poniedziałek, 27 października 2014

Mons Silentii

Ludzie mają różne pomysły co zrobić w październikowy weekend. Można oczywiście rozwodzić się nad różnymi przykładami, o ile jest na to miejsce i czas. Dla nas zupełnie normalne jest przebrać się za włóczęgów, zebrać ekipę wyprawową i pohasać po skałach.

Ślęża ma całkiem dużą wysokość względną (ponad 500m) , nie jest to pagórek, choć wyrasta z niemal całkiem płaskiego przedgórza sudeckiego. Było kilka zdecydowanie stromych odcinków. Zdjęcia nie są w stanie tego oddać. Specyficzne podłoże dość boleśnie ale skutecznie uczy używać replik obuwia.

Jako prowiant zabraliśmy głównie suszone mięso, jabłka i orzechy, chleb żytni domowego wypieku, jajka na twardo, ser bawoli w ziołach, ser wędzony.

Ruszyliśmy w składzie pięcioosobowym. Wyprawa nastawiona na dwudniowy marsz z Sobótki do Kątów Wrocławskich. Byliśmy nastawieni na Dolinę Bystrzycy i zdobycie Ślęży. Udało się tylko to drugie. Po nocnym schodzeniu z góry mieliśmy dość, zatem Dolinę Bystrzycy odkładamy na kiedyś.

Z osobistych doświadczeń podzielę się kilkoma. Po pierwsze: redukujcie ilość szpeju na szlaku, albowiem nigdy nie wiecie ile nadbagażu dostaniecie w sytuacji awaryjnej. Po drugie - pojedyncza podeszwa w butach nie wróży odcisków po marszu przez kamienistą drogę, ale to kwestia indywidualna. Po trzecie - krajka kapitalnie sprawdza się jako pas nośny do ceramicznego bukłaka. Po czwarte - przygotowanie kondycyjne to dobry pomysł. Po piąte - przemyślany prowiant nie przekroczy wagowo 0,5kg na 2 dni, jeśli pozbawić go wody.

Łącznie zrealizowaliśmy ok 23km trasy dzielone noclegiem "na krzakach". W poziomie. Ciężko powiedzieć ile w pionie. Trasa nie należała do najłatwiejszych, choć sprawę znacznie ułatwia doświadczenie.






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz