obrobić płotkiem bądź okrętką, nie sugeruję rozpłaszczać, w przeciwieństwie do pozostałych szwów. Miejsca osadzenia klinów nie powinny raczej tworzyć odstającej na wierzch naszytej przestrzeni. Rozcięcia w klinach powinny być osadzone dość nisko, powyżej kolana, gdzieś na wysokości połowy uda.

Przedstawienia tunik z rozcięciami, choć nieco krótszych, możemy odnaleźć na ołtarzu Klarysek z Wrocławia, datowanym na okolice roku 1370. W tej formie powszechne były jeszcze w 1.połowie XIV w, także wśród przedstawicieli wyższych warstw społecznych, ma się rozumieć - w wariancie zdobionym. Podobne tuniki - choć, zdawałoby się, przeszkadzają w wykonywaniu codziennych prac, występują w źródłach także wśród chłopów. Poły przedniego rozcięcia były podwijano i przetykano za pas.

niedziela, 20 stycznia 2013

Jak pozbyć się snopków w obozie?

Na imprezach poza Polską nie ma powszechnej jak u nas tendencji do udostępniania słomy w kostkach rekonstruktorom. Nie wiadomo w sumie skąd się to wzięło w Polsce, wiadomo jednak że nie jest to dobre rozwiązanie. Tworzenie samym sobie stajni w obozie nie dość że zwiększa ryzyko zagrożenia pożarowego, wygląda paskudnie i odbiega od historycznej rzeczywistości. Najgorzej, że objawia się to na wierzchu, tzn w postaci "snopków do siedzenia przy ognisku". Rekonstruktorzy nie chcą inwestować w meble, bo znają to co powszechnie widzą na imprezach - 1 lub 2 modele stołków plus stoły.

Średnio poprawnym rozwiązaniem jest zbijanie na imprezach mebli z oflisów/obladrów (czy jak to inaczej ludzie nazywają - sosnowego śmiecia). Logistycznie to najwygodniejsze rozwiązanie, ale wymaga nakładów pieniężnych co imprezę. Ludzie chcą mieć coś stricte opartego na średniowiecznych wzorcach, a to, co oferują kramy najczęściej musi zachęcająco wyglądać (krzesła nożycowe) a to pociąga za sobą koszty. Mało kto celuje w rozwiązania najprostsze, za to poparte źródłowo. Takim rozwiązaniem są... taborety. Masę przedstawień podobnego umeblowania dostarcza powszechnie znany kodeks Mendel Hausbuch. Poza taboretami można znaleźć tam wiele ław.


Taboret, jaki jest - każdy widzi. Blat ma zazwyczaj 3 formy: koło, kwadrat bądź prostokąt. Do tego w komplecie dochodzą 3 lub 4 nogi mocowane pod kątem, zapewne z możliwością demontażu. Te używane w gospodarstwie domowym najprawdopodobniej miały nogi zamocowane na stałe, na wyprawy wojenne zabierane raczej nie były - dodatkowy zbędny ciężar. W związku z tym, w obozie wojskowym, w zasadzie miejsca na nie być nie powinno. W przypadku imprez można sobie pozwolić na demontaż nóg, choćby przez wzgląd na miejsce w samochodzie. Mebel zajmuje niewiele miejsca, kosztuje grosze a jest kapitalnym rozwiązaniem na likwidację krajobrazu obozu średniowiecznego z elementami produktów ubocznych współczesnego rolnictwa. Zawsze to lepsze rozwiązanie jak kostki słomy.

Zamówienie takiego taboretu w najtańszej wersji dla ludzi bez smykałki do rękodzielnictwa najlepiej zrobić u stolarza hurtem, dla całej drużyny. Wówczas cena za sztukę nie powinna przekroczyć 30zł. Zdaje się - w podobnej cenie były dostępne na którymś z kramów podczas Dni Grunwaldu 2010. Dla bardziej ambitnych pozostaje ręczne struganie dechy i kołków.

Co się zaś tyczy zaopatrzenia obozu w słomę. Słoma jest tania więc często jest jej za dużo (nie zawsze). Najprostszym rozwiązaniem jest zrobić przydział 1 kostka słomy na 1 namiot. I tak nie wszyscy wrzucają słomę do namiotu więc automatycznie właściciele większych namiotów będą mogli sobie pozwolić na wrzucenie 2-3 kostek słomy.
Ja osobiście jestem zdania że nie powinno jej być w ogóle. Psuje klimat, powoduje zagrożenie pożarowe i śmierdzi.

sobota, 5 stycznia 2013

Sekator bojowy

Nie spotkałem się z polską nazwą na ten przedmiot, dlatego ciężko było dobrać tytuł. Mowa oczywiście o średniowiecznym odpowiedniku sekatora, tj. powszechnie używanego narzędzia ogrodniczego - które z powodzeniem z dnia na dzień można było dostosować do użycia bojowego. "W cywilu" służył do przycinania gałązek, większe egzemplarze - także jako maczety.

Miał formę wygiętego w dół noża. Długość ostrza zwykle wahała się między 15 a 40cm. Obsadzany najczęściej trzpieniowo (jak nóż) i tulejowo (jak włócznia), choć znalazłem też przypadki okładzinowej rękojeści. Oczywiście tulejowe najprościej i najwygodniej osadzić na drzewcu.

Jako narzędzie używany jest powszechnie od starożytności po dzień dzisiejszy. Pierwsze udokumentowane użycie bojowe datowane jest na wczesne średniowiecze. Na wyspach brytyjskich używany był bojowo jeszcze w końcu XVIIIw (rewolucja irlandzka 1798r). Wiązać należy bille z wszelkiego rodzaju rebeliami, buntami chłopskimi, choć nie można tu mówić o zasadzie. To jeden z tych przypadków broni, o których można powiedzieć "brali, co było pod ręką".

Zauważyłem tendencję że miejsca występowania często wiążą się z miejscami uprawy winnej latorośli. Najwięcej przedstawień ze średniowiecza pochodzi z Francji i Włoch, Południowych Niemiec, Bizancjum. Nie dziwi jednak występowanie billów na wyspach brytyjskich czy w Czechach, tym bardziej że w ikonografii widać bille używane do przycinania drzew, których nie sposób interpretować jako winną latorośl.

Bille jako broń są blisko spokrewnione z gizarmami. Wiele egzemplarzy trudno odróżnić i sklasyfikować. Etymologia jest ta sama - narzędzie rolnicze do przycinania drzewek. Kształt krawędzi tnącej ma nawet cechy sierpa. Zauważyłem, że która je rozróżnia to brak wyodrębnionego sztychu w billach, który w gizarmach występuje chyba zawsze. Oczywiście jest to łatwe do obalenia, jeśli znajdzie ktoś broń która będzie miała więcej cech billa, a jednak będzie zaopatrzona w sztych. Bo w sumie dlaczego by nie? Ja jednak takich egzemplarzy nie dopatrzyłem się.

Tak, jestem w stanie sobie wyobrazić zastosowanie billa w praktyce, w wersji bojowej, pod warunkiem dobrania jego najprostszej formy, bez wąsów, kolców, sztychu i - jasna sprawa - w wariancie stępionym. Zarówno w wersji jednoręcznej (lepszy zamiennik dla piemonckich tasaków do rąbania buraków) jak i drzewcowej.

Inne nazwy: Hippe, Gertel, Rebmesser, pruning hook, billhook, roncola, kladeuterion, сучкоруб.

Znalazłem też stronę pasjonatów tego narzędzia, jest trochę źródeł ze średniowiecza. Zajrzeć poniekąd warto.