Dokonałem niedawno całkiem ciekawego spostrzeżenia. Mianowicie przeglądając ikonografię siedemnastowieczną doszedłem do wniosku że lwia część odzieży (wyłączając wystającą bieliznę - krezy, kołnierzyki koszul i pończochy) to czerń lub brąz; kolorowa odzież zdarza się sporadycznie (Landauer Hausbuch I). Jak interpretować to zjawisko? Jakie ma to przełożenie na XIV wiek?
Ikonografia nowożytna, co rzuca się w oczy już na początku, zakłada większą autentyczność przedstawienia niż ikonografia średniowieczna. Mowa tu przede wszystkim o dokładności przedstawiania, o detalach, proporcji, perspektywie. Ale także o kolorach. Jak zauważyłem wcześniej, w iluminowanych manuskryptach epoki średniowiecza występuje ograniczona: szersza lub węższa paleta barw. Nie oddaje ona zupełnie realiów. Przykładem mogą być niebieskie elementy płytowe. Przypomnę że w manuskryptach nie było priorytetem oddać realia epoki, a dostarczyć klientowi kolorowy produkt, spełniający jego estetyczne oczekiwania. Oczywiście kroje odzieży oddane zostać musiały - tutaj za bardzo nie było czego przekłamywać; mówiąc o realiach mam na myśli w tej chwili jedynie kolorystykę stroju.
Mogłoby się zdawać że dominacja brązów i czerni to moda. Śmiem wątpić. W XVII wieku kolor "munduru" zależał od przynależności do regimentu. Były regimenty w barwach niemal cyrkowych, były też szare szeregi. Kwestia zasadnicza - jak to było z odzieżą cywilną? Landauer Hausbuch pokazuje XVII-wieczne mieszczaństwo dość nowoczesnego miasta jak na swoje czasy - mowa oczywiście o Norymberdze. "Kasty" którą w oczach znacznej części rekonów - było stać na wiele. Poza tym także w Landauerze znajdują się przedstawienia ubiorów typowo farbowanych, np. na pomarańczowo. Mamy więc zatem człowieka kultur przedfarbiarskich, barbaricum + wczesne średniowiecze z tysiącami jarlów i księżniczek, pełne i późne średniowiecze z kolorowymi manuskryptami i malowanymi pogromcami smoków, wiek XVI z landsknechtami w cyrkowych dubletach i nagle nastaje wiek siedemnasty.. szary, ponury, czarnobiały.
W epoce przedindustrialnej obecna dostępność jasnego runa była ilościowo ograniczona. Podobnie jak w przypadku wikliny amerykanki, która zdominowała rynek gdzieś w XIX wieku, biała owca (merynos) rozpowszechniła się w Europie z Hiszpanii w XVIIIw. Do XVIII w. za próby wywozu z Hiszpanii tych owiec karą była śmierć. Nic dziwnego - wełna tych owiec o kapitalnej jakości była intratnym towarem eksportowym dla Hiszpanii. Większość stad była własnością kościoła bądź arystokracji. Oczywiście merynos to nie jedyna owca o białym umaszczeniu. Tym nie mniej pamiętać trzeba że brązowe, szare bądź czarne umaszczenie to dla średniowiecza standard dostępności. Jasne zaś, w szczególności białe, które nadaje się do farbowania - to towar może nie tyle deficytowy, co intratny jako obiekt handlu. Odbiorcami mogły być przede wszystkim miasta zajmujące się produkcją tekstylną, w tym farbiarstwem, np. Wenecja. Produkt końcowy - drogie, farbowane sukna dobrej jakości, stawały się wówczas znów obiektem handlu, z tym że na innych cenach.
Z tego miejsca należy przeanalizować działalność farbiarzy w środowisku rekonstruktorskim. Prawdą jest że mieć ciuch farbowany naturalnie to zawsze postęp względem farbowanego fabrycznie. Natomiast należy zastanowić się nad samym faktem farbowania tegoż. Co innego jeśli farbujemy eksperymentalnie, aby dowiedzieć się co było możliwe, co innego jeśli robimy to na skalę przemysłową.
Choć teraz się to już powoli zmienia, jeszcze niedawno ciężko było dopatrzeć się rekonów w niefarbowanych kolorach wełnianych ciuchów. A doprowadzałoby potencjalnego obserwatora do wniosku, że wszyscy farbowali ciuchy i brązy właściwie nie istniały. Piję tu do szeroko pojętej okołogrunwaldszczyzny. O ile z czernią tego problemu nie było bo jeszcze całkiem niedawno czarne nogawicospodnie były standardem, o tyle z pozostałą częścią barw naturalnych było co najmniej biednie. Tym bardziej dziwi fakt że ogrom reagentów, których farbiarze używają daje brąz: orzech włoski, kora dębu, szyszki olchy...
Ikonografia nowożytna, co rzuca się w oczy już na początku, zakłada większą autentyczność przedstawienia niż ikonografia średniowieczna. Mowa tu przede wszystkim o dokładności przedstawiania, o detalach, proporcji, perspektywie. Ale także o kolorach. Jak zauważyłem wcześniej, w iluminowanych manuskryptach epoki średniowiecza występuje ograniczona: szersza lub węższa paleta barw. Nie oddaje ona zupełnie realiów. Przykładem mogą być niebieskie elementy płytowe. Przypomnę że w manuskryptach nie było priorytetem oddać realia epoki, a dostarczyć klientowi kolorowy produkt, spełniający jego estetyczne oczekiwania. Oczywiście kroje odzieży oddane zostać musiały - tutaj za bardzo nie było czego przekłamywać; mówiąc o realiach mam na myśli w tej chwili jedynie kolorystykę stroju.
Mogłoby się zdawać że dominacja brązów i czerni to moda. Śmiem wątpić. W XVII wieku kolor "munduru" zależał od przynależności do regimentu. Były regimenty w barwach niemal cyrkowych, były też szare szeregi. Kwestia zasadnicza - jak to było z odzieżą cywilną? Landauer Hausbuch pokazuje XVII-wieczne mieszczaństwo dość nowoczesnego miasta jak na swoje czasy - mowa oczywiście o Norymberdze. "Kasty" którą w oczach znacznej części rekonów - było stać na wiele. Poza tym także w Landauerze znajdują się przedstawienia ubiorów typowo farbowanych, np. na pomarańczowo. Mamy więc zatem człowieka kultur przedfarbiarskich, barbaricum + wczesne średniowiecze z tysiącami jarlów i księżniczek, pełne i późne średniowiecze z kolorowymi manuskryptami i malowanymi pogromcami smoków, wiek XVI z landsknechtami w cyrkowych dubletach i nagle nastaje wiek siedemnasty.. szary, ponury, czarnobiały.
W epoce przedindustrialnej obecna dostępność jasnego runa była ilościowo ograniczona. Podobnie jak w przypadku wikliny amerykanki, która zdominowała rynek gdzieś w XIX wieku, biała owca (merynos) rozpowszechniła się w Europie z Hiszpanii w XVIIIw. Do XVIII w. za próby wywozu z Hiszpanii tych owiec karą była śmierć. Nic dziwnego - wełna tych owiec o kapitalnej jakości była intratnym towarem eksportowym dla Hiszpanii. Większość stad była własnością kościoła bądź arystokracji. Oczywiście merynos to nie jedyna owca o białym umaszczeniu. Tym nie mniej pamiętać trzeba że brązowe, szare bądź czarne umaszczenie to dla średniowiecza standard dostępności. Jasne zaś, w szczególności białe, które nadaje się do farbowania - to towar może nie tyle deficytowy, co intratny jako obiekt handlu. Odbiorcami mogły być przede wszystkim miasta zajmujące się produkcją tekstylną, w tym farbiarstwem, np. Wenecja. Produkt końcowy - drogie, farbowane sukna dobrej jakości, stawały się wówczas znów obiektem handlu, z tym że na innych cenach.
Z tego miejsca należy przeanalizować działalność farbiarzy w środowisku rekonstruktorskim. Prawdą jest że mieć ciuch farbowany naturalnie to zawsze postęp względem farbowanego fabrycznie. Natomiast należy zastanowić się nad samym faktem farbowania tegoż. Co innego jeśli farbujemy eksperymentalnie, aby dowiedzieć się co było możliwe, co innego jeśli robimy to na skalę przemysłową.
Choć teraz się to już powoli zmienia, jeszcze niedawno ciężko było dopatrzeć się rekonów w niefarbowanych kolorach wełnianych ciuchów. A doprowadzałoby potencjalnego obserwatora do wniosku, że wszyscy farbowali ciuchy i brązy właściwie nie istniały. Piję tu do szeroko pojętej okołogrunwaldszczyzny. O ile z czernią tego problemu nie było bo jeszcze całkiem niedawno czarne nogawicospodnie były standardem, o tyle z pozostałą częścią barw naturalnych było co najmniej biednie. Tym bardziej dziwi fakt że ogrom reagentów, których farbiarze używają daje brąz: orzech włoski, kora dębu, szyszki olchy...