wtorek, 23 sierpnia 2016

Visby 2016

Zgodnie z zapowiedzią z lutego wystawiliśmy symboliczną delegację na 3. edycję bitwy pod Visby. Minął dzień po imprezie, wracamy w komplecie.


Impreza ma 1 zasadniczy minus - drogo. Na szczęście w nieszczęściu impreza nie jest organizowana co rok więc warto raz na jakiś czas wysypać wszystko z portfela. Poza reko jest też co zwiedzać. Choćby mury miejskie, które obeszliśmy od wewnętrznej i zewnętrznej strony co najmniej dwukrotnie. W muzeum leży masa uzbrojenia, które do niedawna oglądaliśmy tylko w .pdf Biblii Thordemana i na zdjęciach - udało się to w końcu obejrzeć na żywo. W mieście stoi 7 opuszczonych kościołów, które służą głównie za sale koncertowe. Ciekawe spostrzeżenie - u nas w stanie ruiny lub półruiny stoją głównie zamki. Tam - kościoły. W tym najstarszy - św. Olafa, który w stanie ruiny stoi już od średniowiecza i obrasta bluszczem.

Ciężko było szukać mroków wśród rekonstruktorów. Jeśli już ktoś przyjechał - był zrobiony przynajmniej tak jak należy. Ludzie ogarnięci do tego stopnia, że było o czym pogadać. W dowolnym języku. Mówią, że pod ten event pasujemy idealnie, od statusu społecznego począwszy a na stopniu dokładności szpeju skończywszy. Nie, to nie przechwałka. Zbyt wiele tunik z Bocksten, zbyt duże zapotrzebowanie na pospolite ruszenie ziemi Gotlandzkiej. Tak jakoś wyszło :P

Inscenizacja. Przez kilka ostatnich lat doświadczeń z reko nie sądziliśmy, że inscenizacja może być fajna. Zawsze jakoś źle się kojarzyła z pańszczyzną. Szwedzi mają tendencję do aktorzenia. Wbrew pozorom spodziewaliśmy się pussyfightu, a było całkiem groźnie. Oczywiście nie mówię tu o warczeniu na siebie zza ściany tarcz. Las włóczni, sztychy na porządku dziennym, strona Gotlandzka uzbrojona jak... praktycznie rozbrojona. Łucznicy używają innego typu pacynek. Przede wszystkim nie świecących białymi kulkami z prześcieradła i lepiej latających. Dostałeś? Czujesz że oberwałeś. Chyba najgorzej po gnatach. To była dobra odmiana od grunwaldzkiej przepychanki i dwugodzinnego czekania na start bitwy.


Przy imprezie masowej (organizatorzy mówili o 400 uczestnikach) trzeba liczyć się z pewnymi kompromisami. Nie ma mowy o oczekiwaniu poziomu wyższego niż maszynowo szyte stroje z ręcznym wykończeniem + spawane hełmy i tarcze ze sklejki. Za to inne zajawki nadrabiały straty moralne - ciągoty do piechoty a nie spieszonego rycerzenia, masowe użycie włóczni (czego u nas się boją), duży udział poprawnie obszytych rekonstruktorów. 3 edycji dopisała największa jak dotąd frekwencja. Z różnych względów warto było. I prawdopodobnie odwiedzimy kolejną edycję.

Garść zdjęć:

a takie coś ustawiają w Norwegii na plażach żeby wrócić.
przynajmniej tak mówi lokalny zwyczaj. oby zadziałało i na Gotlandii.
Za współorganizację i dobry melo szczególne podziękowania dla kolegów i koleżanek z Ukrainy. Euro 2012 jakoś wyszło, Visby 2016 - też. Vitaly, pozdro!