piątek, 20 lipca 2012

Pogrunwaldzkie refleksje

Kilka dni po powrocie z Grunwaldu. Nie będzie to wylewanie gorzkich żali nt. jak bardzo komercyjna jest to impreza i jak bardzo organizatorzy skopali sprawę.

Trzeba przyznać że poziom imprezy rośnie. Oczywiście nieuniknione jest torpedowanie obozów turystami, tojkowe koszary i dmuchane zamki na horyzoncie. W tym roku zauważyłem zdecydowanie mniej turystów. Do obozów dobierali się w sumie dopiero od piątku a i tak nie nastręczali wartom tyle problemów co w latach poprzednich. Najwyraźniej gawiedzi impreza zaczyna się nudzić - "co roku to samo". I bardzo dobrze.

Zauważyłem dokręcanie śruby w obozach niektórych chorągwi. Stroje cywilne wyglądają lepiej jak w zeszłym roku, choć nadal dużo jest "kolorowych". Nadal jednak jest masa obozów w których organizatorzy zlewają wymagania i dopuszczają co się nawinie. Nie mniej jednak widać oddolną chęć utylizacji hełmów z powierzchnią przypominającą zbombardowany Kabul i wymiany żarówiastoczerwonych kufajek na szare, lniane przeszywki. I choć wiele z nich jest jeszcze w użyciu, ich odejście do lamusa to tylko kwestia czasu.

Podobnie jak Wollin dla wczesnej, Grunwald dla późnej jest także imprezą handlową. Niewiele jest miejsc gdzie można obmacać tyle tkanin naraz, przejrzeć i kupić tyle sprzętu bez dorabiania poczty polskiej i firm kurierskich, często w przystępnych cenach. Także i na ten fakt trzeba uważać, brać go na poprawkę. Łatwo nadziać się na wtopy nie mając przygotowania merytorycznego. Jest okazja, nie znaczy że trzeba ją łapać.

Jednym z nielicznych punktów zaczepnych do organizacji "czegoś większego" związanego z piechotą na chwilę obecną jest właśnie Grunwald. Można próbować zorganizować imprezy lokalne, na które zjedzie głównie piechota danego regionu (np. Lubiąż dla Śląska, MMM dla Pomorza i Kujaw), ale nadal nie daje to aż tak wielkich możliwości mobilizacyjnych jak utarta impreza organizowana od lat i odwiedzana w zasadzie przez rekonów z całego kraju.

Jednym z największych szczebli związanych z projektem był turniej kontaktowy lekkozbrojnych. A raczej fakt że turniej się odbył, bo jeszcze w sobotę rano był pod dużym znakiem zapytania. Co prawda było wiele niedociągnięć związanych z historycznością (tutaj bez skrupułów pokazuję palcem na drużynę z Niemiec), ilością sprzętu (Smocza, choć wchodziło to w obręb dopuszczalnego sprzętu), jak i sędziowaniem, ale trzeba to jednak wziąć na margines błędu - turniej na tym gruncie odbywał się po raz pierwszy. Byliśmy postawieni przed wyborem - albo ostro zweryfikować sprzęt pod rozpisany regulamin, albo dać sobie spokój i dopuścić trochę mroku kosztem odbycia się turnieju. Okazało się że ustępstwa popłacają. Turniej odbył się niemal bezkontuzyjnie, jak zauważył pewien weteran z XIIIstki (Yogesh) - był to jeden z bezpieczniejszych turniejów, w dodatku wnosił coś nowego. I z tego miejsca muszę zaznaczyć że śmieszą mnie wypowiedzi maruderów że turniej był niebezpieczny. Każda walka niesie za sobą pewne ryzyko. A ten był wyjątkowo kulturalny, choć spodziewałem się solidnych gongów od osób przywykłych do pełnokontaktowych bohurtów. Dwie rzeczy - przepychanie (zwłaszcza z drzewcówkami w poziomie) i bardzo ograniczone pole były minusem. Ale to jest do przerobienia. Jako współorganizator mam nadzieję na większą ilość drużyn za rok. Zaczęło się.

Tej imprezie zawsze będzie brakowało swojego rodzaju elitarności, swojskości, piechociarskości. Jednak nie tego należy oczekiwać. W rozpisywaniu własnego kalendarium na kolejny sezon wyjazdowy trzeba czasami iść na ustępstwa - albo tworzymy sobie na odludziu getto zajebistości i wzajemnej adoracji, albo jeździmy na imprezy fabularyzowane, albo jeździmy na pokazy za kasę, albo jeździmy na Grunwald. Tego nie sklasyfikuje się pod żadną typologię. To poprostu kwestia gustu każdego indywidualnego rekona.

Pojawiły się wcześniej głosy że Grunwald jest imprezą niereformowalną. Najwyraźniej - nie do końca. Część uczestników (i to znaczna część, choć ciężko określić odsetek) idzie za ciosem i rozwija się, widząc co dzieje się wokół. I - choć rozwijają się w różnym tempie - zawsze jest to progres, a nie zastój bądź regres. Z czego zadowolony jestem najbardziej - zauważyłem sporo osób w tunikach wzoru Bocksten; w brązowych i szarych wełnach. Nadal jest to mniejszość, ale postęp od zeszłego roku jest namacalny, widoczny.

Уважаемые читатели,
Z piechociarskim pozdrowieniem,
Lutobor