sobota, 18 czerwca 2016

o ognia rozpalaniu słów kilka

Był już wpis o krzesiwach, bardziej teoretyczny, ale konkretny. Nie było jeszcze tutoriala do używania krzesiw, ergo do rozpalania ognia. Niedługi czas temu udało się zebrać materiał zdjęciowy, więc dziś kilka słów na ten temat. Nie pierwszy na kartach tego bloga, ale fajnej jakości. Co zrobić z krzesiwem?

W Projekcie Volk rozpalanie ognia bez użycia zapalniczek lub zapałek, tj. przy pomocy powszechnych w średniowieczu metod praktykujemy od początku, tj. jakieś 6 lat. Przez ten czas w naszym środowisku krzesiw mamy aż za dużo. Z czasem nagromadziliśmy nieco doświadczenia, którym czas się podzielić. 

Krzesiwo jest jedną z odpowiedzi na pytanie „co robić, jeśli nie wojować?”. W rekonstrukcji w ogóle przedawkowany jest udział opcji militarnej i im częściej stawiamy sobie to pytanie, tym łatwiej znaleźć sensowne, a więc realne do zrealizowania odpowiedzi. Rozpalanie ognia jest jedną z nich, oczywiście nie jedyną. Dziś zapalniczka jest powszechnym obiektem noszonym w kieszeni, z uwagi na kulturę (lub jej brak) palenia tytoniu. Można się domyślać, że w średniowieczu nie był to obiekt aż tak powszechny, ale jest bardzo często spotykany wśród znalezisk. Dlatego oprócz butów, nogawic, tuniki i innych części "przebrania" warto zaopatrzyć się w coś ciekawego.

W dzisiejszych czasach rozpalanie ognia krzesiwem  należy do czynności wyspecjalizowanych, powiedziałbym, że nawet hipsterskich. W średniowieczu było powszechnie znane i praktykowane. Krzesiwo nie jest ogromnym wydatkiem (30-80zł), ale ważne jest żeby kupić krzesiwo sprawne, tzn. dobrze nawęglone. Idąc na kram warto zabrać ze sobą krzemień, znaleziony na drodze, i zapytać sprzedawcę, czy można krzesiwo przetestować. W przypadku zakupów przez internet – ryzyk fizyk. Albo się uda, albo się nie uda. Dlatego warto kupować u sprawdzonych kowali. Dobre krzesiwo nieci iskry dostatecznie gorące, by zapalić przepalony beztlenowo len; średnie - daje dużo małych iskier, które mogą nie być dostatecznie gorące, choć nie wiem jak zachowałyby się w przypadku hubki nasączonej materiałem lotnym (amoniak z moczu?). Doświadczonych w tej kwestii zapraszam do dyskusji w komentarzach. Złe krzesiwo nie daje iskier przy pierwszych trzech uderzeniach (pod warunkiem że skałka nastawiona jest pod właściwym kątem).

Krzesiwo to podstawowe narzędzie, którego potrzebujemy do rozpalenia ognia. Zrobione jest z nawęglonego żelaza, które w zderzeniu z krzemieniem – iskrzy. Nie obejdzie się też bez skałki, tj. krzemienia. Iskry same z siebie w większości przypadków ognia nie dają. Pozostałe to wypadki, które często prowadzą do pożarów. Z tego miejsca mocno rekomenduję rozpalać ogień w kontrolowany sposób. Potrzebny jest wówczas łatwopalny materiał, tj. hubka. W Volku najczęściej stosujemy jako hubkę przepalony len. Len można przepalić umieszczając go w blaszanym pojemniku obłożonym żarem z ogniska. Zamknięty pojemnik przedziurawia się przed włożeniem do ogniska. Do rozpalenia ognia potrzebne będzie także przygotowanie podstawowych materiałów palnych, tj. drewna w różnym stopniu rozdrobnienia.

Na rozpałkę pierwszego rzutu stosuję zwykle suche szerokie liście trawy lub jej kwiatostany. Kwiatostany są szczególnie dobre, bo wiszą kilkadziesiąt centymetrów nad ziemią – najwcześniej docierają do nich promienie słoneczne i najszybciej schną w ciągu dnia. Suche liście trawy są cienkie, przez co łatwo przejmują żar z hubki. Rozpałka drugiego rzutu, w zależności od dostępności to najczęściej suche łodygi pokrzywy. Występują w przyrodzie w postaci białoszarożółtych kikutów wystających z ziemi; idealnie suche świetnie sprawdzają się jako rozpałka drugiego rzutu. Sprawnie przerzucają płomień do kolejnych, grubszych sortów drewna (drobne gałązki drewna iglastego, grubsza kora brzozy, etc.). Rzadko stosuję zachwalaną powszechnie korę brzozy, mam z nią złe doświadczenia.

Przepalony len kładziemy na płaszczyźnie krzemienia i pod kątem prostym uderzamy krawędzią roboczą krzesiwa w ostrą krawędź krzemienia do momentu, w którym co najmniej jedna z iskier zaskoczy na len, tworząc czerwoną plamkę żaru. Plamkę należy delikatnie rozdmuchać, kładąc w podpałce pierwszego rzutu. Podpałka pierwszego rzutu, przejmując żar od hubki, zaczyna dymić. Odpowiednio zbalansowane dostarczanie powietrza przez powolne dmuchanie w żarzący się punkt powinno wzniecić otwarty ogień (płomień) w ciągu kilkunastu sekund. Wówczas należy podłożyć zapaloną podpałkę pierwszego rzutu pod ustawione ognisko, lub położyć na ziemi i przykryć podpałką drugiego rzutu, układając na tworzącym się ogniu coraz grubsze gałęzie. Doświadczony operator krzesiwa rozpala ogień w 30 sekund w porywach do minuty.

Czy stosowano inne metody? Może. Na pewno frekwencja krzesiw w archeologii daje do zrozumienia, że krzesiwa były powszechne. Nasuwa się jeszcze pytanie na ile poprawne są znane nam z survivalu wynalazki typu łuk ogniowy. Samo stosowanie łuku jako narzędzia napędowego stosowane było w świdrach, tokarkach i podobnych narzędziach. Takie przykłady zastosowania daje nam Mendel Hausbuch (ale obrazka nie będzie bo nie przedstawia rozpalania ognia, więc odbiega od tematu).

Jeśli ktoś spośród czytelników spotkał się z przesłankami odnośnie stosowania innych niż krzesiwo metod rozpalania ognia - zapraszam do dyskusji w komentarzach.



1 komentarz:

  1. Ja polecam hubkę robioną z hubiaka pospolitego - warstwę pod twarda skorupą (tzw. amedou) wystarczy wygotować w ługu z popiołu drzewnego, wysuszyć przed użyciem rozbić i zmechacić. Trudniej łapie iskrę niż zwęglony len ale daje żar na dłużej co umożliwia użycie trudniej zapalnej rozpałki (kiedyś udało mi się to nawet z suchą paprocią)

    OdpowiedzUsuń