Rzemieślnicy nakręcają rynek i towar przez nich sprzedawany stanowi większą część "rekonstrukcji kultury materialnej" będącej w użytkowaniu RR. De facto większość sprzedawanych przez znanych rzemieślników produktów ma przeznaczenie dla elit społecznych, błędnie jest używana przez wszystkie stany. Poniżej przykłady dystrybucji niektórych towarów które kupują wszyscy; także ci, którzy nie powinni ze względu na rekonstruowaną postać.
I tak krawcy sprzedają odzież z podszewkami. Dlaczego? Przeciętny domorosły krawiec nie poradzi sobie z poprawnym wszyciem podszewki tak, aby np. nie wystawała spod odzieży lub też nie powodowała złego układania się wierzchniego materiału. Przeciętny początkujący bez odpowiedniego dydaktycznego przygotowania jest przekonany, że ciuch z podszewką jest tym właściwym, zajebistym, bo jest estetycznie wykonany i robi dobre wrażenie. Ponadto boi się np. gryzącej wełny w nogawicach. Od strony praktycznej wygląda to tak że krawcy (nie wszyscy, ale znaczna ich część) wszywają podszewki, bo podszywane ciuchy mogą sprzedać drożej niż niepodszywane. Wówczas wkład samego rekonstruktora we własną rekonstrukcję jest mniejszy, bo ogranicza się w zasadzie jedynie do wydanych pieniędzy.
Idąc dalej przejdźmy do niedawno poruszonego wątku brązowników. Jeśli przyjąć schematycznie, że 25% czternastowiecznego społeczeństwa nosiło klamry nieżelazne (głównie brąz), a w RR noszą je niemal wszyscy, to gdzie tu można mówić o rekonstrukcji? Niektórzy są przekonani że skopiowanie średniowiecznego wzoru klamry wystarczy. To trochę tak jak włożyć kościany pancerz lamelkowy do hełmu garnczkowego - niby są znaleziska, ale pasuje to jak goła rzyć do nieheblowanej dechy; precyzyjniej mówiąc - przeszkadza aspekt terytorialny. W przypadku wcześniejszym (dot. klamer) mamy do czynienia z aspektem majątkowym. Przy dzisiejszych przystępnych cenach klamer z brązu, kiedy można je kupić już za 10zł stają się automatycznie zbyt powszechnie noszone. Rzemieślnicy się tym nie przejmują, jak każdy zdrowo myślący przedsiębiorca - dbają o swoje interesy i o swój zbyt na towary.
Przejdźmy do kowali. Niedobór przedmiotów w ofercie doprowadził do tego że pojawiają się na kramach przedmioty które nie mają nijakiego poparcia w źródłach. Pomińmy już nawet kute śledzie, których ludzie używają z punktu widzenia praktyki. Kremaliery pojawiają się sporadycznie i to nie w obozie a z reguły w gospodarstwie domowym - podobnie w RR ludzie wolą używać tańszych haków. Ruszty nitowane z płaskowników bądź prętów kwadratowych, które stanowią historyczniewyglądający substytut grilla były, ale znalezisk jest tyle co kot napłakał i także związane były z gospodarstwem domowym. A widział ktoś kiedyś kuty trójnóg w ikonografii lub muzeum?
Biżuteria, badge i im podobne - to także przykład tego jak biznes zawężonej grupy ludzi negatywnie wpływa na ogólny wygląd Rekonstrukcji. Kosztuje niewiele, ładnie wygląda - czemu by sobie nie obszyć badge'ami całej czapki, nie? Ta sama bajka jest z pierścieniami, choć to zjawisko jest w okołogrunwaldzkiej mniej rozpowszechnione. I tym sposobem nietrudno znaleźć łucznika który ma 5 badge'ów na czapce (jakże zamożny JKM yeoman :) ) 3 na torbie 2 na dublecie i jeszcze pewnie jakiś na kapturze. Część badge'ów to identyfikatory chorągwi grunwaldzkich, ale kto kazał wszystkim nosić je na wierzchu? Kiepski pomysł z tymi badge'ami.
Dalej rozważmy kwestię ubiorów bojowych. Krawcy szyją coś co ma imitować wczesne przeszywki. We wczesnym średniowieczu nie było przeszywek. A przynajmniej nie były one używane ani przez Wikingów, ani przez Słowian - a te 2 kultury są najczęściej wałkowane. Krawcy szyją aby mieć zbyt. A fajterzy kupują, nieświadomi, bo są w ogóle w ofertach sprzedaży.
Wracając do wspomnianego kilka zdań wstecz wkładu własnego rekonstruktora w rekonstrukcję, warto zaznaczyć, że niemożliwością jest zrobić sobie wszystko samodzielnie, niektóre działy produkcji wymagają warsztatu, doświadczenia, specjalnego sprzętu. Dotyczy to przede wszystkim płatnerzy, kowali, stolarzy, producentów namiotów, dystrybutorów tkanin. Nie obejdzie się bez zamawiania, ale jest masa elementów sprzętu możliwych do samodzielnego wykonania, które dominuje rynek (np. odzież), albo takie których mieć nie trzeba (np. brązy). Wybór należy do rekonstruktora.
To tylko kilka przykładów wyłowionych z morza podobnych praktyk. Nie jest to cios wymierzony w konkretnych kramarzy czy rzemieślników mający na celu bombardowanie im rynku, choć z pewnej perspektywy może to tak wyglądać. Wpis ma jedynie na celu zaprezentowanie wyżej opisanego zjawiska ogółowi nieuświadomionych.
Z doświadczenia rekonstruktora i rzemieślnika - wydaje mi się, że większość osób które mocno się w reko wciągają szyje sobie ciuchy sama, natomiast te, którym aż tak nie zależy - zamawiają.
OdpowiedzUsuńOczywiście to uproszczenie.
Często też się im wydaje, że nie potrafią szyć - co zasadniczo jest głupotą, bo igła nie gryzie - przetestowane na młodych w naszej ekipie, z których każdy na wstępie musi sam się obszyć ;-)
Pozdrawiam!
Olof
Ydalir
w okołogrunwaldzkiej temat obszywania się wygląda zgoła inaczej niż we wczesnej. Tutaj zasadą jest raczej zamawianie ciuchów niż szycie samodzielne. Też uważam że to zaniża ogólny poziom rekonstrukcji bo odwiecznym problemem jest kasa: ludzie zamawiają maszynowo szyte ubrania bo takie są tańsze, ewentualnie idąc na "maszynowo szyte z ręcznymi wykończeniami". Inaczej sprawa wygląda w przypadku namiotów, gdzie szwy są bardzo długie a ich gęstość wpływa na szczelność namiotów; tunikę można uszyć samemu w 2 wieczory. A to że w późnym RR jest "moda na jopule" gdzie co 2cm na klacie i podobnie na "zajebistych dopasowanych rękawach" wszywa się cynowy guzik i obszywa do niego dziurkę - to już nie mój problem. Wybór należy do rekonstruktora.
OdpowiedzUsuńHm, może to wynika z tego, że przeciętne wykroje "okołogrunwaldzkie" (o ile można tak rzec?) wyglądają na pierwszy rzut oka na strasznie skomplikowane i ludzie zamiast spróbować uszyć samemu wolą zamówić? Ale przecież nie ma rzeczy nie do uszycia ;-) No i nie trzeba się lansować na jaśniepanabogacza ;)
OdpowiedzUsuńWiesz, myślę że to zależy od doboru odpowiedniego wykroju. Tunika z Bocksten i proste nogawice są do zrobienia, podobnie jak koszula i gacie. Tylko tak jak piszesz - to kwestia wyboru odpowiedniej postaci.
OdpowiedzUsuńTaaa tylko tunika z Bocksten jest jak się dobrze przyjrzeć niepopularna. A dlaczego? Bo oficjalna propaganda (min. na freha) mówi że wszyscy chodzili w dubletach.I jakby nie zauważała tego że jednak tak nie było. Zresztą kto to by chciał się obszywać na chłopa skoro może być panem rymcerzem tudzież pocztowym. W późnym niestety brak jest kultury odtwarzania nie-wojskowych. Jak nie walczysz to jesteś jasiem obozowym i planktonem. Albo damą dworu ;-) która pilnuje swego rymcerza co by go jakieś pokusy nie ściągnęły na złą drogę ;-D
OdpowiedzUsuńOczywiście trochę przesadzam, ale wciąż sporo obserwuję tego typu schematów. No i niestety uszycie dubletu i nogawic to już inna bajka niż wcześniejszych ciuchów. Za dużo elementów, podkrojów, dopasowań i dziurek. Same przymiarki muszą być ze cztery żeby to jakoś działało.
A w ogóle to chyba powinnam się najpierw przywitać ;-)
A jak to wygląda ze strojami kobiecymi? Tak po zdjęciach patrząc, to są dosyć dopasowane, więc chyba szyte z bardziej skomplikowanych wykrojów? Czy też są prostsze odpowiedniki dla kobiałki z ludu? Zupełnie się nie znam na tym okresie i ciuchach zeń :)
OdpowiedzUsuń@ LadyAltay
OdpowiedzUsuńmyślę że dużo dubletów w późnym spowodowana jest 2 kardynalnymi czynnikami:
1. spadek tudzież wejście w posiadanie takowego od osób którym znudziła sie zabawa w reenacting, najczęściej via Allegrowysypisko
2. tym czym we wczesnym są viking t-shirty z masą krajek:) no i przecież nie można uwsteczniać późnego bo czymś sie musi różnić od wczesnego (dla niekumatych to był sarkazm)
@ Ola
Nie zagłębiałem się jak dotąd w strojach kobiecych jako że skupiałem się nad rekonstrukcją postaci płci brzydkiej. Nie mniej ze względu na taką potrzebę przygotuję wpis o charakterze tutoriala nt stroju kobiecego. Spodziewaj się niebawem. Do końca sierpnia powinien być, chcę to dobrze merytorycznie opracować.
Narazie mam troche zamieszania w życiu osobistym i ze względu na brak czasu trochę zapuściłem bloga, na dniach wrzucę coś nowego.
Nie przeceniałabym tutaj roli alledrogo ;-) lecz raczej wskazuję na inne źródło zamętu czyli tzw. "Czerwoną Książeczkę" Jest to lista wytycznych odnośnie stroju i uzbrojenia na Grunwstock i od wielu lat jest uzupełniana a także uważana za "biblię" ludzi którzy chcą się obszyć okołogrunwaldzko (czyli jakieś 80% tłumu). Publikacja ta miała szlachetne przesłanie - w możliwie zwięzłej formie przedstawić wiodące linie rekonstrukcji ludziom przyzwyczajonym do kozaczków i geterków, ale jak to zwykle bywa w pewnym momencie okazało się że zawęża możliwości. Stanęło na tym że jak nie masz stroju zgodnego z wytycznymi, to choćbyś się zachlastał ikonografią i wykopkami to nikt nie wpuści cię do chorągwi. W każdym bądź razie dublety i inne ciężkie wykrojowo stroje tak się upowszechniły, że nawet jak ktoś się wciągnie i zaczyna szukać innych możliwości to albo pomija w ogóle wszelkie prostsze formy albo zostaje zakrakany przez "jedynie słuszne poglądy". Zresztą jak bywałam na wczesnych imprezach to zdarzało mi się że plecy mi się paliły, bo strój szmaciarskiego koczownika, bez wymyślnych sprzączek i okuć, haftów i wzorków, tak przydatny podczas zimowych wypraw, nie podobał się innym uczestnikom. Ososbiście średnio widzę te wszystkie haczące i brudzące się hafty na wyprawach wojennych, ale ogólna tendencja jest jaka jest.
OdpowiedzUsuńOlof: co do strojów kobiecych to również są trudniejsze niż ciuchy wczesne, ale znów wchodzimy tu na śliski grunt czy mamy na myśli chłopkę co se sama kieckę ciachała czy na bogatą mieszczkę lub szlachciankę co ją już było stać na krawca wymyślniejsze wykroje i dodatki. Zresztą rodzajów sukien było sporo więcej niż we wczesnym. Jak chcesz sobie obejrzeć wykroje (kilka najprostszych) to poszukaj na necie książki The Medieval Tailors Assistant to da ci trochę pogląd jak to "mogło" wyglądać :-)
taka krótka uwaga: MTA nie uznawalbym za biblię pełno- i późnośredniowiecznego krawiectwa. Wiele aspektów badanego tematu jest nazbyt upraszczanych, część przebadana po łebkach. Nie chcę krytykować bo sam czasem z tej pozycji korzystałem i jest przydatna, ale bardziej przydatną według mnie zapowiada się "Medieval Garments Reconstructed: Norse Clothing Patterns". Jeszcze nie posiadam ale z wycinków zamieszczonych na Тоже Форум zapowiada się na o wiele solidniej zrobioną podstawę merytoryczną do rekonstrukcji stroju.
OdpowiedzUsuńCo do czerwonej książeczki - muszę się zgodzić. Jakoś przez oczywistą oczywistość wyleciała mi z głowy.
Chyba źle mnie zrozumiałeś Lutoborze bo nie nazwałam MTA biblią - to raczej popularnonaukowa publikacja. To że MTA jest uproszczone wiemy :-) ale Olof chciała zerknąć na wykroje więc podałam najprostszą publikację gdzie kilka takowych można znaleźć.
OdpowiedzUsuń"Biblią" natomiast określiłam Czerwoną Książeczkę czyli zestaw wytycznych które powstały bodajże na początku dla chorągwi Siemowita i stały się na grunwstocku (i nie tylko) obowiązującym kanonem. Można je znaleźć pod linkiem [url]http://www.siemo.pl/index.php?option=com_content&view=article&id=50&Itemid=55[/url] I choć właśnie widzę że jest już tam ujęta np.tunika jako strój wierzchni ( w całych dwóch zdaniach ;-) ) to kiedy wytyczne powstawały królowały w niej dublety, a i teraz większość opisanych strojów to różne houppelandy, cotehatrdie itd. Generalnie jest tak że weryfikują cię dowódcy a oni nie drążą szczegółów, tylko odsyłają do wytycznych i do zaufanej krawcowej. Wytyczne robią ludzie którzy drążą, ale upraszczają żeby zachować ramy publikacji a zaufana krawcowa proponuje ci rutynowo "zestaw okołogrunwaldzki". I większości to wystarcza.
Poza tym działa mechanizm - wszyscy mają dublety to znaczy że ja też chcę miec dublet żeby nie odstawać. A jeśli wyskoczę z czymś niespodziewanym to nierzadko zostaję zakrakany, przez posiadaczy jedynych słusznych wykrojów ;-)
No i na koniec to często ludzie bawią się wiele lat w strojach które kupili kiedyś, sporo ich kosztowały więc dbają o nie, i ubierają ze cztery razy w roku więc ubrania nie zużywają się tak szybko. A dopóki ciuch się nie schodzi to nie zamawiają bądź szyją następnych bo po co. A jeśli masz ciuch, wpuszczają cię na imprezy to po co szukać i drążyć?
Dokładnie Cię zrozumiałem, ja tak profilaktycznie jeno:) Ola, wykroje ciuchów znalezionych w Herjolfsnes znajdzesz na stronie Marca Carlssona:
OdpowiedzUsuńhttp://www.personal.utulsa.edu/~marc-carlson/cloth/bockhome.html
Aż z ciekawości zajrzałem pod wskazanego linka. Musiał ten poradnik pisać jakiś szczególny "znawca" skoro podaje jedenastowieczną tunikę ze Skjoldehamn jako przykład okołogrunwaldzkiej "cote".
Lady Altay - mnie haficki naćkane na każdy mankiet, ozdóbki na tony (i przeważnie pół Europy i ćwierć Azji wymieszane w uroczy miks) i tego typu częste we "wczesnym" klimacie itemy śmieszą dosyć - już nie mówię o warunkach wyprawowych bo to wiadomo, ale nawet kiedy się na standardowej imprezie przestanie robić za paprotkę i weźmie do normalnej obozowej roboty wychodzi jakie to niepraktyczne, jak szybko się szarga i brudzi... No a jak by nie było te wszystkie delikatne detergenty spierające sadzę z haftów coś były mało popularne 1000 lat temu ;)
OdpowiedzUsuńOsobiście jestem zwolennikiem skromnych strojów, ewentualnie jak ktoś ma taką wizję to dodatkowego bardziej wypasionego "na okazję" - i tam mi się wydaje, że coraz więcej osób we "wczesnym" podziela taki pogląd, może kiedyś zacznie to wszystko wyglądać ogarnięcie, a nie jak spęd jarlów, kniaziów i kozaków ;-)
(nieskromnie powiem, że na naszej Cedyni już powoli powoli zaczyna ;-) )
A co do strojów okołogrunwaldzkich - faktycznie, w damskim dużo kombinowania żeby to zszyć do kupy. Nawet jeśli założyć, że kiecka wieśniaczki nie musiała być tak dopasowana i wymodelowana...
Na szczęście nigdy nie ciągnęło mnie w te klimaty, już prędzej sobie jakąś koczowniczą kapotę uszyję niż taką ;-)
Co do Grunwaldu - z tekstów na blogu wynika, że dublet był ściśle kojarzony z wojskowymi, więc jak dla mnie ma uzasadnienie w realiach obozu wojskowego. W dzisiejszych czasach tez niektórzy podkreślają ubiorem swoje związki z militarną stroną życia [moro, bojówki, buty, znaczki z wojska w klapach marynarek]. Czemu tego samego odmawiać ówczesnym ludziom?
OdpowiedzUsuńTuniki można zatem zostawić tym, którzy odtwarzają stricte czeladź obozową i nie szli w pole.
Nie chcę rozgrzeszać imprezy grunwaldzkiej, ale czasem generalizacja nie ma sensu, i stosowanie cywilnej miary do obozu wojskowego jest zbytnim uproszczeniem.
Zgadza się, dublet winno wiązać się z wojskowymi, w rozumieniu: rycerstwem - to właśnie dublet wykształcił się z zakładanej pod zbroję przeszywki i później wyewoluował w arming doublet. I dopiero w postaci AD był szerzej noszony przez stany niższe, szczególnie piechotę miejską i wojska zaciężne.
OdpowiedzUsuńNoszenie dubletu w realiach obozu wojskowego (mam na myśli Grunwald i każdą inną imprezę o zbliżonym datowaniu) jest uzasadnione tak samo jak noszenie przeszywki jako stroju cywilnego.
Dzisiejsza moda na zapożyczanie wojskowych elementów odzieży wiąże się raczej z procesem globalizacji i nie można tego nijak odnosić do realiów XIV wieku. Stąd Polacy chodzą często w amerykańskich elementach mundurów polowych, albo w demobilowych kurtkach Bundeswehry. Duży wpływ (o ile nie największy) mają - podobnie jak noszenie czarnego koloru - wpływy subkultur, które w XIV wieku nie istniały. Weź na przykład realia przełomu XIX i XX wieku - czy masz jakieś przedstawienia cywilów w epoletach albo chłopów w żołnierskich czapkach? Szczerze wątpię, choć tym okresem się nie zajmuję.
Do Grunwaldu przedstawień zbrojnych (zwłaszcza piechoty miejskiej) w cywilu jest niewiele. Tak więc teoretycznie równie prawdopodobnym byłoby noszenie w obozie dubletu jak i tuniki. Jednak tuniki są pewne, a dublety niekoniecznie. Dopiero wchodziły do mody cywilnej, tuniki były standardem. Zwłaszcza wśród piechoty miejskiej, która przynależała do stanów niższych.
Rozgrzeszać Grunwaldu także nie zamierzam i tu się chyba zgadzamy. Nie mniej jednak generalizacja sens ma i to ogromny. Wywrotowcy znajdą się zawsze, a zdefiniowanie pewnych trendów w rekonstrukcji to chyba jedyny sposób na poprawienie rekonstrukcji statystycznej, przynajmniej w skali kraju.
Przepraszam, że się wtrącę jako anonim, ale czytam tego bloga i niestety nie mogę się zgodzić ze wszystkimi tezami. Nawiązując do dubletu : dlaczego należy przyjąć, że właściwsza dla cywila jest tunika ? Wg. mnie generalizacja w stylu, że wszystkie stany niższe biegały w tunikach to absurd. Trzeba pamiętać, że w tamtym czasie np. mieszczaństwo starało się jak najbardziej upodobnić do rycerstwa. Skądś wzięły się te ustawy antyzbytkowe zakazujące np. szyć ubiory mieszczanom tylko z jedwabiu. Wszystko tak na prawdę zależy kogo chcemy odtwarzać. Jednak bazując na ikonografi to 90% ubiorów spodnich to dublety - dlaczego mamy to pominąć i szyć tuniki ? Należy jednak pamiętać, że rzeczywiście tunika do prac wszelakich jest o wiele wygodniejsza i myślę, że faktycznie do tego celu mogła być używana.
OdpowiedzUsuńKolejnym aspektem jaki chciałbym poruszyć to kolory. Zgeneralizowałeś kiedyś, że takie i takie to volk a reszta kolorów to już tylko stany wysokie. Why ? Czerwony :marzanną naprawdę da się dużo uzyskać.Z kolei granatowy da się uzyskać urzetem barwierskim. Wszystko zależy nie tyle od koloru ile od jego nasycenia - wiadomo, że super "oczojebna" czerwień faktycznie będzie droga
Pozdrawiam
Numlock ( z FREHA)
NumLock,
OdpowiedzUsuńNa jakiej podstawie uważasz że wg ikonografii 90% ubiorów spodnich to dublety? Ikonografia najczęściej bywa schematyczna a przedstawień gdzie widać elementy dubletu (o ile można stwierdzić że to dublet) jest jak na lekarstwo.
Jeśli mówimy o upodabnianiu się mieszczaństwa do rycerstwa - faktem jest że zdarzały się przypadki awansu społecznego wśród mieszczan, ale rycerstwo skutecznie zapobiegało takim procederom. Spotkałem się kiedyś z informacją że ubodzy rycerze (albo już szlachta) celowo żenili się z bogatymi mieszczkami celem uzyskania dużego posagu. Ale informacja ta dotyczy czasów późniejszych - to raz, a dwa - dotyczy elit społeczeństwa miejskiego, a więc już ludzi bogatych, nie należących do Volku, którego dotyczy ów blog.
Generalizacja w stylu, tj. tuniki dla wszystkich przedstawicieli klas niższych ma sens. Tunika bowiem funkcjonowała jako ubiór właściwie w niezmienionej formie od X wieku (patrz wpis o tunice z Bocksten). Jak myślisz, czy schemat utarty przez co najmniej cztery poprzednie stulecia był szybko wypierany przez dublety, które pojawiły się w połowie XIV wieku?
Jeśli chodzi o kolory sugeruję na przyszłość odpowiednie części komentarza umieszczać pod stosownymi postami, bo robi mi się tutaj syf. Zgadza się, zgeneralizowałem. Przedstawiłem jakie kolory są pewne. Czy przeciętny mieszkaniec centralnej Europy XIV wieku miał wystarczająco czasu i chęci żeby w ogóle ufarbować sobie ciuch - tego mogliby dowieść archeolodzy eksperymentalni zamknięci na rok w skansenie, zdani na samych siebie w przypadku produkcji pożywienia i codziennych czynności domowych. Póki co, były prowadzone badania archeologii eksperymentalnej czy takie i takie kolory były w ogóle możliwe do uzyskania. Badań dotyczących czy w ogóle farbowano nie kojarzę. Dlatego też nie chcę eksperymentować na kolorach farbowanych, bowiem często nie wiemy bądź nie mamy pewności czy dany nośnik barwnika występował w danym okresie na danym terytorium. Owce różnej maści występowały a ich runo można było mieszać. Daje nam to szeroką gamę brązów i szarości, a także kolor ecry i czarny, jednak te dwa ze względu na swoją specyfikę nie należą do najbardziej praktycznych, zwłaszcza przy pracy. A wyłączając sen, przy pracy przeciętny mieszkaniec centralnej Europy spędzał wówczas najwięcej czasu.
Temat farbowania to temat-rzeka i nadal jest dyskusyjny, z kilku punktów widzenia o których pisałem wcześniej i nie chcę się powtarzać. Ale powtórzę jeszcze raz istotę podejścia do badanego tematu: do sprawy należy podchodzić oddolnie, tzn. co było pewne, a nie odgórnie, tzn. co było możliwe. Możliwe było też importowanie z Indii posążków Buddy jedwabnym szlakiem. Poważnie.
Witam po raz kolejny!
OdpowiedzUsuńNa początku krótko o farbowaniu naturalnym( z góry przepraszam za ten offtop). Otóż społeczeństwo nie musiało farbować tkanin – to proces wcale nie prosty. Farbowano tkaniny w specjalnych „farbiarniach”. Sądzę, że mieszczanin mógł sobie pozwolić na zakup takiego czegoś, co nie znaczy, że używał takiego stroju do ciężkiej pracy. Jak już pisałem – kwestia nie leży w kolorze a jego intensywności ( to nadawało cenę tkaninie, bo to jest prawdziwie żmudny proces).
Przechodząc do meritum. Na jakiej podstawie ?Ano na podstawie dostępnej ikonografii. Przytoczę kilka źródeł, gdzie z dużą dozą prawdopodobieństwa można zidentyfikować dublet jako ubiór spodni. Są to np. :
-manuskrypt alchemiczny „Aurora Consurgens” z XV wieku
-„Book of Hunt” Gastona Phebusa z początku XVw.
-manuskryptu „De Mulieribus Claris” Giovanni Boccaccio z roku około 1402
-manuskrypt „De Mulieribus Claris” Giovanni Boccaccio z początku XV wieku
-manuskrypt „Tacuinum Sanitatis” 1390-1400r.
-dzieła zebrane Christine de Pisan
- nawet godzinki księcia de Berry z pocz. XVw.
Jeżeli coś występuje w tylu źródłach i jest przedstawione na różnych klasach społecznych to wg. Mnie wraz z zachowanymi zabytkami ( 2 dublety) może stanowić podstawę do używania dubletu w wielu sytuacjach. Natomiast nie chcę być źle zrozumiany. Ja nie wykluczam tunik jako stroju używanego do pracy. Ciągle jednak sprzeciwiam się generalizacji, że volk musi biegać tylko w tunikach. Jeżeli akurat nie zasuwa ciężko w pracy to dlaczego ma nie ubrać się w trochę bardziej odświętny ( i faktycznie o wiele mniej wygodny do pracy) dublet?
Dodam również, że sam staram się odtworzyć mieszczanina i w pełni popieram inicjatywę „odrycerzania” naszego grajdołku rekonstrukcji historycznej, ażeby w końcu te słowa odzwierciedlały to co pokazujemy i prezentujemy sobą.
Pozdrawiam
Numlock
P.S. Czy oprócz sławnej tuniki z Bocksten mogę prosić o sypnięcie ikonografią ?
Jeśli chodzi o farbowanie na łatwe do uzyskania kolory, wracam do podejścia oddolnego.
OdpowiedzUsuńPodaj proszę jakąś kompilację wycinków konkretnych obrazów/miniatur/rzeźb które świadczą o dublecie u przedstawicieli Volku. Księga łowiecka przedstawia generalnie sceny z polowań w których bierze udział arystokracja. Co prawda nie siedzą konno w houppelande ale noszą prostsze i wygodniejsze robe. I tu się zgodzę że mógł być pod nią dublet, bo robe należy do szat luźniejszych. Ale czy na pewno tam był - nie widać. Chyba że mnie zaskoczysz. Nogawice można było równie dobrze troczyć do gacnika. Godzinki x. Berry były - jak sama (pełna) nazwa wskazuje - bogate (czytaj: 1. wpis o tekstyliach) więc nie można tego manuskryptu interpretować jako źródła do rekonstrukcji kolorystyki stroju. Jeśli chodzi o Tacuinum Sanitatis - zgodzę się że jest tam masa kapitalnych przedstawień przedstawicieli różnych stanów jednak dotyczy tylko dziesiątej części badanego okresu(XIV w.) w dodatku ostatniej. Poza tym słyszałem o nieco późniejszym datowaniu (pocz. XVw) ale to szczegół który można pominąć. Pozostałe manuskrypty dotyczą wieku piętnastego, który nie jest przedmiotem rozważań niniejszego bloga.
Również pozdrawiam.
PS: Naturalnie, pogrzebię w mojej bazie danych i złożę jakąś kompilację zdjęć. Daj maila to podeślę. W tej sprawie kontaktuj się ze mną na gadu (numer znajdziesz w profilu)albo via e-mail. Nie chcę tutaj kontynuować tego offtopa. Ewentualnie na życzenie mogę zrobić aktualizację do wpisu o tunice z Bocksten z kompilacją czternastowiecznych przedstawień.
PS 2: Bez obrazy, ale odnoszę wrażenie, że próbujesz usprawiedliwić wszechobecne dublety w RR i podział odzieży na spodnią i wierzchnią; nawet kontrargumentując, że dublety są mniej wygodne od tunik. Może się mylę, ale wygląda to trochę w ten sposób: Wspomniała o tym bodaj Olof - niektórzy zainwestowali duże pieniądze w pięknie uszyty strój od krawca i przez najbliższe kilka sezonów za nic w świecie go nie wymienią. Tacy właśnie na siłę próbują dobudować ideologię do swojego sprzętu, często argumentując to tekstem "a skąd wiesz że tak nie było?". To mnie najbardziej denerwuje. Tylko czekam na wikingów w bluzach mundurowych Waffen-SS tłumaczących się, że mogło się rozłożyć w ziemi przez tysiąc lat. Takie same ideologie dorabia się do hełmów skórzanych. Jedna i ta sama bajka:)
OdpowiedzUsuńWitam!
OdpowiedzUsuńJa swój dublet szyłem sam ( w RR jestem od roku) - ręcznie i tak historycznie jak tylko się dało, także nie staram się dorobić do niego ideologi ;)
I na pewno nie będę w nim chodził kilka sezonów, bo już w aktualnym momencie szyję sobie nowe ubiory - na prawdę staram się podchodzić do rekonstrukcji w sposób rzetelny. Pozwalam sobie po prostu nie zgodzić
niektórymi Twoimi teoriami i nie staram się usprawiedliwić nikogo, ale po prostu zauważyć, że dublety były jednak popularne. W tym celu podałem ikonografię ( przepraszam za te XVw. , ale nie zauważyłem dokładnie jakim datowaniem się zajmujesz) jak i pewne zjawiska wśród mieszczaństwa ( tym tematem się zajmuję i będę go jednak drążył).
Pozostaje tylko pytanie : co, czy raczej kogo uważasz za "volk" ? Niezamożne stany społeczne, czyli kto? Stan mieszczański np. może równie dobrze być zamożny jak i nie. Tak samo chłopstwo, jak i nawet rycerstwo.
Z kolei piechota miejska ( tym chyba się zajmujesz? ) należała raczej do bogatszych ludzi.
Po prostu wydaje mi się, że jednak nie masz do końca racji - dlaczego mamy pomijać istniejącą ikonografię ?
Dodam jednak, że zachęciłeś mnie do uszycia repliki tuniki z Bocksten - tu możesz odnotować sukces. Zakładał ją jednak będę do pracy ;) A potem będę śmigał w dublecie i wierzchniej :)
Pozdrawiam
Numlock
Dobrze jest przeczytać że jednak nie wszyscy nosiciele dubletów wkładają w rekonstrukcję jedynie pieniądze.
OdpowiedzUsuńVolk to nie określony zbiór stanów społecznych; przynależność do Volku wyznaczałbym raczej stanem majątkowym. Stąd znajdowali się w nim chłopi, większość mieszczaństwa, ubogie duchowieństwo, możliwe że także pocztowi ubogich rycerzy (bo i tacy byli choć to nie reguła). Pewnym jest że stanowił bezwzględną większość społeczeństwa a w RR większości nie stanowi. Piechota miejska nie musiała należeć do bogatszych postaci, bogatsi byli mistrzowie cechowi, rajcowie, kupcy itp. Do straży zaciągali się zapewne ci którzy dziś zaciągają się do ochrony - głównie rośli, dobrze zbudowani, stąd ich polska nazwa - drab (albo jej zgermanizowana wersja z Pomorza - drabant). Nie sądzę raczej aby potencjalny rzemieślnik, dajmy na to - szewc - ryzykował w walce uszkodzenie dłoni, co uniemożliwiłoby mu wykonywanie zawodu, a w konsekwencji utrzymanie.
Pomijać ikonografii nie powinniśmy. ale nie powinniśmy też interpretować jej jak się nam podoba. Dlaczego? Odsyłam znowu do serii wpisów o tekstyliach. Słowa kluczowe: Barwniki mineralne, barwniki roślinne.
Pozdrawiam
A ja zwróciłabym jeszcze uwagę na tą ciekawą prawidłowość, że praktycznie nie ma w rrXV imprez całkowicie cywilnych. Wszystkie są robione w oparciu o jakieś wydarzenia typu bitwy, najazdy czy rokowania pokojowe - ale w realiach obozów wojskowych. I teraz ktoś kto chce robić zwykłego "peasanta", pielgrzyma, zabłąkanego chłopa, wędrownego muzyka, kaznodzieję, czeladnika, cygana, niedźwiednika, zielarza itd jest traktowany po macoszemu, pomimo że taka postać nadaje kolorytu i prawdziwości imprezie. Pamiętam pewną gorącą dyskusję na freha odnośnie ilości "Jasiów Obozowych" w jednej chorągwi i wyszło że wystarczy bodajże TRZECH na całą chorągiew ciężkozbrojnych - padłam wtedy zupełnie.
OdpowiedzUsuńPoza tym na największej imprezie XV, czyli grunwstocku to nawet rzemieślnikiem za bardzo nie można zostać, gdyż właśnie się dowiedziałam że aby się wystawić w miasteczku rzemieślniczym trzeba mieć ZAREJESTROWANĄ DZIAŁALNOŚĆ GOSPODARCZĄ! Czyli wspominając zeszłoroczne najazdy Urzędu Skarbowego i mandaty jakie nakładali, to nie jestem pewna czy będę miała odwagę wystawić mój mini kramik żeby mnie nie zgarnęli. Wyobrażacie sobie w ogóle taką sytuację na Wolinie, gdzie praktycznie przy każdym namiocie ktoś ma na sprzedaż jakieś drobiazgi które sam dłubie? A jak fajnie jest że łazi się między tymi kramikami i za każdym razem odkrywa coś nowego. Wiadomo są tam też i profesjonalni rzemieślnicy, którzy z tego żyją, ale znakomita większość to mali dłubacze którzy coś tam umieją i będą się cieszyć jeśli dorobią choć trochę do paliwa. No ale na Wolinie główną osią wszystkiego jest osada a nie jakaś konkretna bitwa i życie obozowo-codzienne jest dzięki temu trochę bardziej urealnione niż pseudo obóz wojskowy pod grunwem.
I na koniec chciałam powiedzieć że to co mi się podoba na wcześniackich imprezach to to że właściwie każdy jest w jakimś tam stopniu rzemieślnikiem i coś robi. Bo to nie oznacza że wszystko musisz kupować lecz raczej że wiele rzeczy można się nauczyć skoro inni dali radę, a jednoczesnie daje możliwości wymiany - ot przyjechał kumpel i na moje narzekania że zgubiłam krzesiwo wyjął swoje zapasowe i wymienił na czapkę która mu się spodobała. Oboje bardzo zadowoleni - ja się nie biorę za kucie on za wełnę ale oboje mamy to co było potrzebne.
I tu fakt : 100 % poparcia. Gdyby każdy starał się coś dać od siebie, doświadczał archeologi eksperymentalnej to RR grunwaldowy wyglądał by całkiem inaczej. Nie sztuką jest zamówić zestaw okołogrunwaldzki u krawcowej a potem praktycznie mało co o nim wiedzieć. Sztuką jest samemu znaleźć co i jak powinno wyglądać dla takiej a takiej klasy społecznej i kraju a bardziej regionu. I tu chwała temu blogowi :) !
OdpowiedzUsuńNumlock
Wiem, że post stary, ale...
OdpowiedzUsuńJeśli mogę wypowiem się jako rzemieślnik.
Po pierwsze stwierdzenie, że rzemieślnik sprzedaje ciuch z podszewką dla kasy jest obrażające. Każdy strój jaki wykonuję konsultuję w 100% z moim klientem. Jeśli takowy zażyczy sobie podszewkę, wtedy ją wykonuję. Jeśli jednak jej nie chce, wtedy jej nie wszywam. Zgadzam się ze stwierdzeniem, że rzemieślnicy mają problem z tym, że podszewki wszywają źle - to już jest kwestia wprawy i chęci. Pojawia się jednak kolejne ale - niestety wszywając całą podszewkę musimy spodziewać się tego, że ona wylezie - nie bez powodu w średniowieczu wszywano ją kawałkami. Jednakże jeśli pisze do mnie ktoś i pyta o ceny, podaję opcje z wszyciem podszewki kawałkami, jeśli to akurat go interesuje i tą wszywaną tradycyjnie. Prawda jest taka, że z reguły decydują się na opcję tańszą, co nie jest naszą winą. No i na koniec - ludzie nie dbają o swoje ciuchy. Tłumaczę każdemu - prać ręcznie w letniej lub zimnej wodzie. Niestety lenistwo prowadzi do pralki i w ten sposób podszewka później wyłazi.
Zgadzam się z tym, że ludzie przez kasę idą na łatwiznę. Niesłuszne jest jednak to, że każdy potrafiłby uszyć wszystko sam. Wykroje dla laika mogą być trudne i może owszem coś z nich wykombinuje, ale najczęściej wygląda to później jak worek na ziemniaki. Szyję od ponad 10 lat stroje historyczne. Dopiero dzisiaj mogę stwierdzić, że potrafię je robić. Ktoś bez jakiegokolwiek zaplecza nie będzie w stanie uszyć ich na tyle dobrze, żeby nic się nie ciągnęło, żeby nie było za duże lub za małe, a o wykończeniach nawet nie wspomnę. Są rzemieślnicy i "rzemieślnicy" Uogólnianie tego typu jest krzywdzące, dla tych, którzy robią to tak jak ja, z pasją. Uwielbiam szyć, ale czasami nie mam wyjścia i muszę robić to, co klient sobie zażyczy. Mimo, że wiele razy zdarzyło mi się doradzać, ludzie są uparci i niestety często sami popełniają błędy, których ja nie jestem w stanie naprawić.
Kasiu znam Twoje stroje, widziałem ich wiele i jestem pewien podziwu nad poziomem Twojego rzemiosła. Ale przyznasz chyba, że słowo "rzemiosło" określa dość szeroki zakres denotatów tak indywidualnych jak i zbiorczych. Nie rozumiem, czemu czujesz się urażona stwierdzeniem, że rzemieślnik wszywa podszewkę do stroju i tym samym sprzedaje go drożej. Ty konsultujesz tą kwestię z kontrahentem - 5 innych krawców nie konsultuje a 5 kolejnych nie przyjmuje zleceń tylko trzaska masówkę całą zimę i sprzedaje gotowce w rozmiarach S, M, L, XL, XXL na kramach w sezonie albo na allegro. Co z tym począć? Nie wiem.
OdpowiedzUsuńCzy nowy ciuch podszywany i nowy ciuch niepodszywany u tego samego rzemieślnika będą kosztowały tyle samo? Są tacy, którzy wszywają, a są inni, którzy nie wszywają. A prawda jest taka, że ciuchy bez podszewki to mniej warstw tkaniny, dzięki czemu ciuch lepiej "oddycha". To też mniej pracy przy krojeniu, mniej szycia. Cena, o której wspominasz - też idzie w dół. Zatem - jeśli klient życzy sobie taniej - może lepiej podszewki nie wszywać (oczywiście z pominięciem tych sortów garderoby, gdzie jest ona konieczna). Więcej zaś warstw, tj. ciuchy podszywane, to niekiedy konieczność konstrukcji danego ciucha. Nie wyobrażam sobie np. dubletu bez podszewki.
Wyłażenie podszewki spod stroju wyjaśniłaś bardzo dobrze i sam lepiej bym tego nie zrobił. Myślę że mamy jeden wspólny ból. Bólem tym jest masowość rekonstrukcji, a co za tym idzie - masowy dostęp do rynku, do eventów, do światku; to trochę jak ze szkolnictwem wyższym - kiedyś dostęp był ograniczony, a jakość absolwentów - znacznie wyższa. Jeśli nie byłoby masowości, zapewne jakość reko byłaby wyższa. Ale frekwencja do dupy.
Że ludzie nie stosują się do rad i zaleceń - to chyba powszechne w dobie postindustrialnej cywilizacji.
Dziękuję za uznanie, bardzo mi miło. A co do reszty - i teraz zgadzam się w 100% - w poście nie wspominacie o masowości, a o rzemieślnikach, dlatego poczułam się lekko urażona, bo osobiście szyję tylko i wyłącznie na miarę. Ale rzeczywiście masowość w RR to rzecz straszna, której nie popieram i nigdy nie poprę ;) Cieszę, się więc, że mamy podobne zdanie na ten temat ;)
OdpowiedzUsuń