wtorek, 22 maja 2012

O rekonstrukcji walki...

"Wojna... wojna nigdy się nie zmienia..."
Kto choć trochę interesuje się kulturą masową, zna ten cytat. Rekonstrukcja historyczna, jako taka, nie ważne który okres bierzemy pod uwagę, sprowadza się właściwie zawsze do walki. Jako że późne średniowiecze jest tematem najgorętszych rozmów, a ja jako człowiek interesujący się tym okresem obiorę je sobie na cel. W praktyce chodzi o to że walki późnośredniowiecznych są najmniej wiernymi rekonstrukcjami starć zbrojnych w Polsce. Nie chodzi mi o nie historyczne uzbrojenie, i innego rodzaju patenty... chodzi tym razem o co innego. Wszystkie walki które nie są inscenizacjami jakiś bitew ograniczają się do turniejów 1vs1, 5vs5, 21vs21 (21 gdy nasi jadą naparzać się ze wschodem) i ewentualnie czasem jakiś duży bohurt gdzie mamy luźną zbieraninę bohurtowców. Fakt faktem, udział w takich konkurencjach sprawia walczącym wiele radości, jednak z punktu widzenia rekonstrukcji jest zwyczajnie nie historyczny.

Mimo iż taka forma konkurencji jest jak najbardziej poprawna jeśli chodzi o wyłanianie kto jest najlepszy w kraju albo na świecie, trzeba pamiętać że nie jest właściwa jeśli chodzi o rzeczywiste prowadzenie bitwy w późnym średniowieczu. Brakuje zbyt wielu zmiennych by móc nazwać to nawet historyczną potyczką, właściwie jest to starcie tylko dwóch drużyn i ich wąskich taktyk, brak jest wpływu ukształtowania terenu, dysproporcji sił i dowodzenia całą armią, całego łańcucha dowodzenia bez którego żadna armia nie byłaby w stanie funkcjonować, nie zależnie jakiego rozmiaru. Bitwy w średniowieczu ani w żadnej innej epoce nie odbywały się nigdy na zupełnie neutralnym gruncie, bez przewagi liczebnej po żadnej ze stron. Omijając te wszystkie aspekty tracimy prawdę mówiąc najlepszą część "zabawy w wojnę" odbieramy ważne aspekty pola walki i sami tak naprawdę na tym cierpimy. Starcia tego typu są najciekawsze, gdyż jak się okazuje, karność i dyscyplina na polu walki, w połączeniu z odpowiednią taktyką mogą doprowadzić do pokonania mocniejszego przeciwnika. Przykład tego typu starć mamy w Rosji i na Ukrainie: dwie strony, podzielone na oddziały, którymi dowódcy przewodzą w rzeczywistości wykorzystując w miarę możliwości swoje pozycje, ustawienie i ukształtowanie terenu. Przykłady: Izborsk i Koriela oraz Ritterswerder. Nawet gdy starcie przypomina po prostu zderzenie dwóch mas piechoty, walka w ścisku jest wspaniałym doświadczeniem, zupełnie innym niż starcia luźnych oddziałów. Rosjanie skutecznie wzbogacają swoje masowe bohurty, wykorzystaniem fortyfikacji polowych, dysproporcją sił czy również wozami taborowymi jak to miało miejsce na Izborsku. Celem rekonstrukcji jest maksymalne zbliżenie do danych realiów, nigdy to nie jest w 100% możliwe, jednak każdy rekonstruktor sensu stricto rozumie, że trzeba się zawsze zbliżać ku wyznaczonemu celowi. Powoli, lecz zawsze zbliżać, nigdy oddalać.

Niestety w Polsce coraz częstsze są trendy odwrotne. Tak więc zbliżenie do możliwe najwierniejszej formy prowadzenia walk powinno być celem ludzi zajmujących się odtwarzanie zbrojnych z tego okresu. Tego typu walki dają szanse słabszym formacjom, bo jak się okazuje, Bern (który uchodzi za najlepszą grupę w Rosji) nie raz został rozbity przez przeciwnika słabszego, za to lepiej wykorzystującego swoje pozycje, przykładem mogą być ich porażki na bohurcie w Korieli i Dmitrowskim Szturmie oraz osławiona walka w piątkach na Grunwaldzie 2010. Ekwipunek bojowy bywa naprawdę różny, na wschodzie podczas takich masowych starć, można spotkać osoby naprawdę lekko opancerzone, które biorą aktywny udział w walce, wystarczy, jak się okazuje unikać chamstwa, zamiast trzaskać po nieopancerzonych partiach ciała, przyłożyć solidnie w opancerzone, nikt nie ma z tym problemów dlaczego u nas mają być?

Co tyczy się taktyki. Wschód używa lekkozbrojnych z halabardami. U nas w zasadzie wszyscy są mniej lub bardziej oblaszonymi rymcerzami w hełmach zamkniętych. O ile u Rosjan część walczących stanowi taktyczne czołgi a reszta, bardziej mobilna służy do oskrzydlania, o tyle w Polsce jest to średnio możliwe ze względu na zamknięte hełmy i pełne blachy u wszystkich. Zaś niedopancerzanie blach kolczugą nie dość że odbiera walczącym siłę przebicia, w niektórych przypadkach kończy się boleśnie (wypadek Wołka na BN). Nawet reprezentacja USA po części miała kolczugi....

W Polsce potrzebujemy podobnych bitew w późnym średniowieczu. Melee rozumiane jako "ostra walka" jest obecnie domeną dość wąskiej grupy osób. Można to zmienić na wzór przyjęty w Rosji, lub jeśli szukamy wzorców bliżej, rekonstruktorzy zajmujący się wczesnym średniowieczem przeprowadzają podobne starcia. W kręgach późnośredniowiecznych zazwyczaj kończy się na małych manewrach w lesie, może to czas by pójść kilka kroków naprzód? Zwłaszcza gdy wielu zapytanych rekonstruktorów odtwarzających ciężko czy lekko zbrojnych nie ma nic przeciwko ostrzejszej walce na jasno określonych zasadach. Nie oszukujmy się zresztą, nawet melee przestało być dziką jatką bez zasad. Uwzględnione jest użycie hełmów otwartych, odczepienie jakiegoś elementu opancerzenia podczas walki itd. Większość reprezentacji na BN (w tym nasza) nie miała problemów z przestrzeganiem tych zasad, dlaczego nie powinno być problemów z przestrzeganiem podobnych podczas walk nie zarezerwowanych tylko dla wąskiej grupy reprezentującej Polskę podczas BN. Okazałoby się również że wiele taktyk jak i elementów uzbrojenia stosowanego w obecnych mało historycznych walkach nie znalazłyby skutecznego zastosowania w omawianej koncepcji walk. Być może udałoby się stworzyć zupełnie nowy wymiar walk właściwych pod względem historyczności używanego sprzętu oraz taktyki zarówno jednostek jak i całych oddziałów. Jednocześnie dyskredytując uzbrojenie o wątpliwej historyczności np. wcześniej wspomniane rotelle, czy nadmierną liczbę ciężkozbrojnych którzy jak wiadomo bardzo źle się czują walcząc na nierównym terenie w hełmach zamkniętych. Warto się zastanowić nad tą koncepcją prowadzenia walki. Otwiera ona spore możliwości przed polskim RR. Zwłaszcza dla przedstawicieli późnego średniowiecza, daje ona możliwość wzięcia udziału w walce zbliżonej do dyscypliny sportowej, ale będącej jednak bardziej wiernym odtwarzaniem sposobów walki z odtwarzanego okresu.

Mnie pozostaje mieć tylko nadzieję, że słowa te dotrą do właściwych uszu i zmienią się w czyn, a nie rozbiją się, jak to zwykle bywa, o skały zgnuśnienia, lenistwa i braku wiary w nowe idee.

4 komentarze:

  1. Spokojnie i do tego dojdziemy, jest już koncepcja na walkę buhurtową z przeszkodami. Będą to na początek dla "testu" snopki słomy, zobaczymy co z tego wyjdzie. Też chcemy to nieco urozmaicić.

    Co do nierównych starć i w ciężkich warunkach też już były, na dwóch Byczynach. Jedna edycja to walka świeccy 42(sami Polacy) osoby na zakonnych 117 osób (Polacy + wschód) O dziwo na 4 starcia jedno wygraliśmy. Była dobra taktyka i duża determinacja. Druga to bohurt w błocie, po prostu padało kilka dni i nie było innego wyjścia. Dość ciekawe doznanie.

    Co do lekkiego opancerzenia, kapalinów i halek to z tym fakt nieco problem jest. Powodem tego jest że dopiero od stosunkowo nie długiego czasu są w Polsce używane do ostrych walk. Brakuje nam wprawnych "operatorów", mało ludzi się na ten system walki decyduje a walką buhurtowa halką też nie jest wbrew pozorom łatwa.
    Kapalin jest mega bezpiecznym hełmem, do tego jest świetna wentylacja i doskonały przegląd pola. Trochę ludzie mitologizują kapaliny i broń drzewcową jako super nie bezpieczną. Wszystko tak naprawdę od tego "operatora", walczymy twardo ostro i nic nam się specjalnego nie dzieje. Dość konsekwentnie karani są ludzie którzy notorycznie łamią nasze "przepisy", do tego jesteśmy dość wąską gałęzią RR i praktycznie wszyscy się dobrze znamy więc łatwo wyplenić chamskie zachowanie.

    Po BN co mnie bardzo cieszy wreszcie ludzie zauważyli u nas postęp w sprzęcie, gdzie na nas psy wieszali od długiego czasu. Wszystko jest do zrobienia ,ale potrzebujemy na to czasu, sprzęt tani nie jest a tempo zużywania masakrycznie szybkie. Dlatego pojawiają się np. troki wojskowe, bo najzwyczajniej w świecie paski się zużywają najszybciej co 2-3 imprezy nowe, a odlewy drogie i jak ktoś straci klamerek w sezonie dość sporo to przeprasza się z trokami i je montuje. Maskujemy je jak się da przeklepujemy sprzączki i dajemy w kolorze naturalnym trochę prowizorka ale na razie nic lepszego nikt nie wymyślił.Staramy się ciągnąć poziom ile się tylko da.

    OdpowiedzUsuń
  2. A czy różnica terenu odgrywa jakieś znaczenie przy walkach mniejszych niż ~50 ludków po każdej ze stron? Gdy na wzgórzu czeka 7 osób i 7 też próbuje wejść, to walka zaczyna się z różnicą jednego kroku pomnożoną przez ilość ludzi - tu razy 7. Dajmy na to, że ten krok osób wspinających się to 10% szansy na wywrotkę, potknięcie, zrobienie półkroku, itp. Obrazując - rzucając 7 razy (ilość ludzi) kostką do gry o 10 ścianach (10% na 'porażkę' przez 'wzniesienie') jest bardzo nikła szansa że ktokolwiek się wyłoży czy chodź da obronie szansę wejścia w fazę szermierki "przed" gdy przeciwnik nie ma szansy działać w "po".

    Do tego w 7 osób bardzo łatwo jest wykonać imitację manewru, którym można podejść nagle z zupełnie innej strony na wzgórze, czy też rozbiec się i zdobywać wzniesienie indywidualnie.

    Przy 50 osobach, taki manewr tuż przed przeciwnikiem zapewne skończył by się wypadem ekipy 'z góry'.

    Przy probabilistyce znów mamy kostkę z każdą ścianą wartą 10%, jednak ilość ludzi podchodzących do testu (rzutu) jest większa - wynik będzie tu oscylował przy 10% upadków/półkroków czy potknięć. Im więcej ludzi, tym bardziej zbliżymy się do tej umownej granicy 10%. Co jeśli jeszcze gdzieś pojawi się kłoda przez którą będzie musiało przejść 7 osób? Dajmy na to niech choć ich spowolni i zwiększy szanse potknięcia do 50%. W szyku robi się wyłom. A jak to pięknie opisał Szekspir: "Once more unto the breach, once more!"

    Do tego podchodzi jeszcze kwestia wsparcia strzelców. Wiadomo że jeśli już strzelby (dawna nazwa kuszy) to o naciągu mocno zmniejszonym (proponował bym maksymalny naciąg nie przekraczający 20 kg) + pacyna. Skończy się to tym, że w przeszwę nie poczujemy, natomiast zabezpieczy prawdopodobnie przed szkodliwością rykoszetów w twarz. Nie poczujesz -> idziesz dalej -> denerwuje się strzelec - > zabawa nie przynosi frajdy.

    Jeśli takie bitwy miały by mieć rację bytu, potrzebne by były jedne, uniwersalne i racjonalne zasady, z którymi każdy by się zgadzał. Nie twierdzę jednak, że po prostu ubranie się w sprzęt i wyjście się 'ponapierdalac' jest złe, czy nie dostarcza frajdy, ale niektórzy mogą czuć się jak przytoczony tu 'szczelec', a chodzi o wspólną, świetną zabawę.

    Takie bitwy wymusiły by konieczność 'dużych treningów' co za tym idzie stworzenia jednego (dużego, zamiast kilku małych) zrzeszenia w okolicy, lub form 'ponadbractwowych' łączących kilka mniejszych ekip.

    OdpowiedzUsuń
  3. Anonimowy. Cieszą mnie słowa poparcia, miło wiedzieć że są jeszcze osoby które trzeźwo patrzą na te sprawy.
    Kaspianie, różnica jest zawsze, ale jak starałem się podkreślić, trzeba przenieść taką formułę walk z lokalnych manewrów na małą skale i bawią się na nich grupy znajomych... na imprezy zwyczajnie większe. Zwyczajna statystyka na polu walki zwyczajnie się nie sprawdza. Poza tym gdy założymy że obie strony zbiją się w dwie duże masy to oprócz wykorzystania terenu nie użyją niczego poza tym.
    Co do strzelców, nie możemy na siłę komplikować sobie życia gwałtownymi zmianami które nigdy nie wychodzą na dobre. W formule bohurtowej strzelcy zupełnie nie znajdują zastosowania więc wprowadzanie ich byłoby nie potrzebne. W formule gdzie walka przypomina Polskie Wczesne, miałoby to racje bytu. Nie ukrywam jednak że moim zdaniem, na początku testowania takich formuł broń strzelecka powinna być pominięta. Dopiero gdy odniesie to już jakiś sukces i będzie działać jak należy. Dodać do tego kolejny element.

    OdpowiedzUsuń
  4. W Polsce odbywa się impreza, na której koncepcja walki bardzo odbiega od typowych turniejów. W Wałczu odbywają się manewry w terenie. Rozgrywka zaczyna się rano i kończy zazwyczaj późnym wieczorem. Na obszarze kilku kilometrów kwadratowych dwie strony konfliktu zakładają swoje obozy w dowolnych miejscach poza z góry wyznaczoną granicą. Obozy są umacniane za pomocą dostępnych środków. Tutaj jak wiadomo, ogromne znaczenie dla obronności ma lokalizacja. Podczas działań zbrojnych wszystkie formacje mają znaczący wpływ na przebieg walk. Lekkozbrojni zajmują się patrolowaniem, zwiadem itp. Łucznicy działają zaczepnie, oraz flankują przeciwnika. Ciężkozbrojni stanowią główną siłę uderzeniową. W dużym terenie wychodzą wszystkie plusy i minusy każdej formacji. Np. pościg lub ucieczka ciężkozbrojnych w palącym słońcu zawsze kończyła się niepowodzeniem. Doskonale prowadzony oddział łuczników potrafił zatrzymać i rozdzielić całość sił przeciwnika. Umiejętnie dobrane miejsce potyczki dawało przewagę w walce. Jest pole do popisu dla dowodzących, oraz każdego z osobna. Nawet taki "detal" jak zaopatrzenie w wodę czy jedzenie może mieć kolosalne znaczenie dla wyniku starcia. Podczas ubiegłorocznych manewrów mieliśmy za mało pachołków do pomocy i wszystkie zapasy wody skończyły się na wiele godzin przed końcem. Prawdziwym wyczynem był ok. sześciokilometrowy pościg za wrogiem, oraz szturm na jego obóz. Na kilka godzin przed pościgiem nie mieliśmy ani kropli wody, a temperatura powietrza wynosiła grubo ponad 30 stopni.
    Nasze manewry dają jak sądzę, przynajmniej namiastkę prawdziwych działań wojennych. Tutaj ma znaczenie dosłownie wszystko. To nie to samo co wyjście na pole bitwy, krótka potyczka, oraz zrzucenie ciężkich blach co by odpocząć. Tutaj trzeba w swoim sprzęcie męczyć się od rana do wieczora. Do tego targać bukłaki z wodą, oraz jedzenie. Po całodziennym manewrowaniu wszystkie niedociągnięcia bezlitośnie dają w kość.
    Nie wiem czy w Polsce odbywają się podobne imprezy późnośredniowieczne, ale mam nadzieję że odtwórstwo ruszy kiedyś trochę w tę stronę.

    OdpowiedzUsuń