niedziela, 25 marca 2012

O świadomości rekonstrukcji

słowem wstępu, projekt nie umarł śmiercią naturalną, każdy potrzebuje czasem urlopu, nawet ja.

Ostatnio spotkałem się z teorią (jak mi się to nazwało) świadomości rekonstrukcji. Naszprycowaną przesadyzmem z serią twierdzeń "jak nie masz RT lnu uprawianego na naturalnym nawozie tylko na sztucznym to jesteś takim samym mrokiem jak przeciętny rymcerz w zbrojnikach z brzeszczotów". To jedna z tych przesadzonych teorii. Rekonstrukcja taka pojmowana jako rekonstrukcja muzealna, tj. odwzorowanie czegoś w pełni nie jest możliwe. Nie jest możliwe jeśli trzymamy się takich szczegółów jak skład chemiczny gliny do wypału cegieł czy zawartość celulozy w drewnie z którego robimy tarczę. Warto zaznaczyć o co tu chodzi i gdzie jest granica między rozsądkiem a szaleństwem (która - jak sprecyzował James Jones w swojej powieści - jest tylko cienką czerwoną linią).

Generalnie rekonstrukcja, jeśli trzymać się definicji (na interesującym nas obszarze kultury materialnej), jest odwzorowaniem danego przedmiotu, obiektu kultury materialnej który miał miejsce w rekonstruowanej rzeczywistości i jest odtwarzany wg naszej wiedzy i możliwości. Więc, jeśli nie mamy zbytnio wpływu na skład chemiczny gleby na której uprawiamy len do wytkania odzieży, nie jesteśmy w stanie otrzymać takiej rekonstrukcji, jak ją niektórzy pojmują. Jesteśmy za to w stanie zrekonstruować znane w epoce techniki rzemieślnicze, produkty ich działalności, obiekty militarne na podstawie znalezisk/przedstawień/źródeł pisanych. Zarówno na płaszczyźnie rekonstrukcji samych przedmiotów (dzbany, hełmy), jak i ich cech (np. kolor odzieży), statystyki (ilość hełmów w stosunku do innych elementów uzbrojenia na podstawie ewidencji z epoki). Nie jesteśmy w stanie zapewnić przeciętnemu rekonstruktorowi hełmu z żelaza włóknistego, ale możemy zadbać o to żeby reprezentował on konkretny wzór zgodny z datowaniem postaci. Możemy też zadbać o to żeby wzór ten wyglądał przyzwoicie, tj. miał cechy morfologiczne zachowanych oryginałów, a nie spawanych artefaktów teatralnych z czasów PRL-u. Na pewnym etapie rozwoju możemy zadbać o to żeby wyprodukowanie tego hełmu odbywało się bez ingerencji współczesnych narzędzi, np. spawarki - na gorąco, przy użyciu ręcznych narzędzi; kapaliny wyciągane z 1 kawałka stają się powszechne w Rosji, dlaczego my mamy śmigać w spawakach?

Wracając do dokładności rekonstrukcji. Nie każdego stać na opłacenie wytopu żelaza dymarskiego. Jeszcze mniej rekonstruktorów stać na przerobienie tego na konkretne produkty. I tak niejeden rekon rycerza z 2. połowy XIVw. nazwie mnie zapewne szaleńcem jeśli powiem mu że jest mrokiem, bo nie ma hełmu wykutego z żelaza włóknistego (wytapianego w innej temperaturze jak dymarskie, chodzi o warstwowość), a ubrania ma szyte z fabrycznie tkanej wełny; podobnie - fabrycznie farbowanej. Tymczasem w rekonstrukcji Okresu wpływów rzymskich nie jest dużym problemem zrobić pełną rekonstrukcję inwentarza postaci tak jak należałoby to zrobić z definicji - nóż, umbo i grot włóczni z żelaza włóknistego, tarcza z dartych desek, tunika i spodnie z ręcznie tkanej wełny, ceramika robiona zgodnie ze znaną danej kulturze technologią. Problem w tym że nie nazwę go mrokiem. Nie nazwę, pod warunkiem że dąży do tego żeby jego postać była zrobiona poprawnie, zgodnie z jego możliwościami finansowymi, a nie zamyka się na tym co zrobił (niekoniecznie poprawnie) i jaki to on nie jest zajebisty. Nie nazwę też, pod warunkiem że nie usprawiedliwia się głupio tym, że ma inne priorytety w rekonstrukcji [promowanie kultury rycerskiej(WTF?!), walka, teatrzyki, szeroko pojęta "dobra zabawa"]. Wiedza problemem nie jest - dość materiałów da się wykopać w sieci. Problemem jest lenistwo i olewactwo. Problemem jest też istnienie ciekawszych rozwiązań, o których pisałem wcześniej (walka piesza w przyłbicach, unikalne znaleziska i przedstawienia, szukanie źródeł do kupionego sprzętu a nie sprzętu do znalezionych źródeł).

Rozwodząc się dalej nad problemem pojmowania rekonstrukcji, wróćmy do teorii "świadomości rekonstrukcji". Niewykonalnym jest aby każda jednostka, tj. człowiek będący (brzydko mówiąc) członkiem danego stowarzyszenia/bractwa/drużyny/roty był świadomy tego co rekonstruuje, tj. sam gmerał w źródłach, dochodził dlaczego coś wyglądało/odbywało się tak a nie inaczej, czy też dokumentował to co robi. Tacy też są potrzebni. Żeby zobrazować dlaczego, wyobraźmy sobie sytuację ich zapadnięcia się pod ziemię, zniknięcia. Na imprezy rekonstruktorskie zjeżdżają się sami archeolodzy/historycy/konserwatorzy zabytków/historycy sztuki. I nie piję tu do konkretnych przedstawicieli tychże profesji. Wyobraźmy sobie sytuację przeciętnej rozmowy przy ognisku takich kolegów po fachu "tak właśnie powiedział prof katedry archeologii Uniwersytetu miasta X Krzesimir Iksiński na swoim wykładzie z dnia 01 stycznia 2009 r....". Takie imprezy byłyby zwyczajnie nudne. Oczywiście to tylko takie wyobrażenie sytuacji. Tym nie mniej faktem niepodważalnym jest że tacy "świadomi" nie dostarczają rekruta do rekonstrukcji. Szeregowych rekonów też nam potrzeba. Cała filozofia polega na tym, żeby z miejsca wykrzewić u nich mroczne zapędy, nakierunkować im start. Dalej powinno pójść jak seria z kałasza.

Podsumowując, nie można stwierdzić, że rekonstrukcja historyczna jako taka nie istnieje/jest niewykonalna. Jest osiągalna, a nawet jest w zasięgu możliwości przeciętnego rekonstruktora. Nie jest ona bowiem stanem idealnym odwzorowania minionej rzeczywistości, a samym procesem dążenia do niej. Stan źródeł zmienia się - co roku wykopuje się nowe znaleziska, pojawiają się nowe prace. Czy więc dana rekonstrukcja X zrobiona w roku 1999 (zakładając że wówczas była pojmowana za precyzyjną i dokładną) będzie rekonstrukcją równie idealną co rekonstrukcja tego samego obiektu Y zrobionego dekadę później? Nie będzie. Nie będzie bowiem zmienią się stan badań, podejście, etc.