piątek, 29 lipca 2011

Dach nad głową

Od niedawna na Freha toczy się aktywnie dyskusja o namiotach indywidualnych dla piechoty. Płachty żołnierskie składane w dwuspadowy daszek lub namioty typu diament przedstawiane są jako najlepsze rozwiązanie dla piechoty. Co do dwuspadu - pozwolę sobie się zgodzić, co do diamentu - nie. Powód? Źródła, a właściwie - ich brak. Namioty indywidualne czy grupowe?

Płachty dwuspadowe, dotykające bokami ziemi lub nie, znane są już w źródłach późnorzymskich. Używała ich późnorzymska piechota. Nic dziwnego - kształt wybitnie prosty, mniej skóry do noszenia (Rzymianie używali namiotów skórzanych) niż starszego typu contubernia (łac. namiot). Ten sam wzór pojawia się w X wieku, czasem naciągany na namioty typu Saxon-Geteld. Podobne pojawiają się w ikonografii piętnastowiecznej. Nie wiadomo czy traktować je należy jako wiaty (raczej nie, to byłoby nazbyt luksusowne dla pospolitych piechociarzy) czy też jako namioty dla biednej piechoty, które w połowie XV wieku uzupełnione zostają trójkątami na frontach. Tego typu namioty wydają się być bardziej zdatne do wprowadzenia na imprezach niż szałasy, które widać w ikonografii. Widać, ale też na które zapewnienie surowca często nie ma możliwości (zauważyliście że dostarczane drewno to zazwyczaj ścinki tartaczne a nie duże liście czy gałęzie?).



Najbardziej optymalnym rozwiązaniem byłby grupowy zakup namiotu w kształcie Soldier tenta, (Czy też jego wcześniejszej wersji - Getelda/Saxona) jednak z bardziej neutralnym wejściem. To w kształcie odwróconej litery U jest datowane na późny XV wiek, nie znam przedstawień wcześniejszych niż 1474 (jeśli ktoś takie ma, proszę mnie poprawić, chętnię się doedukuję). Z góry uprzedzam że bryła była znana już we wczesnym średniowieczu; chodzi tu o sam kształt wejścia. Oczywiście w przypadku takich namiotów, roboczo nazwanych "soldier tent" mówimy o namiotach grupowych, przy podziale na "Zeltgruppy" (jak w późniejszej, XVIIIw. pruskiej armii i wcześniejszej armii rzymskiej). Dlaczego namioty grupowe a nie indywidualne? Odpowiedź jest prosta - 1 namiot na kilku żołnierzy stosowany na wyprawie wojennej był łatwiejszy w utrzymaniu niż namiot dla każdego żołnierza. Wówczas przy samym rozstawianiu 1 osoba okopywała a pozostałe, dajmy na to, 5 osób zajmowało się innymi czynnościami obozowymi - poprawianiem napięcia płachty, rozpalaniem ogniska dla Zeltgruppy (dla nieniemieckojęzycznych: Zelt=namiot) itd. Choćby taka czynność jak okopanie 1 namiotu grupowego wymaga mniej pracy niż okopanie 6 namiotów indywidualnych. To samo z rozstawianiem - 2 osoby trzymają maszty, pozostałe 4 zabijają śledzie i w 5 minut namiot stoi.

Przydział jednego namiotu dla kilku żołnierzy nie jest rozwiązaniem wydumanym, a opartym na ikonografii. Jest bowiem kilka przedstawień grupy zbrojnych wychodzących z 1 namiotu. Co prawda to późny XV w. ale chodzi o sam fakt, że szeregowi mieszkali w grupach. Ciężko określić jak dużych, za pewne podyktowanych wielkością namiotu. Jest kapitalną sprawą, że namioty przy tym rozwiązaniu logistycznym da się zrobić na najwyższym poziomie (szary len z Surtexu, nawet szyty ręcznie). Namiot zamykałby się dla grupy 4-6 lekkozbrojnych (czyli tylu ile średnio liczą grupy lekkozbrojnych w Polsce; większe grupy dysponowałyby analogicznie większą ilością namiotów), którzy musieliby się na niego złożyć. I tak przeciętnej wielkości Soldier Tent (podstawa 3x3m plus apsydki), który przy szyciu maszynowym kosztowałby circa 1500zł, przy rozłożeniu na 6 osób wyniósłby już tylko 250zł. To mniej niż indywidualny bawełniany stożek dla każdego. Co prawda wiąże się to z określonymi niewygodami, jak to z mieszkaniem w grupie, ale ma poparcie źródłowe.

Istnieje teoria (Pozdrawiam barda Kakofonixa, jej autora) nt. zastosowania pawilonów, których w ikonografii z epoki jest najwięcej. Mianowicie że każdy rycerz mieszkał w takim pawilonie wraz z pocztem i służbą podczas wypraw wojennych. To zgadzałoby się w odniesieniu do rycerstwa i jego świty (z punktu widzenia poprawności historycznej - koniecznej, co większość fajterów niestety olewa), niestety w odniesieniu do piechoty miejskiej nie zdaje egzaminu. Pawilony były namiotami wybitnie rycerskimi. Indywidualne namioty zamknięte, np. stożki, mogły być domeną dowódców. Podobnie jak pawilony, choć osobiście stawiałbym na stożki - jeśli zawierzyć teorii (jak dotąd najbardziej sensownej), że w pawilonie mieszkał rycerz+poczet.

Nie zgodzę się z teorią, że pospolita piechota na pewno mieszkała w szałasach. Miasta wystawiające na wyprawy wojenne oddziały piechoty były na tyle zamożne, aby wyposażyć je w namioty. Na pewno nie indywidualne, a zbiorcze. Podobnie dziś w warunkach polowych żołnierze mieszkają w NS-ach, które mieszczą około dziesiątkę ludzi każdy. I popełniłbym tutaj hipokryzję odnosząc średniowiecze do czasów współczesnych, gdyby nie fakt, że ta praktyka ma nie jedną analogię w czasach pomiędzy średniowieczem a współczesnością. Szałasy występują w późnośredniowiecznej ikonografii, jednak możliwe jest że mieszkali w nich albo indywidualni najemnicy albo służba (obstawiam tych drugich). Ewentualnie można podciągnąć to pod piechotę miejską bez namiotów sponsorowanych przez podmiot zwierzchni (miasto), np. w przypadku małych miast, dysponujących zaledwie kilkoma "etatowymi" zbrojnymi, którzy na codzień parali się patrolowaniem ulic. Namioty dotyczą na pewno piechoty ciężkozbrojnej - jakoś nie chce mi się wierzyć żeby miasto inwestowało w płaty czy kolczugi i wysyłało na wyprawę wojenną, gdzie sprzęt miejski narażony był na niesprzyjające warunki atmosferyczne i zniszczenie nie przez wrogie wojska a przez warunki atmosferyczne. Aż przypomniała mi się reklama farby Hammerite... [śmiech]

Kilka słów od strony technicznej.
Użytym materiałem do płachty namiotowej powinien być oczywiście len. I to nie byle jaki len sprzedawany na kramach, ale len wybitnie gruby, o gęstym splocie i gramaturze powyżej 500g/m. Nie jest to reguła ale taki zdaje egzamin nawet przy ciężkim deszczu. Bawełnę zaczęto stosować do szycia namiotów w czasach nowożytnych, i to bliżej współczesności niż średniowiecza. Nie można tu pozwolić sobie na ustępstwa, równie dobrze możnaby stosować na płótno namiotowe poliester, mrok pozostanie mrokiem. Zdaję sobie przy tym sprawę że nadal jakieś 90% namiotów w RR to bawełna - ludzie ignorują najczęściej temat namiotów, uważając go za trzeciorzędny, przedstawiając przed niego najczęściej ładny zestaw blach i strój. Kolejność wydaje się być logiczna, ale niesłusznym jest olewanie poprawności historycznej. Namioty kupuje się ot - żeby były. Zabawnym jest że wielu obiecuje sobie wymianę namiotu, ale najczęściej ten pomysł spala na panewce i zostaje w użyciu bawełniany. Aż do podarcia podczas burzy czy przegnicia w garażu. A potem zacerować, wywalić na allegro i niech ktoś inny mroczy.

Oczywiście nie mógłbym nie poruszyć tematu koloru namiotu. Namiot winien być szary. Tak w epoce jak i dziś uszycie porządnego namiotu wymaga dużych nakładów środków finansowych, trzeba się z tym pogodzić. Biały len jest bardziej powszechny na rynku niż szary i jego stosowanie jest pójściem na łatwiznę, nazywajmy rzeczy po imieniu. Nawet w ikonografii te namioty które wydają się być białe de facto są jedynie wybielone naturalnie na słońcu, nawet bez ługowania. Należy więc na starcie kupić szary namiot, który jaśnieje pod wpływem nasłonecznienia i na pewnym etapie eksploatacji daje taki odcień jaki widoczny jest w ikonografii czy na którymś z namiotów leżących w muzeach. Na pewno nie jest to żarówiasta biel otrzymana w procesie bielenia chemicznego. Myślę że to bardzo istotne. Innym punktem widzenia jest praktyka - na szarym płótnie mniej widać brud niż na bielonym. Po pierwszym kontakcie z błotem na dole namiotu bielonego widać syf, co jest mało widoczne lub niewidoczne w przypadku płótna szarego. Wygląda to bardziej estetycznie i nie wymaga prania namiotu co sezon.

Impregnowanie - przy doborze materiału na namiot to częsty problem. Przyszły właściciel namiotu boi się że płótno przesiąknie i zacznie na niego kapać. Kluczowym jest dobre rozstawienie namiotu, a ściślej mówiąc: napięcie płachty. Nasiąknięty len o gęstym splocie puchnie i kolejne krople wody po nim spływają. Nie ma więc obaw o drobny deszcz w środku namiotu. Nie potępiam w tym miejscu szarych namiotów impregnowanych. Impregnatu nie widać dopóki na imprezie jest sucho, a samo posiadanie szarego namiotu jest wielkim krokiem do przodu względem namiotów bawełnianych. Impregnat zaczyna być widoczny gdy stoi szary namiot impregnowany pośród nieimpregnowanych. Nieimpregnowane mają kolor ciemnej, zgniłozielonej szarości, a impregnowane wyglądają jak suche. Ale tak szczegółowym problemem rekonstrukcja zajmować się będzie zapewne dopiero za kilka lat, o ile w ogóle. Warto pogrzebać w źródłach czy impregnowano płótno namiotowe. Impregnaty w aerozolu stosowane współcześnie historyczne nie są, a wosk o którym słyszy się na freha, pękałby przy zginaniu płótna, np. przy składaniu go po imprezie. Ale do tematu wrócimy dopiero za kilka lat, o ile w ogóle.

Śledzie - kute czy strugane?
Powtórzę tylko to co napisała/powiedziała/pomyślała (niepotrzebne skreślić) niejedna osoba na freha czy gdziekolwiek indziej. Kute śledzie nie są wzięte z kosmosu i potwierdza istnienie takich przedmiotów za równo archeologia (choć nie do końca wiadomo czy dany przedmiot był akurat śledziem) jak i ikonografia. Jednak samo ich powszechne zastosowanie przy namiotach warunkuje praktyczność. Kołki wypadałoby strugać co sezon, przy dużej aktywności wyjazdowej nawet 2 razy w ciągu sezonu. Kołki lubią się rozpadać przy wbijaniu w twardy grunt. Tych problemów nie ma w przypadku kutych śledzi, które co prawda stanowią przykład burżujstwa, ale stanowią dopuszczalne ustępstwo w obecnym stanie rekonstrukcji (jak szwy maszynowe w namiotach czy sklejka w środku tarczy). Pozdrawiam krzykaczy którzy zaraz wyrwą się ze swoimi racjami jak to bywa często w dyskusjach nt. wczesnego średniowiecza. Oni też mają prawo głosu (xD).

Wypadałoby na koniec opowiedzieć się po którejś stronie rozważań. Zdaje się że poprawne są jednak 2 rozwiązania, takie też są możliwe do wprowadzenia w życie - namioty w kształcie soldier tenta (ale z bardziej neutralnym wejściem, np. między apsydkami a płaszczyzną dwuspadu) i dwuspadowe płachty żołnierskie. Te pierwsze winny być stosowane w przypadku zorganizowanych grup piechoty, te drugie w przypadku indywidualnych rekonstruktorów. Mało jest rekonstruktorów, których stać na zakup 2 namiotów naraz (płachta do wypraw i namiot zamknięty do imprez stacjonarnych). Na wyprawach można umieszczać 2-3 osoby pod 1 płachtą, na imprezach stacjonarnych gościć 1-2 osoby w namiocie zamkniętym. Kwestia znajomości i dogadania się.

10 komentarzy:

  1. Co więc sądzisz o ogromnych niebiesko-żółtych namiotach litwinów? Historyczne czy nie

    OdpowiedzUsuń
  2. Przede wszystkim za duże. To z kolei przesada w drugą stronę. W takim namiocie mieściłby się rycerz z pocztem. Z tym że ten poczet byłby pewnie trzydziestoosobowy, a taki winno się rozbić na 3 namioty. Jako górną granicę pojemności namiotów trzeba przyjąć te 10 osób ze sprzętem, bo jak jest więcej miejsca to się z namiotu robi hangar.
    Nie wspomnę o kolorach tych namiotów. Są niedobre.

    OdpowiedzUsuń
  3. ale na ikonografiach można spotkać kolorowe namioty,np. żółte,zielone,niebieskie,czerwone namioty więc czegoś nie rozumiem ;p

    OdpowiedzUsuń
  4. No proszę - w świetle powyższego postu mam całkiem historyczny namiot, soldiera przerobionego z wczesnego saxona, z wejściem właśnie na szwie pomiędzy absydą i brzegiem środkowej płachty. Przyznam, że rozwiązanie to zastosowaliśmy z mężem na pałę - po prostu przywiązywana w dwóch miejscach płachta ciekła parszywie,a przez dziury pomiędzy sznurowaniem wiało. Takie wejście wymagało jedynie zaszycia jednej strony namiotu, zamiast wycinania otworu wejściowego pośrodku i robienia kolejnej płachty drzwiowej.
    Wejście w tym miejscu jest bardzo wygodne, zwłaszcza, jeśli posłania ułoży się wzdłuż namiotu a graty w absydach.

    OdpowiedzUsuń
  5. @ MagicWojtek

    Na ikonografiach mamy też niebo w kafelki (np. Romance of Alexander), jednak nikt w rekonstrukcji nie wykłada sklepienia niebieskiego kafelkami żeby było jak na ikonografii. Zauważyłeś że co do strojów w jednym manuskrypcie masz konkretny zestaw, ograniczoną ilość barw? Jak myślisz, to rekonstrukcja stanu rzeczywistego (coś jak fotografia) czy widzimisię miniaturzysty? Moim zdaniem to drugie. Tłumaczyłem to na przykładzie strojów we wcześniejszych wpisach. Miałoby to sens w przypadku namiotów należących do królów czy książąt, ale tylko w ich przypadku. I to takich naprawdę obrzydliwie bogatych.

    Żeby zobrazować zbliżony koszt takiego namiotu spróbuj go zrobić z ręcznie tkanego lnu, oczywiście nie musisz go szyć ale zrób kosztorys. Przelicz ile metrów się zejdzie samego materiału, dodaj że część pasów będzie farbowana (choćby na podstawie cen rzemieślników, którzy farbują barwnikami roślinnymi), dodaj ręczne szycie (cennik Wilkomira) i koszta skóry na wykończenia i ręcznie przędzionych lin konopnych. Chcesz porozmawiać o haftowaniach krawędzi albo aplikowaniach wzorów? Nie piszę tego żeby Ci pocisnąć czy coś, najzwyczajniej razi mnie obojętność na kwestie kosztów. W przypadku namiotów - są to koszty pomnożone przez powierzchnię materiału i spotęgowane przez sens barwienia czegoś czego nie nosiło się bezpośrednio na sobie (czyli tzw. lans bezpośredni, ang. direct lans).
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  6. Co do tej historycznej impregnacji, przyszedł mi do głowy olej lniany. Sądzę, że tak czy inaczej, w grę wchodzi jakaś forma natłuszczenia tkaniny.

    OdpowiedzUsuń
  7. Niekoniecznie, ale byłaby pewnie taka możliwość. Zostawmy to archeologom eksperymentalnym. Ja wykluczyłem impregnaty w sprayu i wosk, o oleju lnianym nie było słowa.

    OdpowiedzUsuń
  8. Nie wiem czemu jesteś tak strasznie cięty na malarzy średniowiecznych, i miniatury, jakie produkowali... Gdyby nie ich przedstawienia, często nie mielibyśmy najmniejszego pojęcia jak wyglądały dane stroje, czy elementy życia codziennego.

    Oczywiście - trzeba wziąć pod uwagę, że ówczesny artysta dysponował ograniczoną paletą barw, i nie wszystkie odcienie dawało się osiągnąć. Im później, tym jest z tym lepiej, zwłaszcza od czasu wynalezienia farb olejnych, gdzie problem ograniczenia palety znikł.

    Z temperami, stosowanymi w malarstwie miniaturowym faktycznie nie jest łatwo - zrobiłam na tegorocznej Ostarze warsztaty z malowania temperami jajecznymi, i mieszanie kolorów w celu uzyskania zróżnicowanych odcieni jednej barwy bywa trudne. Część pigmentów warzy się przy wymieszaniu ze sobą albo rozwarstwia.
    Jednak, o ile możemy czepiać się prawdziwości kolorystyki, o tyle do rysunku można mieć mniej zastrzeżeń. Owszem, malarze upraszczali rzeczywistość przedstawianą w ilustracjach, ale nie mogli jej zmyślić lub skłamać, bo zamawiający nie przyjąłby takiego partactwa - przecież sam widział, jak rzeczywistość wokół niego wygląda, czyż nie?

    Zatem, jeśli mamy namalowany obóz wojskowy, to można z dużą dozą prawdopodobieństwa przypuszczać, że został odmalowany poprawnie, choć bez wdawania się w drobne szczegóły konstrukcyjne namiotów, czy tła [brak dołów kloacznych, czy innych tego typu urządzeń].

    Jeszcze lepiej jest z malowaniem ludzi, których malarz widzi na okrągło w najróżniejszych sytuacjach i może korzystać z obserwacji, nie tylko z opowieści, uogólnień czy analogii.

    OdpowiedzUsuń
  9. Nie jestem cięty na malarzy średniowiecznych, po prostu przedstawiam swój punkt widzenia na interpretację ich dzieł. Nie mniej nie możemy wszystkiego brać dosłownie: obadaj długość baselardów (przedstawionych na malowidle w kościele w Strzelcach Świdnickich pod Sobótką) od pasa do kostek, a rękojeści mają rozmiarów głowy ludzkiej. Nie świadczy to o tym, że takich wielkich używano, co potwierdza archeologia. Przynajmniej znalezisk puginałów długości połowy wysokości człowieka (~85cm) jeszcze nie widziałem. Nie mniej malowidło to potwierdza używanie baselardów na Śląsku w danym okresie w ogóle. Tu właśnie mamy do czynienia z ikonograficznym uproszczeniem, chodziło o to żeby puginał był widoczny. Nie mniej w nieco starszym Romance of Alexander masz przedstawienia puginałów nerkowych zachowujących standardowy rozmiar (~30-40cm) Ale np. długość tunik możemy na ikonografii bazować, np. definiując ją "do kolan".

    To fakt że miniaturzyści/malarze dają nam dużo wiedzy nt. jak średniowiecze wyglądało i bez ich prac niewiele byśmy zdziałali. Nie mniej rekonstruktorzy często przedstawiają jakieś źródło ikonograficzne jako potwierdzenie na kolor swojego stroju, co widać wyżej w jednym z komentarzy. Pisałem o tym wcześniej że miniaturzyści używali pigmentów mineralnych a farbiarze - organicznych. Und hier ist der Hund begraben.

    Co do tego że do rysunku możemy mieć mniej zastrzeżeń niż do kolorystyki - tu się zgodzę, ale nie zawsze. Nie zgodzę się np. w przypadku przedstawiania miecza jako broni bocznej u walczących wszystkich stanów. Przypadki się zdarzały ale tu możemy wziąć na margines błąd miniaturzysty - znajomość reguł przypisywania miecza rycerzom a innej broni - nierycerzom. Ale to odrębny temat i nie róbmy offtopu bo się zrobi syf. Będzie stosowny wpis, cierpliwości.

    Co do przedstawień obozów, faktycznie brak dołów kloacznych itp. "urządzeń" w ikonografii nie decyduje o ich braku w rzeczywistości. Pewne rozwiązania "technologiczne" w obozie są wymysłem współczesnym, ale są konieczne. Np. plastikowe worki schowane do lnianych worków wojskowych i umieszczone w koszu zmontowanym z drewna - śmietnik, jak dotąd najsensowniejsze rozwiązanie jakie widziałem.

    PS: Fajnie, że mimo różnicy poglądów na niektóre tematy kontynuujesz dyskusję. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  10. Teraz mam jak kontynuować, bo włączyłam subskrypcję,a przy poprzednich zapomniałam... Ot, i wyjaśnienie tajemnicy ;) Koniec offtopa.

    OdpowiedzUsuń