wtorek, 24 lutego 2015

Zwiad III.

Od ponad roku nie było nowości w temacie wypraw sezonu pozasezonowego. Rakietą zima-zima od okolic sylwestra 2013/14 do 2. połowy lutego 2015 wracamy do cyklicznej już imprezy pt. "Zwiad". Tym razem przenosimy się do pełnej zwierzyny wszelakiej Puszczy Ostródzkiej. Tak, pilnie patrolujemy tereny pograniczne państwa zakonnego. To już trzecia odsłona Zwiadu, odsyłam do 2 poprzednich relacji:
Zwiad I
Zwiad II

Myślę, że każdy przyzna, że marsz w warunkach zamarzającego i topniejącego gruntu nie należy do najprzyjemniejszych. Ale kto mówił że będzie lekko? Grudy lodu wrzynają się w stopy, marznące błoto lepi się do butów. Od ciepła oddawanego przez stopy woda wsiąka w skórę buta, później przesiąkając w wełnę wychładza stopę. Jeśli wybierasz się na jakikolwiek marsz zimowy, 2 pary skarpet obowiązkowo wpisz na listę podstawowego szpeju. Bez tego ani rusz. A wszystko w stuprocentowej wełnie, bo - jak powszechnie wiadomo - nawet 5% domieszki zauważalnie zmienia właściwości termoizolacyjne wełny. Jakkolwiek podobnej pogody po końcu lutego można było się spodziewać, mieliśmy nadzieję na mróz i śnieg. Zastaliśmy trochę jednego i drugiego, ale to jednak nie do końca to, co chcieliśmy oglądać. Marzą się jednak białe Mazury pokryte świeżym śniegiem.

Zrealizowaliśmy trasę 54,5km (12+32+10km) i 2 noclegi w terenie w ciągu 48h bytowania w warunkach historycznych. Szlak nie należał do płaskich, bardzo często mieliśmy pod górkę. Niestety nie obeszło się bez odcinków pokrytych asfaltem - w takich momentach pozostaje pobocze, ale bliskie towarzystwo samochodów psuje nie tylko widoki, ale i klimat. Mimo to, ok. 80% trasy, która wiodła przez dzicz, pozwoliło nam sprawdzić bieżący szpej w warunkach marszowych. Zdecydowałem się ograniczyć wyposażenie do zbędnego minimum - jak na wyprawę zimową, oczywiście.

Mimo to okazało się go za dużo. To była moja 8. wyprawa i muszę przyznać, z upływem czasu każdy woodrunner zrzuca szpej, w ideale dążąc do zestawu medieval-Rambo: nóż [koniec listy]. Ale wróćmy do realiów wypraw zimowych. Zapasowe nogawice to mus, jeśli używa się nogawic ze stopką. Nogawice nie zajmują wiele miejsca, można zmieścić je w "baleronie" na plecach razem z innym inwentarzem drobnym, który nie wymaga bezpośredniego dostępu (jak np. nóż, zawieszony u paska). Prowiant zabrałem klasyczny, bez rewolucji: suszona kiełbasa, pieczywo żytnie, żurawina, ser kozi, ser bawoli w ziołach, jaja na twardo, litr wody w glinianej manierce.

Z praktycznych stron szpeju przetestowałem kieszenie w tunice, wykańczane krawędzią tkaną na tabliczkach (pozdrowienia dla Tesi, która je zrealizowała). Przy niskiej temperaturze są bardziej wygodne i praktyczne jak rękawice, ale przy mrozie wypada już włożyć na dłonie coś więcej. I przez otwory w tunice wieje, więc tuniki z kieszeniami wypada nosić na innym ubiorze wełnianym (w moim przypadku: koszula wełniana).

Warunki marszowe ciężkie, ale - jak pokazuje praktyka - osiągalne. Tako rzeczę ja, jeden z partycypantów, pozdrawiając czytelników spod grubego koca, z ciepłą kawą w kubku. Na koniec, kilka zdjęć:


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz