niedziela, 13 maja 2012

Kapalin - błędy w rekonstrukcji

Ile razy nie biorę udziału w jakiejś imprezie, tyle razy walą po oczach błędy, których nie sposób nie poruszyć. Próżne gadanie do każdego z osobna. Śmierdzące mordorem wypierdki allegro są nadal na porządku dziennym. Dziś o błędach w kapalinach.

Błędem, który widać nawet u rekonów postrzeganych, kolokwialnie mówiąc, jako ultrasów, jest noszenie kapalina na kaptur pikowany. Tak, to też jest błąd. Kaptur powinien być kolczy, pełny. Najlepiej podszyty Podobnie jak w przypadku blacharzy przyłbica bez czepca kolczego jest niekompletna, w przypadku nosicieli kapalinów niekompletny jest goły kaptur pikowany. Przypadki gołego kaptura pikowanego spotykane są w ikonografii sporadycznie, zwykle w dziwacznych przedstawieniach. Regułą jest plecionka kolcza pod kapalinem. I tego się trzymajmy. Samo nasuwa się  pytanie: czy lepiej mieć kaptur nienitowany czy nie mieć go w ogóle? Jednoznacznie odpowiedzieć się nie da. Dopuściłbym dwa warianty. Albo nie mieć - ale wówczas wszyć w kapalin pikowany kosz i nosić go na kapturze wełnianym, cywilnym. Albo mieć, podszyć wełną i lnem (opcjonalnie naszyć na cienki kaptur pikowany) i nosić. Opcję samego kaptura pikowanego pod hełmem odrzucają źródła. Kolejne pytanie jakie może się nasunąć to czy wszyscy muszą mieć pod kapalinem pełny nitowany kaptur kolczy. Nie wszyscy. Takiego rozwiązania dowodzi spis z Jawora z 1386r - na 12 kapalinów na stanie zbrojowni znajdowały się 4 kaptury. Tekstylne, wełniane kaptury były na stanie garderoby przeciętnego obywatela. Co prawda źródła dowodzą także noszenia kapalina bez żadnej osłony szyi, ale czy to przyjemne nagrzanym bądź zimnym rondem macać się po karku?

Błędnym wyborem jest też kapalin typu kredka. Co prawda jest on prosty w wykonaniu przez wygięcie blachy i zespawanie jej w odpowiedni sposób. Nawet wizualnie przedstawia się całkiem nieźle. O ile w przypadku tarcz czy broni bocznej w ikonografii należy z różnych powodów przebierać, mamy ogrom przedstawień kapalinów. Między innymi z tego względu ciężko przeprowadzić jakieś statystyki - przedstawień jest dużo ale na wielu z nich przedstawione jest wiele kapalinów naraz. Część z nich ciężko sklasyfikować jako konkretny typ. Jedno jest pewne - w całym tym zbiorze kredki to wybiórcze przypadki. Podobnie jak występowanie innych nietypowych cech u kapalinów: wizury, nosal itp. Kapaliny z 1 kawałka blachy dzielą się zasadniczo na 2 rodzaje ze względu na dzwony: kuliste i spiczaste i te formy winny dominować w środowisku rekonstrukcji historycznej. Czy to spawane - w tańszej wersji czy klepane na gorąco z 1 kawałka blachy (rzecz jasna - lepsze). Nitowanie nie zawsze jest dobrą alternatywą do spawania. Sprawdza się jeśli robimy starszy model kapalina, gdzie nitowanie blach występowało. W młodszych egzemplarzach, a przynajmniej na to wskazują zachowane zabytki, nitowania nawet między rondem a dzwonem - nie ma. Jest za to szereg otworów do wnitowania lub wszycia kosza. Jako że spawanie lepiej naśladuje to rozwiązanie - jest morfologicznie bardziej poprawne, ale nie możemy już o hełmie powiedzieć "tak był zrobiony, tak kiedyś robiło się hełmy".

Więcej kapalinów typu kredka widoczne jest w XV wieku, zarówno wśród zabytków jak i przedstawień. Około połowy XVw. pojawiają się kapaliny z grzebieniem, o konstrukcji zbliżonej do kredki. Z przełomu XIII i XIVw. jest jedno przedstawienie z Krems an der Donau, poza tym ta forma kapalina funkcjonowała na Rusi w XIII w.  w znacznie bardziej spiczastej formie. Trzeba też pamiętać że kształt dzwonu nie był jakąś nowością - niewiele różni się od pekilhube czy litewskiego hełmu z Kaisiadoriu. Jako ciekawostkę można też wspomnieć że umba o kształcie zbliżonym do kapalina-kredki kuto w Europie jeszcze na początku tej ery. Jednak ta forma kapalina została upowszechniona w źródłach dopiero w połowie wieku XV i trzeba się z tym liczyć. Tak jest, źródła bywają bezlitosne.

Jeśli już trzymać się koncepcji wykombinowania kapalina po minimalnych kosztach to chyba najkorzystniejszą opcją jest dospawanie ronda do hełmu normandzkiego. Nie, nie namawiam do spawania, oczywiście najlepszą opcją jest klepać kapalin z 1 kawałka blachy. Ale nie wszystkich na to stać. Dość często pojawiają się takie na allegro, często używane, często za śmieszne pieniądze. Kredki nie są do końca mrocznymi hełmami ale są zdecydowanie zbyt powszechne. To tak jakby dopuścić na grunwaldzie rękawice mediolańskie z połowy XV w. tzw. łychy - konstrukcja dwupalczasta (niem. Mitten) występowała co prawda wcześniej zarówno w rękawicach kolczych jak i skórzanych, cywilnych, ale sama forma na Grunwald jest naciągana. Jedno przedstawienie reguły nie tworzy, możliwe że to przedstawienie na swój sposób szydercze. To trochę tak jak z powszechnością spieszonych rycerzy - niby sprzęt mają oparty na źródłach, estetyczny i niekiedy godny uznania, ale brak im zasadniczego elementu definiującego ich nazwę - wierzchowca. Kredki też są ciekawe i proste w wykonaniu ale to jednak nie to o co chodzi w rekonstrukcji. Dotyczy to zwłaszcza kredek malowanych. Malowanych zwykle po to, by zakryć krzywy spaw.

Syndrom plemięcki. 
Andrzej Nadolski proponował kilka możliwych datowań dla wieży rycerskiej w Plemiętach. Spośród nich najbardziej prawidłowe wydaje się datowanie całego tego sortu na 1. połowę XIV wieku. Krótko mówiąc: bliżej Łokietka jak Jagiełły. Na Grunwald za stare, a wśród "kapaliniarzy" popularności im nie brakuje. Choć z drugiej strony do płatów spod Visby pasuje niemal idealnie. Nie wiem, może to ze względu na lokalność znaleziska? Że jest takie polskie? O ile dobrze orientuję się w geografii Plemięta leżą w Kulmerland, znany szerszemu gronu odbiorców jako Ziemia Chełmińska. A obszar ten znajdował się zarówno w czasach wojny głodowej 1414 jak i w 1. połowie XIV wieku w rękach Zakonu Krzyżackiego. To tak kwestią sprostowania.

Czas pokazuje, że z pewnej perspektywy błędem było udostępnienie w RR-owskim internecie zestawu wzorów kapalinów do wyboru. Chodziło o różnorodność, urozmaicenie tego co klepie się w warsztatach płatnerskich. Głębsze wkopanie się w stertę materiałów źródłowych pozwala dojść do kilku wniosków. Przede wszystkim rekonstrukcja stała się za bardzo liberalna i odbija się to zwłaszcza na wizerunku piechoty. Szeregowa piechota nie posiadała hełmów. Żołnierze korzystali z arsenału miejskiego. Tamże umieszczała je Rada miejska, zamawiając po kilka-kilkadziesiąt sztuk u jednego rzemieślnika. Wówczas bardziej możliwe, że wyglądały one jak z taśmy produkcyjnej (może z niewielkimi odchyleniami) jak urozmaicone: szeregowy1 w kredce, szeregowy2 - kapalin z nosalem, szeregowy3 - plemięta, szeregowy4 - znowu kredka. Może najprościej będzie powoli sprowadzać się do najbardziej oczywistych i nie-wyróżniających-się modeli w formie prostego kapelusza żelaznego?

14 komentarzy:

  1. Kapalin plemięcki jest na nasze czasy archaiczny tak jak i reszta znajdującego się tam uzbrojenia, ale górnego datowania stanowiska bym nie wykluczał. Spalenie tego gródka przez polskie wojska na początku XV wieku wyjaśniałoby obecność stosowanych przez mongoidalne ludy litewskie grotów strzał (w czasach Łokietka nie zasilali naszych szeregów), autorzy monografii stanowiska przedstawiają te koncepcje. Brak nowoczesnego uzbrojenia może wiązać się z praktycznym brakiem w pogorzelisku szczątków osób zdolnych do walki (baby i starcy jeśli dobrze pamiętam), czyli ściągnięciem przez Zakon w związku z obronną strategią szeregowego rycerstwa pruskiego wraz z całymi pocztami do ważniejszych twierdz. XIIIwieczny miecz i niewiele młodszy hełm mogłyby w tej sytuacji uchodzić za rodowe pamiątki, albo po prostu rupiecie.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ciekawa teoria z tymi pamiątkami. W sumie pickelhauby czy stahlhelmy też leżą jeszcze na wielu strychach choć nikt ich już bojowo nie używa a od ich świetności minął podobny okres czasu. Ale że cały tamtejszy sprzęt miałby być pamiątkami - trochę mi się to gryzie. Kolczugi formy za bardzo nie zmieniły, płaty także były w użyciu. Odnośnie kapalina z plemiąt- 1. poszukaj przykładów o analogicznym kształcie w ikonografii pocz.XV w, 2. Włóż na głowę, daj się obić i zdaj tu relację jak fajnie lata. Odnośnie przedstawiania koncepcji datowania, zaznaczyłem w 1. zdaniu akapitu że autor proponuje kilka datowań, więc nie wiem w czym problem.

    btw. Co mają wspólnego litwini z mongołami, poza tym że to też poganie?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Popularność kapalca z Plemiąt raczej wynika z jego ceny/ to paskudstwo w wariancie standardowego spawaka, drogi nie jest.

      Usuń
  3. Mimo wszystko kapalin plemiętowski lubię. Używam sporadycznie i nie jest jakoś bardzo tragiczny. Pasuje również do wielokrotnie poruszanego na forum połówkowo XIV-wiecznego dadowania.

    OdpowiedzUsuń
  4. dobrze, poprosze o najprostsza kulista formę kapalina zatem + ochrona karku/szyi i max twarzy jesli to poprawne. Ze swojej strony polecam zapoznanie sie z: http://www.britishmuseum.org/pdf/BMTRB_5_Hood_et_al.pdf
    - ciekawa forma

    OdpowiedzUsuń
  5. Kapalin z Włocławka choćby, żeby daleko nie szukać.
    Ochrona karku i szyi - jeśli wierzyć spisom arsenałów miejskich - tylko część kapalinów była uzupełniona kapturem kolczym, podobnie jest z łebkami - słowo gehynk (podwieszka, czepiec) pada wyjątkowo rzadko. Potwierdza to ikonografia.

    OdpowiedzUsuń
  6. Dzień Dobry

    Dopiero niedawno wygrzebałem ten wątek w odmętach internetu i od niedawna jestem zainteresowany uzbrojeniem w czasach późnego średniowiecza i początku renesansu (II-poł. XV wieku i I poł. XVI wieku). Stąd bardzo przepraszam, że wracam do tego tematu z przeszłości:

    Przechodząc do meritum, w podsumowaniu "Lutobor" napisał, że zwykła piechota nie nosiła hełmów. To dosyć "ogólne stwierdzenie" stoi dla mnie dosyć dużej sprzeczności z obiegowymi opiniami dotyczącymi powszechności wyposażenia ochronnego w średniowieczu (szczególnie w II-poł. XV wieku, gdy powstały pierwsze proto-manufaktury produkujące masowo broń, części ochronne itd.). Do tego chodzi też problem klasyfikacji danego "żołnierza" (żołnierz to raczej ówczesny najemnik) jako zwykłego, bo jeśli zwykły żołnierz to był czeski, niemiecki, szwajcarski bądź włoski najemnik, to zarówno ikonografia z epoki (szczególnie szwajcarska, burgundzka, włoska i niemiecka) jest pełna obrazków, rzeźb, posagów bądź nagrobków na których uzbrojenie ochronne "zwykłych wojaków" jest powszechne. A przyjmowanie jako zmiennej wyjaśniające w postaci spisu arsenału miejskiego ma się nijak do warunków czasu epoki (II-poł. XV wieku) gdzie rządzili najemnicy i oni raczej swoje uzbrojenie ochronne zawsze mieli ze sobą. W zasadzie owo stwierdzenie ma jedynie sens moim skromnym zdaniem, w odniesieniu do piechoty chłopskiej, czeladzi obozowej lub niezawodowych żołnierzy z miasta. Dla których zarówno broń jak i wszelkie uzbrojenie ochronne było tylko wynikiem najwyższej konieczności.

    Jestem ciekaw waszej opinii na ten temat, tym bardziej, że Wasza dyskusja dotyczy chyba okresu wcześniejszego, tzn. Grunwaldzkiego, gdzie w wojskowości polskiej dominowało pospolite ruszenie, anie wojska zaciężne.

    Pozdrawiam i wyrazami podziwu dla waszej pasji
    Kamil B.

    OdpowiedzUsuń
  7. Żeby nie odbiegać od interesującego Cię okresu (późny XV w.) polecam zapoznać się z publikacją Grabarczyka i Ławrynowicza "With or without helmet? Some remarks on equipment analysis of the mercenary troops in Poland in the late 15th century". Cytuję kilka fragmentów:

    In 482 location charters from 1350–1450 there were references to military duties of mayors, mentioning the service with horses, crossbows or armours, but individual parts of equipment including helmets were mentioned in 39 cases only. These data would point to the fact that the participation of town and village mayors equipped with helmets was extremely small.

    A comparison of the data contained in the lists of mercenary troops from 1471–1500 implies that sallets constituted 80% and kettle-hats – 16% of helmets worn by the infantry. The percentage of basinets (called galea in Latin) was 4%. It should be noted that among 7 000 of infantry soldiers only 368, i.e. slightly over 5%, had helmets.

    The register shows that in 1471 (concerning soldiers taking part in the expedition to Bohemia and Hungary) 38% of mercenary horsemen were without helmets, and in some other detachments the percentage reached
    even 70%.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Po pierwsze bardzo dziękuję za szybką odpowiedź, to bardzo miłe gdy ktoś tak szybko reaguje na być może niezbyt profesjonalne pytania :) Po drugie bardzo dzięki za naukowe źródło i już zdążyłem się z nim zapoznać w całości i jestem trochę zaskoczony, tym że rzeczywiście z tych materiałów , które w danym czasie były ewidencjonowane (w takiej czy innej formie) wypływa dosyć różny od stereotypowego obraz sytuacji uzbrojenia ochronnego piechoty.

      Mnożą się dzięki temu dalsze pytania np. czy była to tylko specyfika polska, czy generalnie europejska, czy był to wynik kosztów uzbrojenia (a najemnicy chyba źle opłacani nie byli), czy też jego nieprzydatności (świadczą o tym refleksje Grabarczyka i Ławrynowicza , gdy piszą o tym, że konnego stać było na hełm, ale go nie kupywał umyślnie).

      I najważniejsze pytanie, skoro nie chronili głów hełmami ani stalowymi ani żelaznymi, to czym chronili głowę i czy wogóle zakładali coś piechurzy na głowę podczas bitwy?

      Usuń
  8. Tendencja do stopnia opancerzenia ciała była różna w zależności od regionu i okresu historycznego, nie ma na to reguły.

    Czym chronili głowę? Dobre pytanie. Wracając pół wieku wcześniej do spisów arsenałów miejskich nasuwa się jeden prosty wniosek: jak już piechur miał na sobie jakieś uzbrojenie ochronne to był to albo hełm albo tarcza. Rzadziej osłona torsu lub rękawice. Ilość broni zaczepnej pozwala na wniosek, że wielu kombatantów wśród piechoty miejskiej nie była wyposażona w uzbrojenie ochronne w ogóle (operator kuszy strzelający z murów miejskich uzbrojenia nie potrzebował, przynajmniej do momentu dojścia do walki wręcz. Tak jak wspomniałem hełmy były własnością miasta, nie mieszczan i były finansowane pośrednio przez cechy, które podejmowały pieniądze bezpośrednio od rzemieślników (w imię zasady: jednego Jana nie stać na hełm, ale jak się 5 Janów złoży to hełm będzie). Najprawdopodobniej wyglądało to tak, że była w mieście kadra zawodowych żołnierzy + arsenał do rozdysponowania mieszczanom (z którego tylko nieliczni dostali uzbrojenie ochronne). Są oczywiście sporadycznie widywane w źródłach na hełmy ze sznura, wikliny (w każdym razie nie metalowe), ale to raczej ciekawostka niż reguła.

    Jak to się ma do współczesnej reko? Jest wiele ograniczeń, w tym takie które zrobiliśmy sobie sami. Np. formułę walki, która polega na okładaniu się mieczami w pełnej puszce przy wykluczeniu sztychów. Włócznia nie niesie za sobą wielkiego ryzyka urazów głowy (poza szyją i twarzą). Co innego - topór. Formuła walki generuje zestaw użytkowanego sprzętu. Z innej beczki, Nadolski pisał, że polska piechota miała charakter "strzelczy". Wniosek taki, że używano na potęgę kusz. Co polskie prawo mówi o kuszach - to dobrze wiemy. Rezultat jest taki, że w polskiej reko kusz prawie nie ma.

    Uprzedzając pytanie, była już dyskusja na temat żołnierzy spoza miast. Prowincja paradoksalnie nie trzymała się wiele gorzej od miast. Analizując dochody przeciętnego gospodarstwa rolnego można przyjąć że kombatant rekrutowany ze wsi do roty pieszej mógł sobie pozwolić na minimalny zestaw uzbrojenia, o którym traktują Panowie Grabarczyk i Ławrynowicz. Tym bardziej, jeśli przyjąć wybraniecki model finansowania piechoty, proponowany przez Golińskiego.

    Problemem wcześniej nie poruszanym jest POPYT na działalność wojskową. Jeśli wojny toczyły się co kilka lat, gromadzone środki (nie tylko w pieniądzu, ale także w towarach) przeznaczano na kampanie. Do dobrobytu prowadziły lata pokoju, ale nie tylko. Także katastrofy (jak czarna śmierć w Anglii, która pośrednio przyczyniła się do powstania Wata Tylera). Chcąc-nie chcąc konflikty zbrojne w średniowieczu toczyły się w każdym pokoleniu. Na pewno częściej niż obecnie. Choć miały mocno lokalny, a nie globalny charakter.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuję za odpowiedź i mam nadzieje, że zrewnżuje się cennym źródłem, które niedawno wyszperałem w dyskutowanej przez nas kwestii, mianowicie: Uzbrojenie w Polsce średniowiecznej 1450-1500, Red. Andrzej Nowakowski, Toruń 1998.

      W wyżej przytoczonej publikacji podawane są zgoła odmienne wnioski, gdyż metodologia badań jest inna niż w przypadku źródła zaproponowanego przez Ciebie.

      Wnioski dla najważniejsze w naszej dyskusji są takie mianowicie:
      - produkcja uzbrojenia zaczepnego i ochornnego w Polsce wzrosła i zdrożała w stosunku do I poł. XV wieku i podług zmian ilościowych w produkcji najbardziej wzrosła produkcja pełnych zbroi płytowych, kusz, mieczy/szabel/tasaków/kordów i broni palnej;
      - wojska zaciężne tzn. niemcy, czesi, włosi, francuzi lub węgrzy (kopijnicy i piesi) byli lepiej i bardziej jednolicie uzbrojone niż polskie pospolite ruszenie (zarówno szlachta, mieszczanie jak i chłopi;) tzn. zaciężni kopijnicy mieli pełną zbroje płytową, kopię, miecz, broń obuchową i opancerzonego wierzchowca; zaciężni piesi uzbrojeni byli w miecz/kord, tasak, szablę, tarczę, hełm (saladę, rzadziej kapalin), broń strzelecką (kuszę lub rusznicę/hakownice) bądź broń do walki wręcz (glewię, halabardę lub pikę);
      - najlepiej z pospolitego ruszenia uzbrojeni byli bogaci szlachcice i mieszczanie, następnie pocztowi szlachcica, uboga szlachta, drobni mieszczanie i oczywiście na końcu chłopi;
      - najbardziej popularne w II poł. XV wieku były salada (70%) oraz kapalin (30%), który zdrożał niż jego odpowiedniki w I poł. XV wieku;

      Moim amatorskim zdaniem, zarówno metodologia Grabarczyka jak i metodologia Nowakowskiego, nie odpowiedzą w pełni na nasze pytania z jednego prostego powodu. Jeśli w toku XV wieku rosła rola wojsk najemnych w bitwach i wojnach na całym kontynencie, zaburzały one jakość uzbrojenia w każdym miejscu w którym się pojawili. Nie jest chyba niczym nowym, że zapewne na służbę naszego króla szły całe roty najemnych żołnierzy już ze sobą wcześniej służących i tworzących "wolne" bandy, które żyły dosłownie z wojny. A jak słusznie zauważyłeś, wojny XV wieku wybuchały często i po wojnie z zakonem ci sami najemnicy udawali się do Niemiec, na Bałkany, do Francji lub Italii itd. Gromadząc majątek, uzbrojenie, wymieniając je na bieżąco (bo od tego zależało życie i śmierć). A, że takie oddziały były drogie pokazała wojna polsko-krzyżacka z II poł. XV wieku, gdzie państwo krzyżackie przegrało tylko i wyłącznie z braku pieniędzy aby opłacić najemnych Czechów i Niemców. Którzy to ponoć gdy pojawili się na polu bitwy pod Chojnicami, przyćmiewali swoim wyposażeniem i uzbrojeniem polskie pospolite ruszenie. Więc pewnie i kopijnicy i piesi mieli bardzo bogate uzbrojenie ochronne jak i zaczepne.

      Pozdrawiam i czekam na re

      Usuń
  9. Publikacja dobrze znana. Nadolski podchodzi od strony produkcji i to też potrzebne podejście. Produkcja jednak musiała znaleźć swój zbyt. Często przez badaczy poprzedniego stulecia (vide Turnau i buty) przytaczane są możliwości produkcyjne w teorii, które nie zawsze przekładały się na faktyczną ilość produktów wyjściowych. Różnice stanu majątkowego rycerstwa i chłopstwa bywały ogromne i niekiedy rycerz mógł sobie pozwolić nie na 1 komplet zbroi lecz na kilka. Podobnie było z odzieżą - produkcja cechowa była nakierowana głównie na dwór i na obiekty specjalne (np. przeszywka, namiot), których nie była w stanie wytworzyć produkcja chałupnicza. Nie twierdzę przez to że pospolite ruszenie chłopskie biegało z pałkami i szczękami końskimi jak jaskiniowcy (choć i o takich praktykach traktuje ikonografia późnego średniowiecza), aczkolwiek skądś się te porównania ówczesnych pisarzy biorą..
    Wspominasz o tym że produkcja uzbrojenia zdrożała: a zatem logiczne są dane przedstawione przez Grabarczyka i Ławrynowicza, w których wspominają że jedynie 5% pieszych zaciężnych nosiło hełmy. Oczywiście źródła są mocno incydentalne i mogły się zdarzyć roty oblaszone od stóp do głów; moim zamiarem jest jedynie ukazać tendencję, często odwrotny do ogólnie przyjętego trend. Że nie wszystko było tak oczywiste i jak dziś przez pryzmat konsumpcyjnej kultury życia wszystko możemy kupić jeśli tylko odłożymy odpowiedni kapitał. Przeciętny rekonstruktor nie bierze tego problemu pod uwagę ani świadomie, ani podświadomie. W średniowieczu nie było importów "made in china" i tańszych zamienników a społeczeństwo utrzymywało się głównie z szeroko pojętego rolnictwa. Co tłumaczy pewne tendencje (nie wszystkie) do oszczędzania tam, gdzie było to możliwe. Zatem jeśli w rzeczonym systemie wybranieckim cała wieś gromadziła budżet na mundur, buty i rusznicę, nielogiczne jest, żeby kilkanaście dekad wcześniej każdy chłop idący do woja wyposażał się sam. O ile 1 rycerz posiadający kilka wsi mógł wyposażyć się własnym sumptem, o tyle1 piechura musiała wyposażać cała wieś (kwestią otwartą pozostawiam: na ile kompletnie).
    Używam hełmu. Czy to mój własny? Jako obiekt do reko – jak najbardziej. Jako obiekt odtworzony – „to ze zbrojowni mi wydali.” Czy to optymalne rozwiązanie? Myślę że tak. Piechur powołany do woja w razie W: hełm + broń drzewcowa do rąk. To już coś więcej jak chłop oderwany od pługa, ale nie kombatant zawodowy (zaciężny). Czy można lepiej? Oczywiście. Kusza do rąk (koniec zestawu). Przejdzie we wszystkich państwach ościennych. Ale nie u nas. Mój kraj, taki piękny...
    Można oczywiście przesunąć datowanie i na 1300r iść do woja z łukiem. Albo na 1500 rok i iść do woja z rusznicą. Tylko coś woli w narodzie nie ma żeby te datowania wałkować.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kwestia uzbrojenia zarówno ochronnego jak i zaczepnego w średniowieczu, pewnie tak jak w przypadku starożytności będzie nie do końca wyjaśniona.

      Przeglądałem różne publikacje na ten temat, w tym między innymi Ospreye, oraz np. amatorskie publikacje jak np. książka stworzona przez kilka grup entuzjastów rekonstrukcji historycznej (bodajże z GB) armii średniowiecznej Burgundii od 1350-1500 roku (mogę przesłać na priv w pdf.) wskazują inne sposoby metodologicznego podejścia do tematu jak np. skupienie na wytwórczości dużych manufaktur zbrojeniowych w Italii (Mediolanu, Neapolu) i Pld. Niemczech, które wytwarzały według tamtejszych spisów, tysiące egzemplarzy uzbrojenia miesięcznie i eksportowały go na całą europę. Listy zleceniowe na zakup uzbrojenia kupców z tamtego okresu, podobnie jak w polsce spisy arsenałów miejskich, ikonografię wszelaką, znaleziska archeologiczne itd. I każdy wyciąga różne wnioski, generalizując w stronę tego, że było dużo, na każda kieszeń, czyli podobnie jak dzisiaj. Włącznie z tym, że adaptowano starsze i zużyte hełmy bądź pancerze do nowych wymogów pola walki (ciekawostka, cięto hełmy na brygantyny).

      Fajną tezę też znalazłem, że geografia odgrywała dużą rolę i im bardziej na wschód, tym "lżej" uzbrojeni byli wojacy - nawet ci najemni. Gdyż inne zasady prowadzenia wojny mieli Szwajcarzy, inne Landsknechci, a inne Turcy, Węgrzy, Rusini itd. To bardzo interesujące i dobrze pokrywające się z np. sytuacją polski w II poł. XVI wieku i cały XVII wiek, gdy nasz armia była miksem tego co zachodnie z tym co wschodnie.

      Pozdrawiam

      Usuń
  10. Warto przy tym też wziąć pod uwagę, że produkcja to jedno, a eksploatacja to drugie. Fakt, że produkowano tysiące sztuk uzbrojenia miesięcznie nie świadczy, że tyle samo użytkowano. Przelicz to na cały kontynent + weź pod uwagę fakt że nie wszędzie uzbrojenie produkowano. Pomyślisz pewnie, że nawet w warunkach walki na broń ostrą uzbrojenie nie zużywało się szybko.
    Realia kampanii mówią co innego. Jak pokazuje archeologia, zarówno średniowieczna jak i nowożytna, tam gdzie odbywały się działania zbrojne (zarówno aktywne jak i pasywne) tam zostaje uzbrojenie lub jego elementy. Jak żołnierz piechoty podczas przemarszu umierał na dyzenterię, to raczej nikt nie niósł po nim muszkietu (chyba że zgarnęły go wozy, które jechały za kolumną wojsk). O takich praktykach świadczą egzemplarze uzbrojenia znalezione w przypadkowych miejscach, jak miecze znalezione w brodzie rzecznym, lub karabiny, które do dziś eksploratorzy znajdują na polach. Prawdopodobnie w momencie zdeponowania do warstwy archeo były jeszcze sprawne.

    Na ile wystarczył taki hełm, czy coś z nim robiono po kampanii, tego się już nie dowiemy. Każdy egzemplarz miał swoją historię. Jeden rozłożył się w glebie, drugi przerobili na garnek, trzeci jakiś Iwan przetopił na szyny kolejowe po '45tym. Czy sprzątano uzbrojenie po trupach.. przykład Visby pokazuje, że nie zawsze. Mamy więc co najmniej 3 czynniki rozkładające ilości produkowanego uzbrojenia: popyt, straty w ludziach i sprzęcie.

    Przekładając rzeczone tysiące sztuk miesięcznie na spisy arsenałów w naszej części Europy wydają mi się zasadne tylko w przypadku spisu z Legnicy z 1404r, gdzie uzbrojenie jest względnie równomiernie rozłożone (są podstawy do oszacowania ilości men-at-arms, przynajmniej szacunkowe). W przypadku arsenałów krzyżackich z Prus potwierdzona jest raczej produkcja lokalna niż importy. Pozostałe spisy są złożone tak incydentalnie, że do tyrolskich importów nie jestem przekonany, choć przypadki pojedynczych elementów lub całych kompletów zamawianych przez nobilów jestem w stanie uwierzyć. Dalej, przechodząc do popisów rot z II poł. XV w. wielokroć wspomina się, że kombatant brakujące części uzbrojenia ma dokupić w Krakowie.. więc raczej jednak na potrzeby kampanii zaopatrzano się w lokalnych zakładach zbrojeniowych.

    Przypominam, że nadal mamy do czynienia z czasami przed rewolucją przemysłową. Zrozumienie produkcyjnych realiów epoki wymaga wyłączenia postindustrialnego myślenia; wiele z publikacji zakłada za oczywiste produkowanie mas uzbrojenia myśląc właśnie w sposób poprzemysłowy: „była masowa produkcja, to wcześniej pewnie też sobie radzili”. Raczej nikt tego faktu w swojej pracy nie zarejestruje, wielu pewnie nawet nie zdaje sobie z niego sprawy. W każdym razie ja w taką metodologię nie wierzę. Podobnie jest w wielu innych kwestiach: fakt znania technik szewskich lub obróbki metalu nie świadczy o ich powszechności i oczywistości. Dziś każdy ma dostęp do kątówki z castoramy lub sklepów tapicerskich, i każdy może szyć kapcie ze świńskiej skóry, jednak jeszcze 100 lat temu za tą ostatnią praktykę można było wylecieć z cechu (pomijając w ogóle fakt że przeciętny Jaś butów nie szył bo nie umiał).

    OdpowiedzUsuń