niedziela, 8 listopada 2015

Czerpak

Wygląda na to, że dawno nic tu nie było. Za dużo pracy. Przepraszam za ciszę w eterze. Sezon się skończył... stop! Sezon nigdy się nie kończy. Pracy zawodowej, rekonstrukcyjnej, badawczej – po uszy. Dziś muzyczny akcent. Fidel elbląska. Czerpak w tytule był dla zmyły.

Od jesieni 2014 planuję a od ostatniego lata dłubię instrument, którym wypadałoby się pochwalić. Dlaczego właśnie tu? Ano, bo jest bardzo plebejski. Oryginał datowany na XIV wiek znaleziono w Elblągu. Tam też można go zobaczyć*. W czerwcu obejrzeliśmy z Martyną oryginał na żywo. Zgadza się to z przesłankami z internetów - instrument jest zaskakująco mały, zaledwie 33cm długości. Dopóki nie powstała replika, chodziła mi po głowie wersja że to instrument dla dziecka lub nastolatka (a może dla karła?), który uczył się grać. Też możliwe. 
Z uwagi na brak warunków warsztatowych do ciosania drewna, wstępna obróbka przypadła na Grunwald.

Kilka słów o oryginale. Wykonany był z lipy, nie wykazuje znamion szczególnie wykwalifikowanego rzemiosła lutniczego (moja wersja mam nadzieję – też nie. Nigdy wcześniej nic podobnego nie robiłem). Prawdopodobnie fidel wystrugała osoba, która na niej grała. Wątpliwości wzbudza sama nazwa. Mi osobiście bardziej przypomina to rebek; możliwe, że zabytek to forma pośrednia. Albo forma luźno nawiązująca do kanonów muzyki dworskiej, wykonana przez amatora - miejscowego zręcznego chłopa, który widział rzeźbę anioła grającego na rebeku w kościele albo wędrowną kapelę.

Najwięcej trudności z wyborem sprawiły mi struny. Wg traktatów o muzyce z epoki powinny być wykonane ze ścięgien. Dostępne w sklepach muzycznych tradycyjne struny do skrzypiec (nowożytne) są wykonane z jelit. Ja do strun zastosowałem końskie włosie. Rozwiązanie znane jest z etnografii skandynawskiej i inflanckiej XIX wieku, co dość dobrze współgra z chłopskim charakterem znaleziska.

Strunociąg wykonałem z poroża łosia, kołki i mostek z jesionu, smyczek z leszczyny. Płyta rezonansowa klejona. Pierwszy etap obróbki odbywał się za pomocą siekiery. Darty, lipowy kloc rozszczepiłem na odpowiedniej wielkości polana i wstępnie obciosałem siekierą. Pudło rezonansowe drążone było łukowatym dłutem. Pierwotnie obserwatorzy myśleli, że strugamy chochlę albo czerpak. Faktycznie, czerpak to nawet przypominało. Po zamknięciu łychy czerpaka przez płytę rezonansową i montaż instalacji napinającej struny zamieniło się nagle w instrument.


Opanowanie kilku utworów na akceptowalnym poziomie zajmie nieco czasu, na razie mogę zapewnić że instrument działa. W ramach jakiejś aktualizacji w [mam nadzieję] niedalekiej przyszłości załączę do wpisu wideo z próbką dźwięku.

Specjalne podziękowania dla:
Roberta Wenty za wydrążenie pudła rezonansowego
Autorów bloga „Stare Miasto Elbląg” za opublikowanie dobrego zdjęcia, które do wszystkiego zainspirowało
_______________________
*Swoją drogą z tego miejsca bardzo polecam rzeczoną wystawę. Jakość na światowym poziomie, tylko trochę mała. Obserwator czuje niedosyt. OK, trochę ponarzekałem. Musiałem.

sobota, 15 sierpnia 2015

Volkfest, 6-9 VIII 2015

Druga edycja Volkfestu już za nami. Było gorąco, ale doborowe towarzystwo zrekompensowało to w 100%. Pogoda nie dopisała - upał 36-40 stopni to jednak trochę za wiele. Ale czego tu się spodziewać na początku sierpnia...

Okolica malownicza, równinne krajobrazy środkowej Polski nieopodal Kłodawy. Klimat, z uwagi na temperaturę, nieco grunwaldowy - a'la fajrant po żniwach, ale bez turystów. Poza tym, jeśli już szyje się bieliznę z lnu ręcznie tkanego, wypada to eksponować, od czasu do czasu.

Osiągnięcia:
* 100% namiotów z szarego lnu.
* 100% ręcznie szytych ciuchów z bezwzględną dominacją splotu skośnego
* co najmniej 7 kompletów bielizny z lnianego samodziału
* 3 elementy ubioru farbowane roślinnie na kolor inny niż naturalne kolory wełny. reszta w naturalnych kolorach wełny. Wychodzi jakieś 4-5% ogólnego stanu ciucha - farbowane, reszta surowa
* impreza cywilna, bez udziału bloku zbrojnego.
* 0% ceramiki cepeliowej, sama reko. Niestety często wzory naczyń powielały sie bo ludzie kupują od Fuschera z oferty a on ofertę poszerza o nowe zrobione wzory.
* minimalne zamienienie aktywności zbrojnych rozrywkami cywilnymi. Wymaga to jeszcze dopracowania, żeby nie było to minimum zajęć, a żeby było z czego wybierać.

Wszystkim, którzy przyjechali, jeszcze raz dziękuję za obecność. Mam nadzieję, że się podobało i przyszła edycja będzie zlotem, który nagromadzi w jednym miejscu jeszcze więcej zajebistych ludzi i dobrej reko.

Tradycyjnie już, kilka zdjęć.









zdjęcia: Kasia Filarska,
zdjęcia analogowe: Lutobor

piątek, 26 czerwca 2015

100 000 odwiedzin

Kolejny kamień milowy za nami. Licznik odwiedzin wybił 100 000 wejść.
Dziękujemy, że zaglądacie do nas.

Muszę przyznać, że przez dłuższy czas mnie tu nie było. Czytelników przepraszam za dłuższą ciszę. Sprawy zawodowe nie cierpią zwłoki, a ostatnio miałem ich aż nadto. Nawet prywatne szycie przed sezonem (a raczej na jego początku) musiałem odłożyć na bok. Obiecuję poprawę.

Co nowego w Projekcie? Pracujemy równolegle nad kilkoma operacjami, które usprawnią działalność organizacji i przyczynią się do wkładu PV w świat rekonstrukcji. Permanentnie pracujemy nad dokręcaniem sobie śruby, co owocuje cetnarami nowego szpeju w naszych szafach.

Osoby zainteresowane działalnością Projektu zapraszamy do odwiedzenia nas w obozie Chorągwi Komturstwa i Miasta Gdańska na Grunwaldzie.

Na dniach wpis o pewnym specyficznym typie kaptura.

czwartek, 7 maja 2015

Powinności wojskowe mieszczan w XIII wieku na ziemiach polskich

Stan mieszczański, który prawnie wyodrębnił się stosunkowo późno ze społeczeństwa średniowiecznego, podobnie jak chłopi i rycerstwo, spełniał określone powinności wojskowe. Na początku obowiązki wojskowe były regulowane prawem zwyczajowym. Z czasem, gdy na ziemiach polskich upowszechniło się prawo niemieckie powinności również te wojskowe zostały spisane i określone w dokumentach. Mimo to wiele obowiązków czy praw wynikało, jeśli nie regulował tego dokładnie przywilej lokacyjny lub dokument immunitetowy, z dawnego prawa zwyczajowego.

Powinności wojskowe mieszczan miały różną formę i charakter. Nie wszystkie obowiązki wojskowe sprowadzały się do służby z bronią w ręku i walki w wojskach władcy. Wiele z obowiązków wypełnianych przez mieszczan miało charakter robocizny oraz później świadczeń finansowych. Geneza wielu powinności sięgała czasów, gdy miasta i stan mieszczański nie były jeszcze prawnie wyodrębniony ze społeczeństwa. Przedlokacyjne ośrodki o charakterze miejskim, czyli takie których ludność w większym stopniu zajmowała się handlem bądź rzemiosłem, niż rolnictwem, były zobowiązane do służby wynikającej z prawa książęcego. Wydaje się, iż sytuacja prawna takich osad była podobna do położenia wsi w związku z tym obowiązki wojskowe mieszczan i chłopów nie różniły się od siebie. W tym okresie mieszczanie podobnie jak ludność wiejska zobowiązani byli do budowy i konserwacji grodów, dostarczania transportu i innych ciężarów wynikających z prawa książęcego. Dopiero lokacja na prawie niemieckim, na ziemiach polskich od początków XIII wieku, przyniosła zmiany. Miasto najpierw obdarzane immunitetem było zwolnione od dawnych obowiązków, mimo że władca niejednokrotnie czynił pewne wyjątki. Następnie w akcie lokacji, mieszczan obdarzonych pewną autonomią, zobowiązywano do wykonywania nowych posług, świadczeń i powinności na rzecz władcy i kraju. Nowy stan prawny ustalały akty lokacji i dokumenty immunitetowe, ale mimo to nawiązywać musiały one do okresu przedlokacyjnego, chociaż niewątpliwie mogły wprowadzać nowe elementy do życia.

Powinności mieszczańskie były dwojakiego rodzaju. Dzieliły się na powinności osobiste mieszczan względem władcy oraz powinności miast jako instytucji. Do pierwszej grupy należał obowiązek obrony ziemi oraz obrony miasta. Do tej grupy zaliczyć należy również świadczenia pieniężne na rzecz władcy do których zobowiązany był każdy mieszczanin. Do drugiej kategorii należał obowiązek dostarczenia środków transportowych oraz machin oblężniczych wraz z wozami do ich przewozu oraz obsługą. Obowiązkiem nakładanym na miasto było również, po uzyskaniu zgody pana, wznoszenie i konserwowanie fortyfikacji miejskich, zaopatrzenie miasta w żywność i broń na wypadek wojny, a potrzebnej w czasie obrony.

Chyba najważniejszym obowiązkiem wojskowym mieszczan w XIII wieku była obrona ziemi – defensio terrae. Do której zobowiązani byli wszyscy mieszkańcy posiadający prawo miejskie. W przywileju lokacyjnym Krakowa z 1257 roku władca stwierdzał, że „Hoc eciam eisdem advocatis et omnibus habitatoribus civitatis eiusdem presentibus et futuris et eorum heredibus in perpetuum concedimus eciam post finitam libertatem, ut nullus eorum vadat vel mittat ad impugnandum aliquem, vel ad resistendum alicui extra ducatum Cracovie secundum terminos eiusdem ducatus, quos nunc possidemus vel postmodum possidebimus dante Deo”1. Jasno wynika z tego, iż mieszczanie mieli obowiązek walczyć w obronie całej ziemi będącej dziedziną władcy. W przypadku przeniesienia się działań zbrojnych na teren przeciwnika, nie byli zobowiązani do dalszej służby. Zobowiązując mieszczan do walki obronnej władca zwalniał ich od obowiązku brania udziału w wyprawach poza granice księstwa, którym władał. Obowiązek obrony ziemi powszechnie ciążył na mieszczanach. O czym świadczyć mogą dwa dokumenty. Akt lokacji Jędrzejowa nadany przez Bolesława Wstydliwego w 1271 roku stwierdzał: „Centerum dicte Cyvitatis homines ad expeditinones... nullatenus compellentur seu ire tenebuntur... - - Hoc excepto quod si forte quod absit exercitus paganorum terram ingredientur vel et si inimici eam inuadent manifeste ire tenentur sicut Cyues aliarum Cjuitatum terre nostre que iure theutonico sunt locate”2. Leszek Czarny zezwalając na lokację miasta Buska w 1287 roku, udzielił mieszczanom zwolnienia „...hoc excepto, quod pro communi terre necessitate et defensione eiusdem nobis adesse tenebuntur, prout alie cjuitates, que suo iure theutonico in nostro domino sunt locate”3. Oba dokumenty tyczą się ziemi małopolskiej, sandomierskiej i sieradzkiej, ale prawdopodobnie w taki sam sposób kształtował się obowiązek obrony ziemi również w innych księstwach Polskich w miastach lokowanych na prawie niemieckim. Mimo że nie ma dla innych ziem dokumentów określających powinności wszystkich mieszczan, to w aktach nadanych poszczególnym miastom władcy podobnie kształtowali wymiar służby wojskowej. Mieszczanie o mobilizacji byli zawiadamiani pismem, a w niektórych miastach władca musiał specjalnym pismem wezwać poddanych na wyprawę.

Z reguły mieszczanie zwalniani byli od ciężarów wojskowych wynikających z organizacji wypraw poza granice księstwa czy państwa. Jednak wyjątkowo niektóre miasta spełniały pewne posługi związane z wyprawami. Dotyczyło to najczęściej miast przedlokacyjnych lub zobowiązań pochodzących z okresu przedlokacyjnego, a utrzymującego się jeszcze przez jakiś czas.

Każdy mieszczanin zobowiązany był stawić się na wyprawę domową, obronną z własnym uzbrojeniem i służyć na własny koszt w wojsku władcy. W koszta te wchodziła również żywność, którą żołnierz powinien mieć ze sobą, chociaż na czas mobilizacji. Większa część ludzi posiadających prawo miejskie wchodziła w skład piechoty. Jedynie osoby posiadające ziemię na własność musiały stawać na wyprawę konno i z pocztem odpowiednim do swojego statusu. Do takiego wypełniania obowiązku zobowiązani byli wójtowie miejscy oraz inni mieszczanie którzy posiadali ziemię. Służba w oddziałach pieszych nie wymagała tak kosztownego uzbrojenia jakim musieli dysponować jeźdźcy.

Udział w wojnie w oddziałach pieszych był nie tylko walką w otwartym polu, ale przede wszystkim walką przy oblężeniach, pracami przy fortyfikacjach polowych oraz przy innych pracach inżynieryjnych. Wielu mieszczan w wojsku wykorzystywano zgodnie z ich profesjami, między innymi do konstrukcji i obsługi machin oblężniczych. Bez których żadne oblężenie na dłuższą metę nie mogło się obejść, pomijając przypadki zdobywania twierdz szturmem z marszu lub poprzez zabiegi dyplomatyczne.

W materiale źródłowym niewiele jest wzmianek o udziale mieszczan w wyprawach. Mimo to wydaje się, że musieli w nich uczestniczyć. Władca nie nakładał by na nich tego obowiązku, gdyby później nie egzekwował go. Mieszczanie służący razem z chłopami w oddziałach pieszych byli bardzo ważnym czynnikiem w wojsku XIII wiecznym. W kampaniach rozgrywanych na ówczesnym teatrze wojen, nawet w czasie wojny obronnej czy w walce przeciwko buntownikom, zdobywanie grodów, zamków i umocnionych miast było bardzo ważne. Jazda rycerska tak skuteczna w otwartym polu przy długotrwałych oblężeniach nie mogła wykorzystać całego swojego potencjału. Nie oznacza to, iż rycerze w szturmach nie brali udziału. Nie mniej piechota szczególnie miejska wyszkolona w konstrukcji i obsłudze machin oblężniczych była właściwie niezbędna podczas zdobywania warowni przeciwnika. Niewielka ilość przekazów źródłowych o mieszczanach walczących w wojsku władcy, może wynikać z dużej dysproporcji jaka musiała zachodzić między ilością chłopów w oddziałach pieszych a mieszczanami. W związku z tym, jak stwierdził W. Szczygielski, „mamy pełne prawo dopatrywać się mieszczan we wszystkich wyprawach obronnych, w których uczestniczyła piechota”.

Wykonywanie tego obowiązku, jaki stanowiła wyprawa na wojnę obronną, była niewygodna dla samych miast. W związku z tym władze miast walczyły o zwolnienia z tego rodzaju obowiązków, co w dużym stopniu udawało się im uzyskiwać. Mieszczanie na wojnie nie wiele korzystali, ich interesy miały inną naturę. Przede wszystkim ludność miejska zajmowała się handlem i rzemiosłem. Wpływowe gildie kupieckie i cechy rzemieślnicze kreowały politykę całego miasta, dzięki temu mogły dążyć do uzyskania takich przywilejów które odpowiadały by tym grupom zawodowym. Powoływanie większej części mieszczan pod broń, jeśli nie wszystkich, musiało by zaburzyć życie wewnątrz miasta, biorąc pod uwagę fakt iż wszyscy mężczyźni podlegali temu obowiązkowi, a więc tak samo mistrzowie cechowi, czeladnicy jak i inni ludzie o niższych umiejętnościach i kwalifikacjach zawodowych. Utrata takich ludzi musiała by być bolesna, każdy rzemieślnik był w swoim fachu znacznie bieglejszy niż chłop pracujący na roli, nawet jeśli parał się również jakimiś innymi pracami, jak ludność służebna. Inną przyczyną zwalniania miast przez władców z obowiązku wypraw obronnych, było to iż miasta z czasem zaczęły stawać się bardzo silnym zapleczem gospodarczo-militarnym państwa. Właśnie dzięki temu mieszczanie pracujący na rzecz armii i toczącej się wojny mogli nie brać w niej aktywnego udziału. Za ograniczeniem roli mieszczan w wyprawach opowiadało się również rycerstwo, dążące począwszy od XIII wieku „do jak największego uszczuplenia żywiołu ludowego w obronie kraju”.

Z drugiej jednak strony miasto było zawsze bardzo pożądanym łupem. Dlatego drugą bardzo ważną powinnością mieszczan była obrona miasta jako punktu umocnionego. Z czasem obowiązek obrony ziemi musiał zostać ograniczony na rzecz obrony samych miast, co nie znaczy, że zanikł całkowicie. Część miast uzyskała od władcy zwolnienia od wypraw poza mury miejskie. Obrona miasta dla jego mieszkańców musiała być kwestią najważniejszą, wszak w ten sposób bronili życia swojego, swoich rodzin, a także swoje domy, warsztaty i inne dobra. Władcy doceniając strategiczne znaczenie miast, często wzmacniali obrońców kontyngentami wojskowymi wysłanymi przez siebie. Co miało znaczenie również przy tłumieniu buntowniczych nastrojów wśród mieszkańców danego miasta i miało zapobiegać wydaniu miasta bez walki.

Z czasem coraz więcej miast dysponowało murami miejskimi. Wtedy obok grodów i nielicznych zamków stanowiły najważniejsze punkty oporu w czasie obrony. Opanowanie ziemi przez wroga było możliwe, gdy zajął i utrzymywał na terenie danej ziemi swoją załogę w punktach umocnionych. Miasta niejednokrotnie bronione były przez załogi przysłane przez władcę lub przez niego samego, gdy znajdował się w mieście, ale mimo to przede wszystkim bronili swoich miast sami mieszczanie.

Na fortyfikowanie miast zgodę musiał wyrazić zwierzchnik miasta. Jako, że budowa murów była bardzo kosztowna, tylko niektóre miasta szczególnie te większe i bogatsze mogły sobie pozwolić na ich samodzielne wznoszenie. Mniejsze musiały liczyć na pomoc władcy. Który często na budowę umocnień przyznawał jakieś ulgi, pomagał finansowo, materialnie na przykład pozwalał korzystać z lasów by pozyskać budulec. Z drugiej strony zgoda władcy na budowę fortyfikacji była konieczna, gdyż ich posiadanie wzmacniało pozycję mieszczan, miasta względem swojego pana. Bunty były możliwe tylko wtedy, gdy lokalizacja, siła umocnień i możliwości miasta dawały nadzieję na skuteczną obronę4. Mieszczanie Poznańscy buntując się przeciwko władcy musieli odpierać jego wojska. Podobnie mieszczanie Krakowa, Sandomierza i Wieliczki bronili się w 1311 roku przeciwko wojskom Władysława Łokietka.

Mieszczanie prócz walki w armii władcy podczas wojen obronnych oraz walki na murach swoich miast podczas ich obrony, zobowiązani byli do dostarczania środków transportowych na wyprawy zagraniczne a niekiedy również na wyprawy obronne. Inne miasta miały obowiązek wysyłać swoje środki transportowe jedynie na te wyprawy w których brał udział książę. Niejednokrotnie mieszczanie musieli zapewnić jeszcze woźnicę oraz eskortę. Wozy na wyprawie szczególnie zagranicznej były bardzo ważną rzeczą. Były niezbędne do przewożenie zaopatrzenia dla armii, transportu rannych czy wreszcie machin oblężniczych. Powinności tego rodzaju były nakładane indywidualnie na każde miasto, dlatego nie są one jednolite. Niektóre miasta miały dostarczać konie i puste wozy inne wozy wraz z zaopatrzeniem o ilościach określonych w dokumentach jeszcze inne środki transportu przystosowane do przewożenia machin oblężniczych, czasami z eskortą i obsługą, tak wozu jak i machiny.

W roku 1260 Władysław Opolski w dokumencie tyczącym się dóbr biskupa wrocławskiego stwierdził, że „ - - si autem extra fines terre nostre nos ire personaliter oportebit, omnes homines episcopi, tam de civitatibus, quam villis nostri ducatus decem solummodo currus vacuos, nostris et non suis expensis ornatos, quemlibet cum tribus equis nobis dare debebunt, nec ad expedicionem talem ire personaliter, nec ad aliquid amplius faciendum cogentur, quos currus et equos, expedicione peracta, reddere promittimus, nisi mortui fuerint, ubi autem nos personaliter extra terra non imus, sed alios mittimus, ad nichilum penitus homines episcopi teneantur”5. Jak stwierdził wystawca w dokumencie dostarczone wozy i konie miały być po zakończeniu wyprawy zwracane właścicielom. Prawdopodobnie w razie utraty konia czy wozu właścicielowi wypłacane było odszkodowanie, wydaje się iż książę nie narażał by poddanych biskupa na tak poważne straty jak utrata konia na wyprawie, o co na wojnie nie było trudno.

W 1290 roku mieszczanie wrocławscy pomagając księciu Henrykowi IV mieli dostarczyć mu 1200 wozów transportowych i 100 wozów przystosowanych do przewozu przyrządów oblężniczych, prócz tego według tego przekazu mieli mu uzbroić również 3500 ludzi. Cyfry zachowane w tym źródle wydają się przesadzone, nie mniej może to potwierdzać fakt iż mieszczanie obowiązek ten wypełniali. Co ciekawe autor wyraźnie odróżnia wozy transportowe od wozów do przewożenia machin oblężniczych. Niekiedy miasta, szczególnie te biedne, były zwalniane od obowiązku dostarczania transportu. Zwolnienie takie otrzymywały też niekiedy miasteczka przedlokacyjne. Od „a prewod eciam militari” zwolniony został w r. 1250 Wocławek”.

W XIII wieku dopiero powstające i rozwijające się miasta nie były zobowiązane płacić żadnych regularnych świadczeń na rzecz wojen prowadzonych przez władcę. Ośrodki miejskie nie lokowane na prawie niemieckim prawdopodobnie na wzór chłopów musiały płacić różnego rodzaju daniny w naturze i później w pieniądzu. Jedną z takich danin była wcześniej wymieniana stróża. Wydaje się iż innych opłat wojennych w tym okresie nie było w miastach lokowanych jak i pozostających na prawie polskim.

 _____________________________________                                                            
1 Pozwalamy również wieczyście tymże wójtom i wszystkim mieszkańcom miasta, tak obecnym jak i przyszłym i ich dziedzicom, aby także po upływie wolnizny żaden z nich nie udawał się ani nie wysyłał kogo innego do walki z kimkolwiek lub do stawienia oporu komukolwiek (atakowania nikogo ani obrony przed nikim) poza naszym księstwem krakowskim w jego granicach, jakie obecnie posiadamy lub później gdy Bóg pozwoli posiądziemy

2 Poza tym ludzie ze wspomnianego miasta wcale nie będą zmuszeni ani zobowiązani przyjść. Z takim wyjątkiem, że jeśli przypadkiem, co oby się nie zdarzyło, wojska pogan wkroczą do kraju albo jeśli nieprzyjaciele go napadną, oczywiście są zobowiązani przyjść tak jak obywatele innych miast naszego kraju, które zostały założone na prawie teutońskim

3 Z takim wyjątkiem, że w razie wspólnej potrzeby kraju i jego obrony będą zobowiązani nam pomóc tak jak inne miasta, które zostały założone na swoim prawie teutońskim pod naszym panowaniem

4 Piotr z Dusburga opisywał wieloletni spór mieszczan Ryskich z Braćmi domu niemieckiego w Inflantach, który ze szczególna siłą wybuchł w 1297 roku. Według tej relacji w ciągu półtora roku miało miejsce dziewięć starć z których jedno wygrali mieszkańcy Rygi, a pozostałe zakonnicy. Buntownicy w roku 1298 wezwali na pomoc Litwinów, co doprowadziło później do odwetu ze strony zakonu na mieszczanach, którzy brali udział w buncie.
Mimo to spór nie wygasł, a trwał dalej, by po pewnym czasie wybuchnąć na nowo. W roku 1330 po prawie rocznym oblężeniu, w czasie świąt Wielkiejnocy, mieszczanie byli zmuszeni na skutek głodu, nieporozumień między sobą i groźby wybuchu zamieszek, poddać miasto zakonnikom. Jak przekazał kronikarz „Mistrz nie wjechał do miasta dopóki fosy nie zasypano gruzem z muru mierzącym 30 łokci długości” Jak widać spór doprowadził do utraty przez Rygę murów miejskich.


5 Na wyprawę urządzoną w obronie naszej ziemi mają iść wszyscy... jeśli natomiast wypadnie nam iść osobiście poza granice naszej ziemi, to wszyscy poddani biskupa tak z miast, jak i ze wsi naszego księstwa, będą obowiązani dać nam tylko dziesięć próżnych wozów, wyposażonych naszym, a nie ich kosztem, każdy z trzema końmi, nie będąc przy tym przymuszani iść osobiście na taką wyprawę, ani cokolwiek więcej robić; przyrzekamy też zwrócić po ukończeniu wyprawy te wozy i konie, jeśli nie padną. Gdy zaś nie pójdziemy osobiście za granice ziemi, lecz wyślemy innych, poddani biskupa nie będą zgoła do niczego pociągani

poniedziałek, 13 kwietnia 2015

Powinności wojskowe chłopów, rozbicie dzielnicowe - cz. 2

Powinności wojskowe chłopów w interesującym nas okresie nie ograniczały się jedynie do form związanych z walką bezpośrednią. Podkreślić należy iż w przypadku tej warstwy społecznej większą część ciężarów wojennych stanowiły powinności nie związane z walką z bronią w ręku. Bardzo ważną kwestią było przygotowanie kraju do czekających nań wojen. W dużej mierze ciężar ten spadał na barki chłopów. Powinności te można podzielić na posługi wykonywane na rzecz wojska i obronności kraju oraz na świadczenia w pieniądzu i naturze.

Do pierwszej grupy zaliczyć na pewno można obowiązki związane z transportem. Podwoda, powóz i przewód były posługami związanymi z transportem dóbr władcy. Mimo że mogły mieć pewne znaczenie również militarne to nie można ich uznać jako powinności typowo wojskowe. Wojskową posługą transportową było dostarczanie na wyprawę wozów, w dokumentach zwaną currus. Niekiedy określano w dokumentach co powinno znajdować się w takich wozach lub określano ilość bądź wartość koni zaprzężonych do niego.

Inną powinnością o charakterze militarnym były prace związane ze wznoszeniem, naprawą lub umacnianiem budowli o charakterze obronnym. Prace te wykonywane były głównie w czasie pokoju. Powinność ta obciążała nie tylko pracujących przy niej chłopów. Była również uciążliwa dla właścicieli wsi, gdyż obniżała ich dochody poprzez odrywanie chłopów od pracy na polach. Starania o zwolnienia z tego rodzaju posług czynione przez właścicieli dóbr, potwierdzone w dokumentach immunitetowych rzadko przynosiły efekt w postaci całkowitej ulgi od tych świadczeń. Mimo to również ta powinność podlegała pewnym ograniczeniom i ulgom, takim jak wskazanie jednego grodu w danej ziemi przy którym chłopi z danej wsi mili pracować lub w przypadku większych fortyfikacji którym odcinkiem umocnień mieli się zająć. W czasie wojny prócz chłopów przy wznoszeniu umocnień zatrudniano jeńców wojennych.

Z budową związane były również prace przy wznoszeniu przesiek. Stanowiły one coś w rodzaju polowych umocnień granicznych. Obowiązek ten wywodził się z czasów wcześniejszych i w interesującym nas okresie wchodził w skład ciężarów prawa książęcego. Przy pomocy przesiek zamykano drogi prowadzące w głąb kraju bądź utrudniano przejście przez brody na rzekach. Pisał o tym Gall Anonim opisując zmagania cesarza z Bolesławem, który w tym czasie walczył na pomorzu i na wieść, że Niemcy wtargnęli do jego kraju „z iloma mógł, [z tyloma] ruszył w pochód i nakazał zabarykadować na wszelki sposób przejścia i brody na rzece Odrze. Zagrodzono zatem wszystkie miejsca, w których można by w bród przejść rzekę, a nawet takie, w których sama ludność mogła ukradkiem próbować przejścia”. Było to bardzo ważne, gdyż utrudniało przeciwnikowi sprawny marsz w natarciu i odwrót dogodnymi traktami. Wspominał o tym w swojej kronice Thietmar opisując walki Bolesława z Niemcami w 1005 roku. Według niemieckiego kronikarza „w dalszym swoim marszu dotarło wojsko do kraju zwanego Nice i rozbiło obóz nad rzeką Sprewą (Szprewą). Kiedy dzielny rycerz Thiedbern dowiedział się tutaj, iż nieprzyjaciel zaczaił się, by zaatakować z boku nasze wojsko, zebrał potajemnie najlepszych rycerzy i chcąc samemu sobie przysporzyć sławy, postanowił podejść go i zniszczyć podstępem. Nieprzyjaciel jednak bardzo przezornie uciekł między gęsto leżące ścięte drzewa, aby tym skuteczniej móc nękać stąd nacierających. […] Owóż, te tak różne i pod różnym przewodnictwem kroczące oddziały dotarły wnet do Odry i rozbiły namioty nad krętą rzeką, zwaną po słowiańsku Bóbr, po łacinie zaś Castor. Bolesław jednak obwarowawszy brzeg tej rzeki i usadowiwszy się z wielkim wojskiem w Krośnie, przeszkadzał jak mógł, w przeprawieniu się ich na drugą stronę”. Wydaje się że umocnienia tego typu miały duże znaczenie w czasie prowadzenia walk, co zdaje się potwierdzać tekst Thietmara jak i z fakt iż zwolnienia z obowiązku budowy i konserwacji przesiek były bardzo rzadkie. Najbardziej znane przesieki znajdowały się na terenach Śląska. Z tego względu szczególnie w tej dzielnicy istniała konieczność egzekwowania obowiązku budowy i naprawy tych umocnień. Z tego względu najwięcej informacji o przesiekach pochodziło właśnie z terenów Śląska. Mniejsze konstrukcje tego typu zwano osiekami. Mimo dużego znaczenia w walce we wcześniejszym okresie, umocnienia tego typu straciły na znaczeniu. Zmiany zachodzące w sztuce wojennej w XIII wieku spowodowały iż powinność ta zanikła.

Niektóre wsie leżące w pobliżu grodów książęcych zobowiązane były do wykonywania odpowiednich posług na rzecz danego grodu. Zdaje się iż ludność z takich osad służebnych nie była całkowicie wolna osobiście. Chłopi w takich wsiach wytwarzali i dostarczali do warowni określone dobra. Często było to uzbrojenie lub żywność, ale mogły być to również inne dobra a nawet określone usługi jak na przykład opieka nad końmi załogi stacjonującej w grodzie, co miało znaczenie w przygotowywaniu drużyny do wojny. Posługi wykonywane przez inne wsie służebne mogły nie być związane z aspektami militarnymi, dlatego trudno zaliczyć obowiązki tego rodzaju do służby stricte wojskowej, ale mimo wszystko warto o nich wspomnieć. Zachowane do dziś nazwy niektórych miejscowości zdają się sugerować jakimi posługami zajmowali się ludzie którzy w nich zamieszkiwali. Ludność wsi o nazwach takich jak Grotniki trudniła się produkcją grotów do strzał i włóczni. W miejscowościach o nazwach takich jak Szczytniki, zamieszkiwała ludność, która produkowała szczyty czyli tarcze. Ten sposób produkcji właściwy był dla okresu wcześniejszego, nie wymagającego specjalistycznej obróbki i wykwalifikowanych rzemieślników. Głównym źródłem utrzymania ludności osad służebnych było rolnictwo, a w zakresie wyznaczonej specjalizacji byli mniej biegli niż zawodowi rzemieślnicy. Wsie i osady służebne całkowicie zanikły wraz z rozpadem ustroju wczesnofeudalnego na przełomie XIII i XIV wieku. Chociaż wydaje się, iż do połowy XIII wieku większość z nich już nie funkcjonowała.

Ludność wiejska ponosiła wiele różnorakich obciążeń na rzecz władcy. Z jednej strony była to służba z bronią w ręku, a z drugiej obowiązki wykonywania pewnych posług. Mimo tych zobowiązań nie były one jedynymi. Chłopi byli obciążani również różnego rodzaju świadczeniami w naturze, a później wraz z rozwojem gospodarki towarowo-pieniężnej, w pieniądzu.

Jednym z takich obciążeń była stróża, w tym wypadku danina, a nie osobista służba w grodzie. Zmiany zachodzące w społeczeństwie oraz w sztuce wojennej powodowały, iż danina była zachowywana, a osobista straż w grodzie powoli zanikała. W XIII wieku stróża występowała w obu postaciach. W Kronice Wielkopolskiej znajduje się wzmianka na temat stróży. „On zapewne, jak podają, ustanowił w Polsce pewną daninę, która nazywa się stróża, tak że każdy co roku od pługa lub radła oddawał do spichrza królewskiego jedną miarę pszenicy oraz owsa, wyjąwszy tylko tych, którzy walczyli w obronie państwa. Ta zaś danina zbóż dlatego nazywała się stróżą, że pobierano ją na użytek ludzi pełniących straż w grodach położonych zwłaszcza na krańcach królestwa”. Autor kroniki przypisywał ustanowienie tej daniny Bolesławowi Chrobremu, ale zdaje się, iż w ten sposób wyraził przekonanie o jej starodawnym pochodzeniu. Dawne pochodzenie tej daniny oraz fakt, iż zmiany w prawach książęcych wprowadzano niezwykle rzadko, czasami tylko dostosowywano je do nowo zaistniałych warunków gospodarczo-społecznych. Zdaje się to wskazywać, że można „uznać za miarodajne przynajmniej informacje o tym, że stróżę pobierano z poszczególnych gospodarstw, a także o wysokości obciążenia”. Stróża opłacana w naturze, prawdopodobnie na przełomie XIII i XIV wieku stopniowo, została przekształcona w daninę uiszczaną w pieniądzu. 

Na zakończenie należy podkreślić, iż obciążenia wojskowe chłopów były bardzo duże. Wielu z nich brało udział w wojnie walcząc z bronią w ręku. Obciążenia ludności wiejskiej zwiększały różnego rodzaju powinności wykonywane na rzecz wojska i obronności kraju oraz świadczenia pieniężne i dobra przekazywane w naturze. Nie można jednocześnie zapominać o tym, iż to właśnie z pracy chłopów pochodziły dochody i majątki rycerskie, które pozwalały im odpowiednio zaopatrzyć się i uzbroić na wyprawy. Dlatego stwierdzenie, że to właśnie na barkach chłopów spoczywało w dużej mierze bezpieczeństwo kraju nie wydaje się przesadzone.

wtorek, 24 lutego 2015

Zwiad III.

Od ponad roku nie było nowości w temacie wypraw sezonu pozasezonowego. Rakietą zima-zima od okolic sylwestra 2013/14 do 2. połowy lutego 2015 wracamy do cyklicznej już imprezy pt. "Zwiad". Tym razem przenosimy się do pełnej zwierzyny wszelakiej Puszczy Ostródzkiej. Tak, pilnie patrolujemy tereny pograniczne państwa zakonnego. To już trzecia odsłona Zwiadu, odsyłam do 2 poprzednich relacji:
Zwiad I
Zwiad II

Myślę, że każdy przyzna, że marsz w warunkach zamarzającego i topniejącego gruntu nie należy do najprzyjemniejszych. Ale kto mówił że będzie lekko? Grudy lodu wrzynają się w stopy, marznące błoto lepi się do butów. Od ciepła oddawanego przez stopy woda wsiąka w skórę buta, później przesiąkając w wełnę wychładza stopę. Jeśli wybierasz się na jakikolwiek marsz zimowy, 2 pary skarpet obowiązkowo wpisz na listę podstawowego szpeju. Bez tego ani rusz. A wszystko w stuprocentowej wełnie, bo - jak powszechnie wiadomo - nawet 5% domieszki zauważalnie zmienia właściwości termoizolacyjne wełny. Jakkolwiek podobnej pogody po końcu lutego można było się spodziewać, mieliśmy nadzieję na mróz i śnieg. Zastaliśmy trochę jednego i drugiego, ale to jednak nie do końca to, co chcieliśmy oglądać. Marzą się jednak białe Mazury pokryte świeżym śniegiem.

Zrealizowaliśmy trasę 54,5km (12+32+10km) i 2 noclegi w terenie w ciągu 48h bytowania w warunkach historycznych. Szlak nie należał do płaskich, bardzo często mieliśmy pod górkę. Niestety nie obeszło się bez odcinków pokrytych asfaltem - w takich momentach pozostaje pobocze, ale bliskie towarzystwo samochodów psuje nie tylko widoki, ale i klimat. Mimo to, ok. 80% trasy, która wiodła przez dzicz, pozwoliło nam sprawdzić bieżący szpej w warunkach marszowych. Zdecydowałem się ograniczyć wyposażenie do zbędnego minimum - jak na wyprawę zimową, oczywiście.

Mimo to okazało się go za dużo. To była moja 8. wyprawa i muszę przyznać, z upływem czasu każdy woodrunner zrzuca szpej, w ideale dążąc do zestawu medieval-Rambo: nóż [koniec listy]. Ale wróćmy do realiów wypraw zimowych. Zapasowe nogawice to mus, jeśli używa się nogawic ze stopką. Nogawice nie zajmują wiele miejsca, można zmieścić je w "baleronie" na plecach razem z innym inwentarzem drobnym, który nie wymaga bezpośredniego dostępu (jak np. nóż, zawieszony u paska). Prowiant zabrałem klasyczny, bez rewolucji: suszona kiełbasa, pieczywo żytnie, żurawina, ser kozi, ser bawoli w ziołach, jaja na twardo, litr wody w glinianej manierce.

Z praktycznych stron szpeju przetestowałem kieszenie w tunice, wykańczane krawędzią tkaną na tabliczkach (pozdrowienia dla Tesi, która je zrealizowała). Przy niskiej temperaturze są bardziej wygodne i praktyczne jak rękawice, ale przy mrozie wypada już włożyć na dłonie coś więcej. I przez otwory w tunice wieje, więc tuniki z kieszeniami wypada nosić na innym ubiorze wełnianym (w moim przypadku: koszula wełniana).

Warunki marszowe ciężkie, ale - jak pokazuje praktyka - osiągalne. Tako rzeczę ja, jeden z partycypantów, pozdrawiając czytelników spod grubego koca, z ciepłą kawą w kubku. Na koniec, kilka zdjęć:


piątek, 13 lutego 2015

Głodziec

No i stało się. Volkowy sektor XV w. ruszył na Grodziec. Dość tłumnie, bo 8 osób. Jak na tą porę roku i lokalizację w lewym dolnym rogu mapy - zacnie.

Poza tym że wyprawa z drugiego końca kraju (tak, Poznań, macie lepiej) to dość poważne przedsięwzięcie logistyczne, impreza okazała się być nad zwyczaj udaną. Zimowe wyjazdy to zawsze dobra okazja do sprawdzenia szpeju w praktyce: czy jeśli zdaje egzamin latem, sprawdzałby się także zimą?

Za co lubimy Grodziec? Za fabułę, za warsztaty, za jedzenie, za gry, za zorganizowanie wszystkiego tak, że nikt się nie nudził i każdy mógł znaleźć coś dla siebie.

Z tego miejsca dziękuję organizatorom za trud włożony w organizację imprezy, pomysłowe rozwiązywanie problemów, z którymi zderza się rekonstruktor w niskich temperaturach (tak, mam na myśli rosół), kreatywność w planowaniu programu imprezy.
Robertowi, Drzemikowi, Numlockowi, Buce, Arturowi, Matiemu, Zielakowi za mobilizację.
Kolegom i koleżankom z reko za doborowe towarzystwo.
Czechom - za wojskową dyscyplinę, znajomość pieśni wojennych i... komendy :)

Zdawkowy raport pozwolę sobie uzupełnić garścią zdjęć. Temperatury i atmosfery to nie odda, ale to zawsze jakiś przekaz pt. "co się działo". Za obiektywem: Marta K., Konrad Ch., Tomasz S.