środa, 29 czerwca 2011

Kościane guziki, rzemenne kolczugi i inne „turbo-biedne” wynalazki

Na Allegrowysypisku i często (o zgrozo) wśród rekonstruktorów widuje się wynalazki do których dorabia się ideologię, która tłumaczy, że „nie wszystkich było stać (na coś)”. I tak powstają hełmy drewniane obite skórą (nasuwa się pewna wypowiedź z forum Halla: „...jak nie Mordor to kasztaniaki”). Kolczugi z rzemienia dla biednego woja,  kaletki zapinane na nieobrobiony kawałek rogu, biżuteria z zębów dzika... Co prawda problem dotknął bardziej wczesnego średniowiecza, ale występuje dość powszechnie w średniowiecznej rekonstrukcji. To wszystko niektórym może się wydawać nieco abstrakcyjne ale nadal powszechnie widuje się takie praktyki w RR.

Pytanie nasuwa się samoistnie. Co z tym zrobić? Schować na strych. Do piwnicy. W każdym bądź razie usunąć. Wywalanie tego na Allegrowysypisko problemu nie rozwiązuje. Przejmą wówczas ten sprzęt kolejni (początkujący) rekonstruktorzy i de facto te mroczne artefakty nadal będą w obrocie, będą egzystować w RR. A być tak nie powinno.

W Rekonstrukcji nie chodzi o to żeby robić postać (niekompletnego*) burżuja i jeszcze się z tym lansować, ale totalnie uprymitywniać swojej postaci też nie można. Wówczas powstają takie namiastki rekonstruktora jak chłopscy grajkowie chodzący po Grunwaldzie 2010 w przetartych filcowych łachach. To przypomina mi raczej postaci z klipów kapel takich jak Korpiklaani czy Eluveitie niż rekonstrukcję. Nawet przy postaci skrajnie ubogiego chłopa wypada nosić odzież zgodną ze stanem badań, choć znoszoną czy połataną.

Cóż, podsumowując, czekam z niecierpliwością na zastąpienie cynowych guziczków w cottehardie albo dubletach dziczymi zębami lub końcówkami rogów. Wyrzekać się burżujstwa trzeba, ale nie można też popadać w totalne skrajności, jak w w/w przypadkach.
____________________________________
*w sensie: bez konia, służby i odpowiedniego inwentarzu

niedziela, 12 czerwca 2011

O tym jak rzemiosło nakręca RR

Rzemieślnicy nakręcają rynek i towar przez nich sprzedawany stanowi większą część "rekonstrukcji kultury materialnej" będącej w użytkowaniu RR. De facto większość sprzedawanych przez znanych rzemieślników produktów ma przeznaczenie dla elit społecznych, błędnie jest używana przez wszystkie stany. Poniżej przykłady dystrybucji niektórych towarów które kupują wszyscy; także ci, którzy nie powinni ze względu na rekonstruowaną postać.

I tak krawcy sprzedają odzież z podszewkami. Dlaczego? Przeciętny domorosły krawiec nie poradzi sobie z poprawnym wszyciem podszewki tak, aby np. nie wystawała spod odzieży lub też nie powodowała złego układania się wierzchniego materiału. Przeciętny początkujący bez odpowiedniego dydaktycznego przygotowania jest przekonany, że ciuch z podszewką jest tym właściwym, zajebistym, bo jest estetycznie wykonany i robi dobre wrażenie. Ponadto boi się np. gryzącej wełny w nogawicach. Od strony praktycznej wygląda to tak że krawcy (nie wszyscy, ale znaczna ich część) wszywają podszewki, bo podszywane ciuchy mogą sprzedać drożej niż niepodszywane. Wówczas wkład samego rekonstruktora we własną rekonstrukcję jest mniejszy, bo ogranicza się w zasadzie jedynie do wydanych pieniędzy.

Idąc dalej przejdźmy do niedawno poruszonego wątku brązowników. Jeśli przyjąć schematycznie, że 25% czternastowiecznego społeczeństwa nosiło klamry nieżelazne (głównie brąz), a w RR noszą je niemal wszyscy, to gdzie tu można mówić o rekonstrukcji? Niektórzy są przekonani że skopiowanie średniowiecznego wzoru klamry wystarczy. To trochę tak jak włożyć kościany pancerz lamelkowy do hełmu garnczkowego - niby są znaleziska, ale pasuje to jak goła rzyć do nieheblowanej dechy; precyzyjniej mówiąc - przeszkadza aspekt terytorialny. W przypadku wcześniejszym (dot. klamer) mamy do czynienia z aspektem majątkowym. Przy dzisiejszych przystępnych cenach klamer z brązu, kiedy można je kupić już za 10zł stają się automatycznie zbyt powszechnie noszone. Rzemieślnicy się tym nie przejmują, jak każdy zdrowo myślący przedsiębiorca - dbają o swoje interesy i o swój zbyt na towary.

Przejdźmy do kowali. Niedobór przedmiotów w ofercie doprowadził do tego że pojawiają się na kramach przedmioty które nie mają nijakiego poparcia w źródłach. Pomińmy już nawet kute śledzie, których ludzie używają z punktu widzenia praktyki. Kremaliery pojawiają się sporadycznie i to nie w obozie a z reguły w gospodarstwie domowym - podobnie w RR ludzie wolą używać tańszych haków. Ruszty nitowane z płaskowników bądź prętów kwadratowych, które stanowią historyczniewyglądający substytut grilla były, ale znalezisk jest tyle co kot napłakał i także związane były z gospodarstwem domowym. A widział ktoś kiedyś kuty trójnóg w ikonografii lub muzeum?

Biżuteria, badge i im podobne - to także przykład tego jak biznes zawężonej grupy ludzi negatywnie wpływa na ogólny wygląd Rekonstrukcji. Kosztuje niewiele, ładnie wygląda - czemu by sobie nie obszyć badge'ami całej czapki, nie? Ta sama bajka jest z pierścieniami, choć to zjawisko jest w okołogrunwaldzkiej mniej rozpowszechnione. I tym sposobem nietrudno znaleźć łucznika który ma 5 badge'ów na czapce (jakże zamożny JKM yeoman :) ) 3 na torbie 2 na dublecie i jeszcze pewnie jakiś na kapturze. Część badge'ów to identyfikatory chorągwi grunwaldzkich, ale kto kazał wszystkim nosić je na wierzchu? Kiepski pomysł z tymi badge'ami.

Dalej rozważmy kwestię ubiorów bojowych. Krawcy szyją coś co ma imitować wczesne przeszywki. We wczesnym średniowieczu nie było przeszywek. A przynajmniej nie były one używane ani przez Wikingów, ani przez Słowian - a te 2 kultury są najczęściej wałkowane. Krawcy szyją aby mieć zbyt. A fajterzy kupują, nieświadomi, bo są w ogóle w ofertach sprzedaży.

Wracając do wspomnianego kilka zdań wstecz wkładu własnego rekonstruktora w rekonstrukcję, warto zaznaczyć, że niemożliwością jest zrobić sobie wszystko samodzielnie, niektóre działy produkcji wymagają warsztatu, doświadczenia, specjalnego sprzętu. Dotyczy to przede wszystkim płatnerzy, kowali, stolarzy, producentów namiotów, dystrybutorów tkanin. Nie obejdzie się bez zamawiania, ale jest masa elementów sprzętu możliwych do samodzielnego wykonania, które dominuje rynek (np. odzież), albo takie których mieć nie trzeba (np. brązy). Wybór należy do rekonstruktora.

To tylko kilka przykładów wyłowionych z morza podobnych praktyk. Nie jest to cios wymierzony w konkretnych kramarzy czy rzemieślników mający na celu bombardowanie im rynku, choć z pewnej perspektywy może to tak wyglądać. Wpis ma jedynie na celu zaprezentowanie wyżej opisanego zjawiska ogółowi nieuświadomionych.

piątek, 3 czerwca 2011

Mrok na stole

O garach już było, dziś o ich potencjalnej zawartości. Czyli o tym co jest na średniowiecznych stołach a być tam nie powinno.

W rozważaniach pominiemy kwestię opakowań - dziecko wie że plastikowych butelek nie znano, podobnie jak piwa w puszkach. Dziś wpis w formie wykazu. Co jedli ludzie średniowiecza?

Na początek partia produktów spożywczych która do Europy trafiła za pośrednictwem Kolumba i kontynuatorów jego wypraw za ocean. Krótki wykaz mrocznych produktów które dotarły do nas wraz z epoką wielkich odkryć geograficznych a niestety często spotykamy na stołach.

- kartofle - to już rzadkość ale pamiętam czasy kiedy były na porządku dziennym
- pomidory
- fasola
- kukurydza
- szpinak - od XVIII w.
- papryka
- dynia
- pomarańcza
- kalarepa - w Europie Zachodniej od XVIII w., w Polsce dopiero w XIX w.
- kalafior - w Polsce uprawiany od XVII w.
- szpinak - w Polsce od końca XVIIw.
- truskawka - krzyżówka 2 gatunków poziomki otrzymana w XVIII w.
- marchew - czerwona marchew była wynalazkiem XIX-wiecznych botaników. Wiadomo że w XIII wieku Szwajcarzy jedli coś w rodzaju czarnej marchwi

Niektóre produkty importowano, ich obecność jest potwierdzona albo wzmiankami pisanymi albo badaniami archeologicznymi pozostałości w rozkopywanych przez archeologów miejskich szaletach, np. ich pestkami. Są to głównie przyprawy, jako że najłatwiej przewieźć było ich dużą ilość i występowały w postaci zasuszonej. Trzeba zaznaczyć że sama ich obecność nie usprawiedliwia ich używania przez wszystkich. Import przypraw wiązał się często z ich kosmicznym kosztem. Do produktów importowanych należą: cytryny (na dworach włoskich), figi, migdały, pieprz, szafran, imbir, cukier trzcinowy, gałka muszkatołowa.

Produkty spożywcze potwierdzone historycznie:

- zboża: jęczmień, pszenica, żyto, proso
- kasza jaglana
- kasza jęczmienna
- kasza gryczana

- pieczywo na zakwasie lub piwie (od IX w.)
- pieczywo na miodzie z makiem (Ruś, od X/XIw.)

- kapusta od XIIw.
- arbuz
- czosnek
- cebula od XI-XIIw.
- groch
- bób
- soczewica (uprawiana sporadycznie)
- ogórki (prawdopodobnie także kiszone)
- rzepa
- czereśnie
- jabłka
- śliwki
- orzechy laskowe
- orzechy włoskie (już z warstw wczesnośr. znajdowane są ich twarde skorupy, przerobione na zabawki dla dzieci - łódki. Chyba jednak nie przywiozła ich do Polski Bona Sforza..., nazwa może być myląca)

- dziki koper
- czosnek niedźwiedzi
- kolendra
- gorczyca
- mięta
- kminek
- jałowiec

Na koniec kwestia zasadnicza. Mięso. Wiadomo że stanowiło około 20-25% wagi spożywanych produktów. W zasadzie większość mięs jest ok, trzeba zaznaczyć że odpadają indyki. Dziczyzna z grubego zwierza występowała w zasadzie tylko na dworach, bowiem jej pozyskiwanie - łowiectwo regulowało regale łowieckie (prawo do polowania na grubą zwierzynę zastrzeżone dla monarchów). Poza tym aby uzmysłowić sobie jakie mięso było najczęściej spożywane trzeba przeanalizować jakie było pogłowie trzody chlewnej, bydła, kóz, owiec i koni. O tym dokończę na dniach.