czwartek, 20 stycznia 2011

Dlaczego szary len? Tekstylne rozważania, cz.I

Zjawisko szycia odzieży z szarego lnu jest w RR bardzo rzadkie. Wszyscy w zasadzie noszą białe lny bielone chemicznie przy użyciu chloru, albo lny barwione, często na ciemne kolory. Obydwa rozwiązania są błędne, choć biały len - zdawałoby się - potwierdza ikonografia. Trzeba wziąć pod uwagę, że miniaturzyści używali innych barwników niż farbiarze i tak naprawdę rzadko kolory na obrazach z epoki odzwierciedlają kolory ubrań takimi, jakie były naprawdę. Dlatego właśnie źródła ikonograficzne nie są dobrą podstawą do doboru kolorów stroju. Temat jest warty przemyśleń - kolory ubrań rzucają się w oczy o wiele bardziej niż buty nie szyte na wywrotkę czy klamra do pasa o za późnym/za wczesnym datowaniu.

Naturalny, słomianoszary kolor lnu bywa sporadycznie wyśmiewany jako "kolor ziemniaczka", co jest jednym z uzasadnień dla powszechnie dostępnego bielonego chemicznie lnu i wytłumaczeniem jego potencjalnej poprawności historycznej. Trudno o bardziej błędne przekonanie. Jestem w posiadaniu ręcznie tkanego lnu, bielonego na słońcu, ługowanego. Jego kolor odbiega w znacznym stopniu od tego który ma w ofercie większość kramów z tkaninami. Jakby przyjrzeć się z bliska, na wierzchu jest bardzo-blado-szary, zaś między włóknami zachowuje naturalny, może trochę wyblakły kolor. Tak więc z pewnością śnieżnobiały len nie był możliwy do uzyskania przez średniowiecznych tkaczy. Kolor lnu bielonego metodami chałupniczymi jest bliższy naturalnemu (szaremu); szary len bielił się samoczynnie podczas użytkowania, np. podczas pracy w polu. Poniżej zdjęcie porównawcze: na górze po lewej ręcznie tkany len bielony na słońcu, na górze po prawej koszula po 2 sezonach użytkowania, na dole po prawej świeży szary len nie wystawiony na działanie ostrego słońca i po lewej na dole len bielony chemicznie.


Jak widać bielenie lnu historycznie nie dawało takiego efektu wybielenia jak biały len dostępny na rynku. Za wyjściowy należy przyjmować kolor, jaki ma len na początku produkcji. Dopiero taki len zmienia kolor pod wpływem kolejnych procesów wybielania. Śnieżnobiały len to mrok; dowody mówią same za siebie. Zwraca uwagę jak bardzo zmienia się kolor pod wpływem ekspozycji na słońcu. Poza tym, len tkany ręcznie składał się z różnych włókien, które miały niejednolitą podatność na bielenie. Nie jest to regułą, ale wśród ręcznie tkanych lnów można często zauważyć pasy o nieregularnym wybieleniu.

Z punktu widzenia miniaturzysty, który malował chłopów pracujących w polu, czy piekarza w koszuli i gaciach (Tacuinum Sanitatis) można przyjąć za pewnik że nie zastanawiał się szczególnie nad kolorem który maluje (zaś rekonstruktor jak najbardziej - powinien). Słomianoszary len przy słonecznej pogodzie jest jasny (a więc w rozumieniu człowieka średniowiecza "biały"), podobnie jak ciemnoszary czy ciemnobrązowy jest nazywany "czarnym". Miniaturzyści mieli na celu utworzenie pięknej, kolorowej księgi dla możnego, który ją zamawiał. Także ilość barwnika, np. niebieskiego do namalowania kilku elementów na stronę nie była tak duża jak ilość barwnika potrzebnego do sporządzenia wywaru do barwienia tkaniny. Jako ciekawostkę podam fakt, że wikingowie nazywali rdzennych mieszkańców Afryki "blå man", co znaczy "niebieski człowiek". Tak więc zarówno źródła ikonograficzne jak i pisane nie są źródłami właściwymi w przypadku doboru barw stroju, żeby nie powiedzieć "bezużytecznymi".

Barwienia lnu w ogóle źródła nie wykluczają. Zachowała się miniatura podpisana "sklep z lnem" na której widać wyraźnie barwione materiały na ladzie. Warto wiedzieć, że w epoce przedindustrialnej, kiedy barwiono materiały naturalnymi barwnikami, niemożliwe były do uzyskania ciemne kolory lnu. Len słabiej niż wełna i jedwab chłonie barwniki, czego skutkiem są jedynie wyblakłe, pastelowe, mało intensywne kolory. Stąd wniosek jest taki: farbiarstwo lnu było mało popularne, farbowano głównie wełnę i jedwab, ponieważ te włókna miały większy potencjał chłonięcia barwnika. Zwłaszcza jedwab, na którym kolory wychodzą naprawdę żywe i intensywne. Poza tym - po co ktoś miałby barwić bieliznę, która i tak jest pod spodem i z reguły jej nie widać? Jeśli odzież była barwiona, to była to odzież wierzchnia - wówczas było widać farbowany materiał w odmiennym od naturalnych kolorze.

Znaczna część RR nie zastanawia się nad kolorami, dobierając najzwyczajniej w świecie te, które się spodobają. Kupują flausze czy polary - to co znajdą w sklepie z tkaninami za rogiem, kupują używany dublet od kumpla, któremu znudziła się zabawa w "rycerzenie", czy też łapią okazje na allegro i cieszą się, że tanio kupili strój. Żeby było zabawnie - powiem że można jeszcze taniej, ale poprawnie. Wymaga to jedynie minimalnych zdolności manualnych potrzebnych do szycia dwufastrygą i ściegiem okrętkowym, oraz lektury odpowiednich pozycji, lub niniejszego bloga, który jest ich swojego rodzaju streszczeniem.

16 komentarzy:

  1. A propos flauszu- czyli, ze mrok..? ;/

    OdpowiedzUsuń
  2. Zgadza się. Przejrzyj znaleziska zachowanych elementów garderoby wełnianej z epoki. Jeśli nawet znajdzie się jakiś bardziej sfolowany, to i tak większość jest z wełny o wyraźnie widocznym splocie, lub lekko sfolowanej. A jak wiadomo - wyjątek nie tworzy zasady, a RR zajmuje się odtwarzaniem tego co powszechne, a nie wyjątkowe.

    Zajrzyj do Medieval garments reconstructed: Norse clothing patterns, tam znajdziesz dużo zdjęć.

    OdpowiedzUsuń
  3. Co do lnu - bielizna bielała szybko ponieważ była gotowana, to jedyna skuteczna forma prania mocniejszych zabrudzeń ówczesnymi detergentami. Stąd jej nie barwiono, zadem barwnik takiego traktowania długo nie wytrzymuje.
    W Polsce [podaję za Nawotką-Możdżyńską] zabarwiano czasem bieliznę, a zwłaszcza chustki na kremowo, ponoć szafranem. Technologia by się zgadzała, do wrzątku, w którym wygotowuje się bieliznę można wrzucić szczyptę barwnika, czy to będzie szafran, nagietek, czy wrotycz, i len może złapać troszkę koloru. Po co by to robiono? Plamy niespieralne im trwałe przebarwienia związane z długim używaniem mniej wtedy widać.
    Bielenie lnu na słońcu z wykorzystaniem ługów, serwatki i innych znanych wtedy odczynników trwało jakieś 3-4 miesiące. Bielony len był tez przedmiotem handlu wewnętrznego [blechy śląskie] i międzynarodowego, nie widzę więc powdu,żeby całkowicie unikać bieli.

    OdpowiedzUsuń
  4. Zgodzę się że lnianą odzież zabarwiano jak sama napisałaś - CZASEM. Blog dotyczy niższych warstw społecznych, jak wówczas wyobrażasz sobie barwienie na kremowo szafranem, który nawet dziś do najtańszych przypraw nie należy?

    Len będący towarem eksportowym mógł być lepszej jakości, baa nawet był - bardziej precyzyjny splot, gładzony rogiem, bielony itd., ale sam fakt eksportu tego produktu daje nam do myślenia o wzroście jego ceny (cła, transport, środki własne handlarza). Jednak w wielu rejonach Europy len był uprawiany lokalnie, a co za tym idzie - także tkany na własne potrzeby. Nie sądzę aby do użytku codziennego, do pracy produkowano pierwszej klasy len, oczywiście wygładzić tkaninę kawałkiem rogu czy muszli to nie problem, ale jak sama zaznaczyłaś, 3-4 miesięczny proces bielenia lnu to trochę jak farbowanie wełny na niebiesko - niby było możliwe ale zabierało tyle czasu i pracy że warto się zastanowić nad sensem tego procesu.

    Wspominasz o plamach niespieralnych. Na naturalnie szarym lnie nie widać plam aż tak bardzo jak na bielonym, tym bardziej - chemicznie bielonym. Więc aby zapobiec obecności niespieralnych plam na bieliźnie ludzie najpierw bielili 3 miesiące len żeby później zabarwić go szafranem (czy jakimkolwiek innym lokalnie występującym nośnikiem barwy kremowej, żeby nie było że się czepiam szafranu:P) aby nie było widać plam? Jakby nie można było go zostawić w naturalnym kolorze. Moim zdaniem traci to sens.
    Nie potępiam lnu bielonego w ogóle, ale len bielony w takiej postaci w jakiej występuje w RR pod nazwą "biały len od Łobosa". Len bielony historycznie, tzn do takiego stopnia do jakiego jest to wykonalne przy użyciu metod z epoki jest ok, ale raczej dla wyższych stanów. To jest ten len eksportowy. Można co prawda polemizować o tym, że nawet chłopi mieli swój ubiór odświętny i że jest wzmianka o chłopie w jedwabnej szacie (z XV wieku, Borg o tym pisał na freha). Ja jednak uważam, że generalizowanie jest tu jak najbardziej wskazane; wywrotowcy i tak się znajdą. A ogół jaki był taki był. I tego się trzymajmy.

    OdpowiedzUsuń
  5. Myślę, ze kolejność była mniej więcej taka:

    1. Bielizna uszyta z szarego lnu [poza chustką na głowę, te były jednak najczęściej z bielonego lnu - symbolika ważniejsza od praktyczności czy ceny]

    2. Naturalne bielenie się bielizny w trakcie użytkowania, prania i suszenia na słońcu. Nabywanie plam od użytkowania, przebarwień od potu, śladów po niedopranej krwi, jedzeniu, etc.

    3. Dobarwianie wstępnie wyblakłej ale zaplamionej bielizna barwnikiem - nie musi być szafran, świetnie sprawdzi się ogólnodostępna i niedroga brzoza, rezeda, nagietek, wrotycz czy mniszek lekarski :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Co do chustki - zgodzę się, ale bielenie samodzielne, z szarego lnu. Nigdy len bielony chemicznie. Koszula na zdjęciu w tym wpisie zrobiła się jeszcze bardziej biała po ostatnim grunwaldzie i kilku innych imprezach. 3 sezony (i to nie noszenia codziennie a kilka dni w roku i efekt - prawie biały len. Zajmując się tym na co dzień a nie w systemie weekendowym można otrzymać poprawnie biały len w tydzień. Przyspieszyć można ten proces przy moczeniu w ługu i suszeniu na ostrym Słońcu na przemian.

    Nie wiem ile czasu zajęłoby uplamienie przykładowej koszuli do tego stopnia że trzeba byłoby ją dobarwiać. Moim zdaniem prędzej się porwie. A takiej barwić nie ma sensu - dodatkowy proces na zużytej odzieży. Ani to nie będzie ładne, ani reprezentacyjne. Ot, ciuch roboczy. Poza tym bielizna - jak sama nazwa wskazuje robi się biała. Proces naturalnego bielenia lnu raczej moim zdaniem kończył się na brudnej bieli takiej jak na zdjęciu powyżej po lewej na górze. Takiego koloru bielizna była eksploatowana aż do czasu gdy była zrobiona następna.

    OdpowiedzUsuń
  7. PS: Przypominam wpis w którym pisałem o właściwościach chłonięcia barwnika. Lnu raczej nie barwiono, bo słabo chłonie barwnik. Niedawno udowodniono to tutaj:
    http://trollusia.blogspot.com/2011/06/farbowanie-v1-notka-stara.html
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  8. Jeśli chodzi o trwałe przebarwienie koszuli pod pachami od potu, a gaci od moczu, to stawiam na jedno lato, przy ówczesnych środkach piorących.

    OdpowiedzUsuń
  9. No, bez przesady z tym "udowodniono" bo i notka stara i po prawdzie - len farbować się da, przecież w większości tych miejsc gdzie go farbują "na potrzeby nauki" się go barwi, nawet w krążącej w necie publikacji dotyczącej barwienia roślinnego są zdjęcia próbek lnów.
    Problem w tym, że wymaga przygotowania dosyć "agresywnymi" środkami, które w średniowieczu wydaje mi się że były raczej trudno dostępne (ale tutaj pewnie musiałby się wypowiedzieć ktoś związany z chemią, jak taką substancję pozyskać z "półproduktów") - albo nakład pracy stawał się naprawdę duży, więc i materiał kosztowny.
    No i nie wiem, nie pamiętam już, jak te tkaniny się zachowują przy ekspozycji na słońce, pot, deszcz - nie wiem czy w ogóle to sprawdzano na nich, czy tylko to jakie kolory da się uzyskać.
    Ja osobiście stawiam na naturalne lny.

    OdpowiedzUsuń
  10. Nie chodzi o to czy było można zabarwić len - bo jak sie człowiek uprze to wiele można. Chodzi o to czy przy tak słabych właściwościach chłonięcia barwnika i kłopotliwości w przygotowaniu lnu do farbowania to ma sens. Mi osobiście nie chciałoby się w to bawić tym bardziej że len w postaci np. koszuli znajduje się pod tuniką. A jak czegoś nie widać to po co się nad tym specjalnie wysilać? Dlatego doszedłem do takiego samego wniosku - szare lny.

    OdpowiedzUsuń
  11. Agresywnych środków chemicznych w Średniowieczu nie brakowało, a gdzie brakowało im siły zastępowano ją czasem obróbki i powtarzaniem.

    Len spokojnie da się ufarbować, natomiast kolor wymaga porządnego utrwalenia. Myślę, że do lnów stosowano dość wąską i ograniczoną paletę najtrwalszych i najdostępniejszych barwników, właśnie z racji pracochłonnej obróbki barwierskiej. Wystrzegałabym się jednak tezy, że nie barwiono go wcale, bo spotykamy się z ciuchami na podszewce, i nie koniecznie jest ona w kolorze naturalnym dla lnu.

    Wiele zależy jeszcze od tego, o jakiem okresie mówimy, o wczesnym Średniowieczu czy o późnym. W końcu to rozstrzał rzędu 500 lat, więc technologia poszła w tym czasie do przodu.

    A teraz ciekawostka - to jest szkocki kram z ręcznie przędzioną i naturalnie barwioną wełną: http://2.bp.blogspot.com/_vrmOZ2P-Plg/TLo3f92Dw4I/AAAAAAAAAgQ/s47oGGyjpOc/s1600/anatural+dieyng.JPG

    OdpowiedzUsuń
  12. Len ufarbować było trudniej niż wełnę, a jedwab był drogi. O tym trąbię od samego początku. Dlatego jeśli uznać samodziałowe farbowanie w domu (w epoce) to tylko na takie barwy które łatwo otrzymać. I tylko takie włókna które nie wymagają bardziej skomplikowanej obróbki niż włożyć do wywaru i gotować/moczyć. Pozostałe procesy farbiarskie:
    - moczenie w specjalnych solach czy utrwalanie, - farbowanie lnu jako włókna upierdliwego w farbowaniu,
    - farbowanie jedwabiu jako materiału drogiego,
    - farbowanie na kolory wymagające specjalistycznego przygotowania
    należały do zakresu działalności cechów farbiarzy. A Cechy - jak to cechy - narzucały odpowiednio wysokie ceny na swoje produkty. Nie zawsze kosmiczne ale jednak wiązało się to z produkcją farbowanych tkanin dla zawężonej grupy społecznej. Blog niniejszy nastawiony jest na pozostałą część społeczeństwa, dla której rzemieślnicze farbowanie tkanin było zbyt drogie. Nie widzę przeciwwskazań jeśli chcesz nosić niebieskie (ale nie żarówiaste-niebieskie) cottehardie z cynowymi bądź srebrnymi guziczkami jeśli robisz postać żony rajcy Lubeki czy królowej Jadwigi. Problem w tym że nie wszyscy mogą być księżniczkami czy bogatymi szlachciankami bo wówczas nie robi nam się społeczeństwo średniowieczne, a jego wydzielona warstwa.

    OdpowiedzUsuń
  13. W takim razie należałoby określić popularną i tanią paletę kolorów uzyskiwanych naturalnie dla warstw uboższych, średnich i klasy wyższej. Z zaznaczeniem od razu, skąd i jakim barwnikiem traktowano materiał.

    OdpowiedzUsuń
  14. Miałem to w planach, ale to szerszy problem. Nie każdy barwnik występował wszędzie, większość barwników wymagało utrwalaczy i substancji "otwierających włókna" na działanie barwnika. Więc np. obierając jako region rekonstrukcji Mazowsze, nie możemy być pewni czy dany barwnik/utrwalacz itd. był tu lokalnie pozyskiwany, importowany czy też był tu dostępny w ogóle. Dlatego podałem w bliźniaczym wpisie o farbowaniu wełny propozycje kolorów. Najbardziej poprawne są naturalne.

    Innym problemem jest fakt że ludzie farbują czasem wełnę/len bez utrwalania, biorąc pod uwagę że na kilka/kilkanaście dni w roku, przez które będą te ubrania eksploatowane, barwnik się utrzyma. Błąd. Nie używają utrwalaczy, które były używane w epoce - inaczej barwnik schodziłby po miesiącu, jeśli nie szybciej.

    OdpowiedzUsuń
  15. Nie zgłębiałam się dotąd aż tak mocno w kwestie farbiarstwa, ale ogólne opracowanie musiałoby zawierać jeszcze podział na okresy czasowe - co innego używane było w XII wieku na Mazowszu, co innego w XV. Gdańsk czy Śląsk to miejsca, gdzie mógł przeważać import nad lokalnym surowcem, więc trzeba by uwzględnia i takie wyjątki... Mnóstwo pracy. Ale nie tracę nadziei, że znajdzie się pasjonat, który to opracuje :)

    OdpowiedzUsuń
  16. Myślę że już w tym przypadku każdy indywidualny odtwórca powinien zadbać o poprawność wszelkich aspektów jego rekonstrukcji. Chętnym służę pomocą jeśli chodzi o źródła, myślę że najlepiej konsultować to indywidualnie. Ciężko będzie zrobić takie opracowanie tym bardziej że znajdzie się zawsze indywiduum chcące robić rekonstrukcję XIV-wiecznego mieszkańca Wysp Owczych czy pogranicza węgiersko-mołdawskiego. Wówczas nawet ciężka praca nad rzetelnym opracowaniem staje się niewypałem. Wierzę, że zrobienie takiego opracowania jest wykonalne.

    OdpowiedzUsuń