Od pewnego czasu obserwuję w otoczeniu pomysły łączenia 2 standardów lnu. Mam tu na myśli przeszywki, w których ręcznie tkana jest tylko wierzchnia warstwa, w lepszym wypadku - wierzchnia skrajna i spodnia skrajna; wewnętrzne warstwy pozostają tkane fabrycznie. Chciałbym dziś rozważyć sens takiego rozwiązania.
Po pierwsze. Czym różni się na pierwszy rzut oka ręcznie tkany len od fabrycznego? Myślę że nawet dla wprawionego oka obserwującego z odległości 2 metrów - niczym. Można oczywiście debatować o siermiężności, dobiciu wątku, specyfice krawędzi (ale jak, jeśli są obszyte), et cetera. Zatem w jakim celu pojawiła się taka koncepcja?
Po drugie. Dlaczego chcemy pokrywać przeszywki ręcznie tkanym lnem? Miałoby to sens, jeśli pokrywałoby się je np. aksamitem jedwabnym (Charles VI, Malatesta), otrzymując w ten sposób wyrób luksusowy, ładny. Do czego w tym kontekście prowadzi zastosowanie ręcznie tkanego lnu jako jedynie wierzchnią warstwę? W ciemny zaułek.
Po trzecie. Jeśli już używamy samodziałów, to robimy to dla siebie, dla własnej świadomości jakkolwiek rozumianej "koszerności" wyrobu. A na ile wyrób będzie w naszej świadomości prawilnym jeśli zdajemy sobie sprawę z wsadu? Czy nie oszukujemy wtedy samych siebie?
Po czwarte. Łączenie maszynowo tkanego lnu z samodziałem, podobnie jak używanie współczesnej apreturowanej nici do jego szycia, to podobny mankament jak dokładne szlifowanie zespawanej blachy lub tulejki włóczni, żeby zakryć spaw, którego koniec-końców i tak jesteśmy świadomi. To jak stroje szyte maszynowo z ręcznym wykończeniem. Podobnym przykładem jest użytkowanie ceramiki z cepelii, tłumacząc sobie że szkliwiona ceramika była, a wzory są na tyle proste że na pewno ktoś wpadł na nie w epoce. Można byłoby też przyrównać to do kolczugi stykowej z rękawami z nitowańca - bo rękawy nie są przykryte niczym innym. Na różnych gruntach ciężko znaleźć dobre porównanie z uwagi na różnorodność ich specyfiki.
W łączeniu standardów znaleźć też można kroplę egoizmu. W przypadku samodziałów z którymi mamy do czynienia, trzeba mieć świadomość że ich zasoby nie są niewyczerpalne. To zabytki, które kiedyś się skończą, albo będą tak okazjonalne, że trzeba będzie rozwinąć własne technologie żeby zaspokoić potrzeby rekonstrukcji. Takie technologie powoli powstają (pozdrawiam Rosamar), ale na pewno ciężko będzie zaspokoić rynek rekonstrukcji z 1, 2 a nawet i 10 źródeł. Jeszcze bardziej jak pewne jest to, że ceny lnianych tkanin rekonstruowanych od zera nie będą tak atrakcyjne jak dzisiaj dostępne samodziały. Może zapychać nimi szafy dopóki są dostępne? Spieszmy się kupować samodziały, tak szybko schodzą...
Do czego zmierzam? Na pewno nie do hejtowania obecnych posiadaczy podobnych rozwiązań, raczej do zapobieżenia podobnym w przyszłości. Wpis ten, jak wiele innych, jest propozycją: dawajcie, spróbujemy coś zmienić, a może zmienimy na lepsze. Z tego miejsca pozdrawiam obrażonych, którzy odebrali niektóre z wcześniejszych wpisów jako atak.
Na koniec dodam, że należy sobie zadać pytanie gdzie właściwie leży granica rekonstrukcji i czy na pewnym etapie nie należy sobie dać spokój. Oczywiście, należy. Każdy wyznacza sobie ten pułap sam. Jednak albo jeździmy BMW, albo Fiatem. Nie można wyjąć części z BMW i przełożyć tak poprostu do Fiata; w każdym razie na pewno Fiat nie stanie się przez to BMW.
Po pierwsze. Czym różni się na pierwszy rzut oka ręcznie tkany len od fabrycznego? Myślę że nawet dla wprawionego oka obserwującego z odległości 2 metrów - niczym. Można oczywiście debatować o siermiężności, dobiciu wątku, specyfice krawędzi (ale jak, jeśli są obszyte), et cetera. Zatem w jakim celu pojawiła się taka koncepcja?
Po drugie. Dlaczego chcemy pokrywać przeszywki ręcznie tkanym lnem? Miałoby to sens, jeśli pokrywałoby się je np. aksamitem jedwabnym (Charles VI, Malatesta), otrzymując w ten sposób wyrób luksusowy, ładny. Do czego w tym kontekście prowadzi zastosowanie ręcznie tkanego lnu jako jedynie wierzchnią warstwę? W ciemny zaułek.
Po trzecie. Jeśli już używamy samodziałów, to robimy to dla siebie, dla własnej świadomości jakkolwiek rozumianej "koszerności" wyrobu. A na ile wyrób będzie w naszej świadomości prawilnym jeśli zdajemy sobie sprawę z wsadu? Czy nie oszukujemy wtedy samych siebie?
Po czwarte. Łączenie maszynowo tkanego lnu z samodziałem, podobnie jak używanie współczesnej apreturowanej nici do jego szycia, to podobny mankament jak dokładne szlifowanie zespawanej blachy lub tulejki włóczni, żeby zakryć spaw, którego koniec-końców i tak jesteśmy świadomi. To jak stroje szyte maszynowo z ręcznym wykończeniem. Podobnym przykładem jest użytkowanie ceramiki z cepelii, tłumacząc sobie że szkliwiona ceramika była, a wzory są na tyle proste że na pewno ktoś wpadł na nie w epoce. Można byłoby też przyrównać to do kolczugi stykowej z rękawami z nitowańca - bo rękawy nie są przykryte niczym innym. Na różnych gruntach ciężko znaleźć dobre porównanie z uwagi na różnorodność ich specyfiki.
W łączeniu standardów znaleźć też można kroplę egoizmu. W przypadku samodziałów z którymi mamy do czynienia, trzeba mieć świadomość że ich zasoby nie są niewyczerpalne. To zabytki, które kiedyś się skończą, albo będą tak okazjonalne, że trzeba będzie rozwinąć własne technologie żeby zaspokoić potrzeby rekonstrukcji. Takie technologie powoli powstają (pozdrawiam Rosamar), ale na pewno ciężko będzie zaspokoić rynek rekonstrukcji z 1, 2 a nawet i 10 źródeł. Jeszcze bardziej jak pewne jest to, że ceny lnianych tkanin rekonstruowanych od zera nie będą tak atrakcyjne jak dzisiaj dostępne samodziały. Może zapychać nimi szafy dopóki są dostępne? Spieszmy się kupować samodziały, tak szybko schodzą...
Do czego zmierzam? Na pewno nie do hejtowania obecnych posiadaczy podobnych rozwiązań, raczej do zapobieżenia podobnym w przyszłości. Wpis ten, jak wiele innych, jest propozycją: dawajcie, spróbujemy coś zmienić, a może zmienimy na lepsze. Z tego miejsca pozdrawiam obrażonych, którzy odebrali niektóre z wcześniejszych wpisów jako atak.
Na koniec dodam, że należy sobie zadać pytanie gdzie właściwie leży granica rekonstrukcji i czy na pewnym etapie nie należy sobie dać spokój. Oczywiście, należy. Każdy wyznacza sobie ten pułap sam. Jednak albo jeździmy BMW, albo Fiatem. Nie można wyjąć części z BMW i przełożyć tak poprostu do Fiata; w każdym razie na pewno Fiat nie stanie się przez to BMW.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz